Krynica prawdy całą dobę, specjaliści od samouwielbienia i pouczania, fabryka masówki dla mniej wymagających (ale za to czujących się elitą) przypomina warszawski system odprowadzania ścieków. Gdy jedną awarię uda się załatać, natychmiast wyłazi kolejna.
„Ludzie drugiej kategorii”, „współczesne niewolnictwo”, „wykluczenie zawodowe”, „szantaż”, „odwet”, „łamanie prawa pracy”, „patologie”, „orwellowska rzeczywistość”, „nepotyzm”, „łapówki”, „poniżanie”, „łamanie RODO”, „łamanie procedur ustanowionych przez siebie”. Lista zarzutów, jakie stawia TVN/Discovery operator kamery pracujący w stacji przez 23 lata, jest długa i wstrząsająca.
Nie można przejść nad nią do porządku dziennego. Zwłaszcza, że rośnie grono osób, które miały styczność z warunkami pracy w TVN, a dziś potwierdzają wpis Kamila Różalskiego. Koncern musiał zareagować. Wydał kuriozalne oświadczenie.
Warunki zatrudnienia wszystkich osób wykonujących wolne zawody w ramach współpracy z telewizją TVN, w tym operatorów kamer, są zgodne z prawem. (…) Każde zgłoszenie dotyczące potencjalnego naruszenia obowiązujących w firmie zasad bardzo dokładnie analizujemy i traktujemy poważnie. Wewnętrzne postępowania wyjaśniające w takich sprawach są objęte poufnością i nie udzielamy na ich temat informacji. (…) Wobec osób składających skargi nie są wyciągane negatywne konsekwencje, a każda osoba oceniana jest wyłącznie na podstawie swoich kompetencji i zaangażowania w wykonywaną pracę.
Mięciutko, słabiutko. Mówią, że zatrudniają zgodnie z prawem – może i to prawda, ale naciągają to prawo tak, by do wypruwających z siebie żył pracowników dokładać jak najmniej, a amerykański właściciel mnożył zyski.
Ale dlaczego nie piszą nic o innych zarzutach stawianych przez byłego pracownika - korupcji, mobbingu, łamaniu przepisów, poniżaniu, szantażu itd.? Może dlatego, że są prawdziwe? O części mieliśmy już nieprzyjemność słyszeć, inne afery pewnie będą wyłazić w kolejnych miesiącach. Telewizja traktująca zatrudnionych jak przedmioty (to najłagodniejsze określenie, adekwatne byłoby dużo cięższe) musi mieć za fasadą światowości i profesjonalizmu niezłe bagno.
A może powołują właśnie komisję, która ma oszacować, ile jeszcze szamba może wystrzelić i jak poważnymi dowodami dysponują zdesperowani byli (a może i obecni?) pracownicy?
TVN w ostatnich miesiącach skupia się na zarządzaniu kryzysowym.
Rok zaczął się od mega skandalu, gdy okazało się, że szefostwo koncernu dzięki znajomościom wepchnęło się do kolejki szczepień i zadbało o własne bezpieczeństwo, zanim jeszcze pierwsze szczepionki zostały rozesłane po Polsce.
Trwa festiwal zwolnień i odejść z firmy - często osób pracujących tam od 20 lat, lecz uznanych już za zbędne. Murzyni mogą więc odejść.
Wreszcie spółce zajrzała w oczy konieczność pogodzenia się z mniejszym zyskiem z powodu planowanego wprowadzenia nowego podatku od reklam. Firma zareagowała w charakterystyczny dla siebie sposób – rozkręciła histeryczną akcję, do której szantażem wciągnęła inne media i zupełnie apolitycznie (jak to ma w zwyczaju) sięgnęła po wsparcie u zaprzyjaźnionych z właścicielami amerykańskich polityków.
Są dwie złe wiadomości dla TVN/Discovery. Pierwsza taka, że pomysł opodatkowania reklam wcale nie upadł i wciąż jest wielce prawdopodobne, że zostanie wprowadzony. Ale druga jest jeszcze gorsza – do katastrofy wcale nie musi doprowadzić uszczuplenie ich zysku z podstawowego contentu (czyli reklam), lecz gniew ludzi, których brutalnie wykorzystują do kręcenia swoją maszynką propagandy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/541091-gestnieje-bagno-przy-wiertniczej