W swoje 32. urodziny „Gazeta Wyborcza” napisała: „Znowu jesteśmy głosem polskich demokratów, głosem Czytelników odrzucających niegodziwą władzę i jej propagandę, głosem obywateli, którzy chcą Polski w Europie, i to na należnym jej miejscu”. O komentarz w tej sprawie portal wPolityce.pl poprosił medioznawcę, dr hab. Hannę Karp.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Niesmaczny wywód Michnika na 32. urodziny „GW”. „Wracamy do punktu wyjścia. Znowu jesteśmy głosem polskich demokratów”
Mówimy o gazecie powołanej na wybory, stąd tytuł, która obiecywała swoim czytelnikom w maju 1989 roku, wszystkie cnoty i klejnoty zawodu i misji dziennikarza. Której redakcja zresztą do niedawna głosiła, że ma najlepsze zaplecze, najlepsze warunki dla dziennikarzy, najlepszą jakość dziennikarstwa. Kiedy jednak skończyły się dobre wiatry, a wiały one do roku 2015, łatwo sobie obliczyć jak długo to trwało, gazeta zaczęła szorować po dnie. Kiedy w 2015 roku PO i PSL straciły władzę rozpoczęła się równia pochyła. Podniesiono wielki szum, że zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości oznacza niszczenie wolnych mediów. Właściwie od tamtego momentu nie wiele się zmieniło poza tym, że ten histeryczny hałas raz narasta, raz nieco cichnie. Ogłoszeniu, darmowej reklamie, bezpłatnej w szwedzkim dzienniku towarzyszy stały element strategii Adama Michnika. Prominentny redaktor stale peregrynuje po Europie. Zatrzymuje się wszędzie tam, gdzie ma utrwalone bardzo życzliwe sobie środowiska medialne. Uprawia nieustaną nagonkę na panujący w Polsce rząd. Choć wszystko brzmi bardzo niespójnie. Jednym razem prezesa PiS przedstawia jako autokratę i bezwzględnego dyktatora. Innym razem jako kogoś nieporadnego, infantylnego. Dokonuje różnego rodzaju porównań, które mimo wszystko, zaskakują bo porównania są skrajne: mówi o panującym w Polsce systemie na pograniczu faszyzmu. Ulubione porównanie to zestawienie Jarosława Kaczyńskiego z Władymirem Putinem.
— mówi dr hab. Karp.
„Czesława Kiszczaka nazywał człowiekiem honoru”
W jej ocenie w „ogłoszeniu pobrzmiewa analogia do stanu wojennego, do tego, co wprowadził, jeśli chodzi o media w kraju Wojciech Jaruzelski”.
A przecież wówczas media, nawet te, które były kolportowane przez koncern RSW, całkowicie zależne do jedynej słusznej partii, jaką była PZPR, zostały kompletnie zablokowane. Redakcje zostały zmilitaryzowane, a dziennikarze poddani weryfikacji, pozwalniani i skazani na bolesną banicję. Więc nie wiem, czy red. Adam Michnik cierpi na rodzaj szczególnej niepamięci, że mu się wszystkie czasy i daty pomieszały? Dokonując takich analogii całkowicie kompromituje się. Pomijam już to, że wcześniej wołał do opozycji „Odpieprzcie się od generała”, a Czesława Kiszczaka nazywał człowiekiem honoru. Podobne problemy można zauważyć u Lecha Wałęsy
— ocenia.
Podkreśla przy tym, że jeżeli śledzi się wywiady, publikacje Adama Michnika, to bardzo często nacechowane są skrajną niechęcią czy wręcz nienawiścią do obecnych rządów w Polsce. Drukuje to wszystko chętnie liberalna prasa amerykańska, która nadaje ton całej światowej publicystyce na temat Polski i spraw polskich. Publikacje są powtarzane w milionowych nakładach.
„Sam Soros ma tam kilkanaście procent akcji”
Jeśli chodzi o szwedzki dziennik, to jest wprost, jak niektórzy nazywają, żebranina o datki. Jest to bardzo nieprzyzwoite, dlatego że polska opinia publiczna dość dobrze zorientowana jest w sytuacji w redakcji „Gazety Wyborczej”. W koncernie Agora od czasu przejęcia władzy przez PiS, kiedy skończyły się reklamy spółek skarbu państwa panuje atmosfera czystki. Odchodzą dziennikarze, są zamykane całe działy redakcji, redukuje się oddziały regionalne. Przy tym jednocześnie wiadomo, że jeśli chodzi o apanaże, to kierownictwo koncernu w żaden sposób nie odczuwa tego kryzysu. To jest obłuda, hipokryzja, życie w zakłamaniu. Oczywiście zagranica nie jest w ogóle zorientowana w tym, jaka jest realna sytuacja mediów w Polsce. Chyba nie trzeba dodawać, że w ogóle jej to nie interesuje. Ważne jest stałe budowanie i podtrzymywanie atmosfery związanej z tym, że w Polsce nie ma wolności mediów, nie ma wolności słowa, nie ma pluralizmu mediów. Nie nazwałabym tego nawet kłamstwem, tylko świadomą grą, strategią, która może wręcz budzić obrzydzenie, dlatego że jakiejś podstawowej, rudymentarnej prawdy o rynku mediów w Polsce od takiego redaktora jak Adam Michnik należałoby wymagać
— stwierdza dr hab. Hanna Karp, dodając, iż „sama Agora jest przecież problematyczna”, ponieważ „sam Soros ma tam kilkanaście procent akcji”.
