Wydarzeniem tygodnia na świecie był bez wątpienia wywiad, którego udzielili amerykańskiej telewizji uciekinierzy z dworu brytyjskiego – Meghan Markle i książę Harry, dziś mieszkający w słonecznej Kalifornii.
Padły w nim straszliwe we współczesnym świecie zarzuty wobec królowej Elżbiety i królewskiej rodziny, w tym o rzekomy rasizm. Bo ktoś, choć nie wiadomo kto, miał zapytać jaki będzie kolor skóry dziecka. I podobno z tego powodu nie przyznano małemu Arcziemu odpowiedniego tytułu książęcego - co okazało się nieprawdą, bo od 100 lat sprawę precyzyjnie regulują odpowiednie przepisy, przewidujące taki tytuł wyłącznie dla linii w pierwszej kolejności dziedziczenia.
Także zarzuty o złośliwe rzekomo nie przyznanie młodej parze opłacanej przez podatnika ochrony okazały się ślepym strzałem, bo szybko wyszło na jaw, że ma ją tylko niewielka część rodziny królewskiej.
Śmiech wzbudziły twierdzenia Meghan, że przed poznaniem Harrego mało wiedziała o nim i o rodzinie królewskiej, nie googlowała ich. Przypomniano, że sama mówiła o swojej fascynacji rodziną królewską w okresie gdy była nastolatką.
Wywiad określono jako bombowy, oficjalne stanowisko rodziny królewskiej podkreśla smutek spowodowany wywiadem, możliwość różnego pamiętania i interpretacji tych samych zdarzeń przez różne osoby i fakt, pozostają kochanymi członkami rodziny, Nieoficjalnie źródła w mówią o szoku i przerażeniu.
Królowa jest osobiście zasmucona, rozbita i zaniepokojona możliwymi konsekwencjami dla reputacji rodziny królewskiej
— podają brytyjskie media. Rodziny czyli FIRMY, bo tak ironicznie Meghan i Harry określali rodzinę. Meghan była zresztą w niej krótko, huczny ślub z Harrym odbył się niedawno, w 2018 roku.
Wśród licznych komentarzy i reakcji wybiły się słowa Piersa Morgana, który sam jest celebrytą na rynkach brytyjskim i amerykańskim, a przez ostatnie kilka lat współprowadził poranny show na antenie komercyjnej telewizji ITV. I mocno podbijał jej oglądalność. Jest też felietonistą dziennika Daily Mail.
Morgan w ostrych słowach mówił, że nie wierzy w ani jedno słowo z wywiadu, pisał, że to przedstawienie jest „lubieżne, skandaliczne, świętoszkowate i samolubne”. Wskazywał na zerowy brak dowodów, na okazany całkowity brak szacunku dla Królowej. W zapale polemicznym poddał w wątpliwość zdrowie psychiczne pani Markle - co faktycznie było pewnym przekroczeniem obyczaju. Ale czy zbrodnią? Bronił dobrego imienia Królowej i podkreślał, jak niestosowny jest moment na takie wynurzenia – książę filip, mąż królowej, leży bowiem w szpitalu.
Morgan szydził też z wizji młodej, uprzywilejowanej pary jako ofiar. Mówił, że mamy epidemię, ludzie tracą pracę, wielu jest w depresji, bo nie ma z czego żyć, a oni siedzą w słonecznej Kaliforni, w luksusowej posiadłości zapłaconej z pieniędzy rodziny królewskiej wartej prawie 15 milionów dolarów, podpisują sute kontrakty filmowe i medialne, a mimo to mówią wszystkim o tym, że są ofiarami, są najbiedniejsi w tym trudnym czasie.
Te mocne słowa wywołały reakcję. Posypały się skargi do OFCOMU – (w dużym skrócie) brytyjskiego odpowiednika Krajowej rady Radiofonii i Telewizji. Nakrzyczał na Morgana kolega w studiu. Ten wyszedł komentując, że nikt nie będzie go obrażał w jego własnym programie. Nie wiedział, że to ustawka. Stacja zmusiła gwiazdę do odejścia. Szybko wyszło na jaw, że maczała w tym palce także sama Meghan Markle, która interweniowała u szefostwa.
Kolejny dowód, jak działa Nowa Tyrania, której cenzorskie akcje ogarniają coraz to nowe obszary. Fakt „nie uwierzenia” oskarżeniom o rasizm został zrównany z byciem rasistą.
A przecież w ogóle Morgan miał sporo racji. Przynależność do rodziny królewskiej niesie pewnie sporo problemów i dyskomfortu. Ale czy ta pozycja naprawdę w tym momencie dziejów świata da się przedstawić jako źródło największej z możliwych opresji? Czy nie ma w tym elementu, tak typowego dla dzisiejszych czasów, niepogodzenia się z niesprawiedliwością świata w żadnym elemencie?
Protesty wzywające go do usunięcia ze stacji przyniosły natychmiastowy skutek. Jeszcze bardziej liczne listy, by go przywrócić, przeszły bez echa.
Niektórzy celebryci z nim zaprzyjaźnieni, jak Sharon Osbourne, próbowali go bronić.
Jestem z Tobą. Ludzie zapominają, że płacą ci właśnie za twoje opinie, a mówiąc je, wyrażasz swoją prawdę
— stwierdziła.
Ale po kilkudziesięciu godzinach „przemyślała sprawę” i w publicznym oświadczeniu dołączyła do potępień.
Było zresztą więcej dymisji w tej fali, nawet za proste stwierdzenia iż w prasie brytyjskiej nie ma rasizmu. Naprawdę nie ma, ale takie opinie niosłyby niebezpieczną konsekwencję zakończenia tej walki (klasowej) - za wielu ma z tego korzyści, za wielu z tego żyje doskonale.
Lekcja, której udzielono światu jest prosta: trzeba wierzyć oskarżeniom o odchylenie od linii, one już są wyrokiem. Skąd to znamy?
No, chyba iż padają w kierunku polityków lewicowych, jak oskarżonego o molestowanie kobiet (i przez kobiety) demokratycznego gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo. Tu wszystkie wątpliwości brane są dowody niewinności. I to też skądś znamy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/542896-nowa-tyrania-ma-kolejna-ofiare-tym-razem-jest-nim