W cytowanej na naszych łamach rozmowie Wojciech Mann ogłosił, że „Trójki już nie ma”. Oczywiście radiowej Trójki. Nie ma, ponieważ „została zadeptana, zniszczona i rozjechana prymitywnym walcem”.
Stoi budynek, wisi neon, może nawet świeci. Ale nie ma Trójki. Dlatego mogę życzyć wszystkim mediom w Polsce, żeby zniknęła opresyjna, beznadziejna, tępa, propagandowa władza. I wtedy zobaczymy, czy na gruzach tego dziadostwa co nabudowali, pakowania wszędzie tej ohydnej propagandy, da się odbudować coś, co będzie miało klasę i format dawnych mediów -
— ogłasza pan Wojciech.
W szczegóły rozstania, w klasyczną prowokację wokół piosenki Kazika i listy przebojów, nie wnika, podobnie jak w snute zapewne już od dawna plany powołania własnych przedsięwzięć odwołujących się do trójkowego słuchacza.
„Trójki nie ma” - słyszymy. W domyśle: „Trójka to my”. Czy jednak na pewno? Trójka nadaje, istnieje. Tak jak wychodzi „Rzeczpospolita”, z której przepędzono swego czasu, w latach rządów PO, prawicowych dziennikarzy, ponieważ przekroczyli niewidzialną czerwoną linię. I nikt z tych dziennikarzy nie twierdził, że „Rzepy” już nie ma. Nie twierdził, bo nie sądził, że instytucja jest jego własnością. Cieszyli się, że w niej pracują, budowali jej markę, utożsamiali się, ale nie uważali, że to ich. Co więcej, zapewne uznaliby, że zapał w publicznym niszczeniu redakcji, z której się odeszło, jest w złym guście.
W przypadku radiowej Trójki było inaczej. To tylko formalnie było państwowe, publiczne radio. W rzeczywistości należało do jednego środowiska, które ostro przeganiało wszystkich, którzy śmieli zbliżyć się do „świątyni”. Przeganiało skutecznie i z zapałem, uważając, że to jego teren. Teren prywatny.
Czy kierownictwo Polskiego Radia mogło poprowadzić sprawy inaczej? Czy nie dało się zbudować jakiego modus vivendi, który pozwoliłby funkcjonować starej Trójce w nowych ramach? Proszę państwa, przecież próbowano, i to przez parę ładnych lat, różnymi ludźmi i różnymi sposobami. I z tego co wiadomo, nie chciano wiele. Wystarczyłoby nieco mniej politycznych toksyn, unikanie zabawy w kodziarskie prowokacje, jakieś okienka kulturalne dla nieco bardziej prawicowych twórców i uznanie reguł ładu korporacyjnego w sferze finansowej. Ale dla „właścicieli” Trójki i to było zdecydowanie za dużo. Oni nie chcieli żadnych zmian, a dodatkowo chętnie wysyłali mocne fale, które miały zdestabilizować całe Radio.
A przecież by żyć obok siebie, trzeba dobrej woli dwóch stron. Tego zabrakło. I ja, jako człowiek, którego nie raz i nie dwa wywalano z pracy i który nie raz i nie dwa sam odchodził, doskonale to rozumiem. Uważam jednak że także i w takich, zawsze niemiłych sytuacjach, nie warto fałszować rzeczywistości. Z radiową Trójką było po prostu zupełnie inaczej niż głosi to budowana pracowicie legenda jej byłych pracowników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/543352-ten-zapal-w-niszczeniu-stacji-z-ktorej-odeszli-zdumiewa