Jeżeli Adam Michnik odbywa takie pielgrzymki na Zachód, żeby ten wór wdowi napełnić, to jest pytanie o Sorosa. Czyżby tam było niedostateczne finansowanie? Taki kryzys… Być może w tej chwili Agora przeinwestowała? Wiemy, że ma dużą klientelę, jeżeli chodzi o cyfrowych czytelników jest to dosyć liczne grono – w tej chwili cały koncern nastawił się na cyfrowych czytelników. Także odbierałabym to jako pewien symptom dużego, poważnego kryzysu. Oczywiście bardzo ważnym punktem jest ciągłe podtrzymywanie wrogiej propagandy wobec Polski i szerzenie kłamstwa, ale jednocześnie za tym może kryć się bardzo poważny kryzys samej spółki i tego, co się dzieje personalnie w samej redakcji, bezpośrednio związanego z dziennikarzami w Agorze
— mówi.
„Niewątpliwie w gazecie panuje głęboki kryzys personalny”
Pytana, czy jest możliwy taki scenariusz, że ci, którzy w konkretnych celach w ten czy inny sposób inwestowali w Agorę, zobaczyli, że propaganda, która idzie z tych mediów, jest mało skuteczna, powoli zaczynają się wycofywać, dr hab. Hanna Karp mówi:
Są różnego rodzaju symptomy. Niewątpliwie w gazecie panuje głęboki kryzys personalny. Wystarczy śledzić tyko wypowiedzi i zachowania wielu redaktorów i dziennikarzy Agory. Wydaje mi się jednak, że ten wariant, o którym pani mówi, nie może być jednak decydujący. Dlatego że Agora jako spółka medialna ma przede wszystkim inne strategiczne zadania i wcale to nie jest przynoszenie zysku.
Do niedawna, kiedy były bardzo sprzyjające okoliczności finansowe, rządził Donald Tusk, to wszystko się nakładało: były pieniądze, były reklamy ze spółek państwowych, olbrzymie. Przecież Agora zagarnęła cały rynek reklamy, więc były zyski, a jednocześnie szła propaganda. Szedł przekaz związany z różnego rodzaju polityką społeczną, ekonomiczną, biznesem. Był to też rodzaj pewnej kryszy dla wybranych polityków. Sam Michnik mówił, że nie potrzebuje partii, nie potrzebuje nawet być politykiem, dlatego że gazeta jest najlepszą partią polityczną, poprzez którą on może kreować politykę. Myślę, że Agora jednak ciągle – pomimo kryzysu – chce wciąż nadawać ton polityczny i ideowy. Również ten rodzaj polityki historycznej, który proponuje – ta słynna konsekwentna polityka wstydu, która ciągle przecież jest obecna na łamach gazety. Wielu czytelników w tej chwili jest bardzo zniesmaczonych. Niektórzy bowiem otworzyli oczy i zrozumieli główny przekaz tej gazety, jeżeli chodzi o historię, o tożsamość Polaków i wizerunek Polski na zewnątrz. A inni to są wciąż wierni agorowcy, wyznawcy kultu Wyborczej. Wciąż nie wiedzą co rano myśleć o tym, co dzieje się w kraju i na świecie, zanim nie przeczytają tego, co napiszą w ich ukochanej gazecie i nie usłyszą w rozgłośni radiowej, finansowanej także przez Agorę
— wyjaśnia.
Myślę, że tutaj nic się nie zmieniło i tak naprawdę pieniądze nie są głównym motywem funkcjonowania samej Agory. Pewne podmioty, które czuły się stale związane z tą spółką, są z nią związane nadal – ta łączność nie została przerwana, ona ciągle trwa. Myślę więc, że raczej jest to zawirowanie związane z organizacją wewnątrz spółki, z kadrami, z polityką personalną. Wiadomo już, że są różnego rodzaju spory, kwasy, związki zawodowe się buntują, prowadzone są spory sądowe. Również, gdy chodzi o polityczne zawirowania (to związane z głosowaniem ws. Funduszu Odbudowy) Adam Michnik kuje żelazo póki gorące i próbuje na tym wszystkim jeszcze coś ugrać dla swojej redakcji
— analizuje sytuację medioznawca.
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/550157-dr-hab-karp-to-swiadoma-gra-gw-ktora-budzi-obrzydzenie