Iwona Śledzińska-Katarasińska. Sam dźwięk tego nazwiska kojarzy nam się z wolnością słowa w Polsce i najwyższymi standardami dziennikarskimi. I to już od 53 lat! Mogliśmy więc dziś oczekiwać, że ws. mediów pójdzie drogą obraną w ‘68. I poszła. Czyli wyszła. Z komisji.
Razem z koleżankami i kolegami z PO opuściła posiedzenie sejmowej komisji kultury i środków przekazu, by nie brać udziału w głosowaniu nad dezyderatem ws. prób mrożenia debaty publicznej przez koncern Ringier Axel Springer Polska.
Koncern ten, przypomnijmy, wytoczył procesy za publicystyczne stwierdzenia kilku dziennikarzom, m.in. naszemu redakcyjnemu koledze Wojciechowi Biedroniowi, ale też Witoldowi Gadowskiemu, Cezaremu Gmyzowi i Samuelowi Pereirze.
Problemem nie są same procesy wytaczane dziennikarzom i redakcjom przez RASP. Jeśli tylko spory rozstrzygać będą uczciwi sędziowie, w większości przypadków niemiecko-szwajcarsko-amerykański koncern z kretesem je przegra. Skandalem są oczywiście żądania wielusettysięcznych zadośćuczynień za wyimaginowane krzywdy, co ma doprowadzić pozywanych/oskarżanych do bankructwa, a pozostałych zmusić do tłumienia w sobie krytyki RASP.
Największy kłopot polega jednak na tym, że Ringier Axel Springer ze swoimi miliardami euro uważa się za najważniejsze wydawnictwo medialne działające w Polsce, pragnące mieć znaczący wpływ na polską scenę polityczną, wpływające na wyniki wyborów, chcące na nowo pisać polską historię, hodować „Polaczków” na swoją modłę i kształtować ramy debaty publicznej, w której jemu przysługują nienależne przywileje. Wolna dyskusja jest im obca, więc ze swych szklanych gmachów w Berlinie, Zurychu i na Mokotowie chcą zamiast piórem, debatować pałką.
Tego de facto dotyczyło posiedzenie sejmowej komisji. Fakt, że parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej z niego wyszli, mówi wystarczająco dużo na temat ich dbałości o wolność wypowiedzi dziennikarzy, jak i o ich stosunku do niemiecko-szwajcarsko-amerykańskiej agendy narzucanej i pilnowanej przez RASP.
Czy problemem jest art. 212 kodeksu karnego? Oczywiście tak. Wiedzą o tym wszyscy dziennikarze, przeciwko którym kiedykolwiek wytoczono sprawę karną na podstawie tego przepisu. W każdej partii znajdziemy polityków, którzy zgadzają się, że ten artykuł powinien zostać zniesiony/zmieniony, bo możliwość karania dziennikarzy za zniesławienie więzieniem jest w XXI wieku wręcz groteską. Ale w każdej też są tacy, którzy ochoczo z niego korzystają. Efekt? Wszyscy chcą to naprawić, ale gdy już przejmują władzę – zmieniają zdanie.
Wciąż więc musimy boksować się z tymi, którym nie podoba się krytyka i ujawnianie ich metod działania, a którzy mają wystarczająco dużo środków na próby sądowego zastraszania dziennikarzy. Przy okazji chowają się za tajnością rozpraw.
Ja też bardzo bym chciał, by jawny był mój proces z Fundacją Otwarty Dialog, cudzoziemką o statusie persona non grata w Polsce Lyudmiłą Kozlovską, jej mężem Bartoszem Kramkiem i jego firmą Silk Road. By opinia publiczna mogła poznać wagę i charakter kierowanych pod moim adresem oskarżeń, argumentację oskarżycieli prywatnych i moją obronę – na podstawie popartych dokumentami faktów. Niestety to niemożliwe.
Podobnie wiele spraw wytaczanych przez RASP odbywa się z wyłączeniem jawności, co nie służy ani przejrzystości debaty publicznej, ani wolności słowa.
Ale przecież nie o to chodzi ludziom, którzy w swoich redakcjach zatrudniają hologramy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/543325-opozycja-ws-wolnych-mediow-uciekla-z-komisji