„Nie jest prawdą, że z portali i gazet Polski Press „lawinowo” odchodzą dziennikarze” - podkreśliła w rozmowie z portalem TVP Info Dorota Kania, redaktor naczelna mediów tej grupy.

Kania pytana o nieoficjalne doniesienia o „lawinowych” odejściach z Polska Press, poinformowała, że do tej pory, słyszała tylko jeden dziennikarz – Janusz Szymonik z „Dziennika Zachodniego” – złożył rezygnację.

O innych dziennikarzach nie słyszałam

—powiedziała, dodając, że na codziennych kolegiach słyszy o oczekiwaniach poprawy warunków pracy, „które do tej pory były fatalne, czego można dowiedzieć się po oficjalnych wpisach lub opiniach dziennikarzy”.

Część mediów, których wyraźna sympatia jest po stronie totalnej opozycji, dezinformuje na temat stanu faktycznego Polski Press. Nie jest prawdą, że z grupy „lawinowo” odchodzą dziennikarz

—podkreśliła.

„Atmosfera jak w obozie pracy przymusowej”

O sytuacji w grupie z czasu, kiedy była w rękach zagranicznego kapitału, pisał na Twitterze dziennikarz Marcin Torz.

Mobbing, poniżanie, zastraszanie, praca po kilkanaście godzin dziennie, żałosne zarobki, atmosfera jak w obozie pracy przymusowej. Tak to wyglądało w Polska Press „za Niemca”. Przeżyłem to. Nie wszyscy wiedzą, jak w niektórych redakcjach traktowani byli zwykli dziennikarze. Szkoda

—napisał na Twitterze Marcin Torz.

Słyszałem te historie o Wrocławskiej. W niektórych przypadkach dziwię się, że pokrzywdzeni nie poszli do sądu pracy, bo to już ostra przeginka. Chciałbym jednak zaznaczyć z własnego doświadczenia, że nie zawsze „u Niemca” tak to wygląda

—dodał Dawid Miązek.

Baliśmy się, że nic to nie da i że stracimy pracę. Wtedy (pewnie dalej tak jest) musiałeś pozwać wydawnictwo, a nie mobberów. Teraz bym postąpił inaczej, wtedy dałem ciała. Powtórzę: balem się. Piszę to ze wstydem

—wyjaśnił Torz.

A ja to rozumiem. Przechodziłem przez to samo… Znam mechanizmy. A do tego niezależnie od skali krzywd, zadośćuczynienia są symboliczne a procesy trwają latami

—napisał z kolei były operator TVN.

kk/TVP Info/Twitter