W „32. urodziny „Gazety Wyborczej” wracamy do punktu wyjścia. Znowu jesteśmy głosem polskich demokratów, głosem Czytelników odrzucających niegodziwą władzę i jej propagandę” -
— ogłosiła kilka dni temu redakcja z Czerskiej, w dobrze znanym wszystkim stylu, pięknie malując rzeczywistość.
Bo przecież historia tego ośrodka polityczno-medialnego zawiera w sobie o wiele więcej niż puste slogany, mówiące „walkę o demokrację”. To była w istocie brutalna walka o pełnię władzy - światopoglądowej, ale i politycznej - nad naszym krajem. I także walka o konkretny kształt polskiej rzeczywistości, wyrastający z doświadczeń, urazów, traum i przemyśleń tego konkretnego środowiska. Dziś „Wyborcza” wie, że ten plan legł w gruzach, ale to nie powód, by fałszować przeszłość.
Co ciekawe, myśli tak nie tylko prawica. Oto Bartłomiej Sienkiewicz, były szef MSWiA, jeden z najbliższych współpracowników Tusk, człowiek, który deklaruje się jako dość ortodoksyjny liberał, tak opowiada w rozmowie z „Kulturą Liberalną” o latach 90.:
(…) mechanizm, w którym dochodzi do kompletnego nieuznawania jakiejś grupy społecznej w dyskusji publicznej, jest bardzo niebezpieczny. Mało tego, do kluczowych tematów liberalizmu należy prawo człowieka do wyrażania swoich poglądów. To prawo oznacza, że ja wcale się nie muszę z nimi zgadzać, ale nie mogę kwestionować ich obecności w życiu publicznym. Żyliśmy w kraju jednej gazety, jednej telewizji i jednego prezydenta. To były lata 90. One odcisnęły się niesłychanie silnym piętnem wśród pokolenia, które w tej chwili ma lat 50. Było pokoleniowym doświadczeniem zbiorowego wykluczenia. I ten resentyment, który bardzo często teraz znajdujemy po stronie narodowych populistów i z którym się spotykamy w Polsce, bardzo często ma źródło właśnie w tych latach 90. To był wielki błąd.
I teraz pytanie, na ile to był błąd polityczny, a na ile to był błąd pewnej warstwy inteligenckiej w Polsce, która chciała miękkimi narzędziami stworzyć bezpieczny świat, w którym de facto tylko ich racje mają monopol? To jest w pewnym sensie grzech środowiska „Gazety Wyborczej”, której ówczesna potęga była nie do wyobrażenia dla współczesnych obserwatorów sfery publicznej. Za tym poszła część klasy politycznej, między innymi Unia Wolności. W tej sferze świetnie odnaleźli się i wybielali postkomuniści – stworzył się pewien mechanizm, który temu sprzyjał. Pierwszym momentem, który ten mechanizm rozbijał, było powstanie Platformy Obywatelskiej. To był ten moment, kiedy nagle się okazało, że można być nielubianym przez te środowiska, ba, być ich wrogiem politycznym, a mimo to stworzyć skuteczną partię, która nie była oparta o środowiska Unii Wolności ani o ten etos, który ona za sobą niosła. Zatem ta droga nie jest jednoznaczna – to jest odpowiedź na twoje pytanie.
To bardzo ciekawa refleksja. Oczywiście, Sienkiewicz wyciąga z niej inne wnioski niż my, ma też skrajnie inną ocenę obecnej rzeczywistości politycznej, ale trafnie dostrzega, że wiele z tego, co dzieje się dziś, ma swoje źródła w latach 90. On też wie, że u swoich źródeł „Gazeta Wyborcza” nie tyle walczyła o demokrację, co walczyła o budowę systemu w istocie zamkniętego.
I rzeczywiście, „Wyborcza” się nie zmieniła. Dziś chodzi jej dokładnie o to samo. Można powiedzieć: grupa rekonstrukcyjna. Ale czasy już inne, społeczeństwo inne, i nie da się powtórzyć dawnych sukcesów. Drugi raz ten sam numer nie przejdzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/550519-bartlomiej-sienkiewicz-i-zdumiewajaco-celna-ocena-gw