Kolejne zwolnienia i odejścia z TVN budzą ogromne emocje. W sieci pojawił się wpis byłego operatora pracującego dla tej stacji. Padły mocne oskarżenia m.in. pod adresem amerykańskiego koncernu Discovery.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

• Kolejni dziennikarze żegnają się z TVN. Ze stacji odchodzą Maciej Dolega i Aleksandra Janiec

• Igor Sokołowski żegna się z TVN24. W wiadomości do kolegów tłumaczy: „To już nie jest moje miejsce”

Kamil Różalski, który od 1997 roku pracował dla TVN, udostępnił wpis na Facebooku. Pisze w nim o obecnej sytuacji w stacji, w tym o sposobie traktowania dziennikarzy i pracowników stacji. „Łamanie prawa i patologie” – tak zatytułował swój tekst, który opublikował po polsku i po angielsku.

Jak przekonuje Różalski, w 2013 roku został zmuszony do rozwiązania umowy i zostania jedynie współpracownikiem stacji. Stwierdził, że od tego momentu wiele osób związanych z TVN zaczęło być traktowanych jak „ludzie drugiej kategorii”.

Stawaliśmy się ofiarami mobbingu, współczesnego niewolnictwa, wykluczenia zawodowego, szantażu, odwetu. Byliśmy zmuszani przez pracodawcę do pracy po 16-17 godzin dziennie, w wyniku czego traciliśmy zdrowie. Orwellowska rzeczywistość stała się faktem w TVN SA. Nepotyzm, łapówki, łamanie prawa pracy, szantaż, poniżanie, łamanie RODO i inne patologie stały się chlebem powszednim w TVN. Nieprawdopodobnym jest to, że telewizja ta ma czelność pouczać innych w aspekcie etyki, sama nie przestrzegając u siebie podstawowych standardów i przepisów prawa

– czytamy w jego wpisie.

Jeszcze niedawno w TVN SA zatrudnionych było niezgodnie z prawem pracy około 1800 osób. To ludzie bez prawa do emerytury, urlopu, ubezpieczenia zdrowotnego. To też ogromne pieniądze w nieodprowadzonych składkach do ZUS

– dodaje Różalski.

Naruszenie anonimowości przez Discovery

Zapewnia też, że wraz z grupą innych pracowników, informował Discovery Inc. o łamaniu prawa w TVN.

Co zrobili Amerykanie? Złamali procedury, które sami ustanowili. Naruszyli naszą anonimowość, narażając nas na działania odwetowe ze strony TVN (na które nawiasem mówiąc nie trzeba było długo czekać)

– czytamy.

mly/Facebook