„Cenzor nie musi siedzieć na ulicy Mysiej, jak kiedyś było w Warszawie. On może siedzieć w mózgu tych wszystkich redaktorów i szefów redakcji, którzy wiedzą, że pewnych rzeczy się nie puszcza. Gwarantuję pani, że gdyby oni urządzali Polskę, to mielibyśmy taką aksamitną cenzurę, która sprawia, że pewne rzeczy dotyczące na przykład PO, Kwaśniewskiego nigdy nie mogłyby ujrzeć światła dziennego” - mówi portalowi wPolityce.pl Jacek Łęski, wieloletni dziennikarz śledczy, a obecnie gospodarz programów w TVP, komentując poziom informacji w TVN.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Portal wPolityce.pl zapytał dziennikarza śledczego Jacka Łęskiego o stosunek TVN do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w trakcie jego kadencji. Walczące o „wolność mediów” z zagrożeniem nowym podatkiem Fakty TVN chwaliły się emisją słynnego materiału z pijanym Aleksandrem Kwaśniewskim w roli głównej, zataczającym się na uroczystościach 59. rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Dokładnie tą samą, którą… osobiście blokował szef i założyciel tej stacji Mariusz Walter.
Stosunek TVN do Kwaśniewskiego był zawsze wiernopoddańczy, od samego początku. To był ich prezydent, ich idol, człowiek, którego podziwiali, któremu kibicowali, którego wspierali, jak tylko potrafili
— mówi Jacek Łęski, aktywny obserwator tamtych wydarzeń.
Kiedy zdarzyła się ta historia w Charkowie, tam była kamera TVN. To było w weekend. Jedyną osobą z będących tam dziennikarzy, która zrelacjonowała tę sprawę, była Maria Przełomiec, która wtedy pracowała dla BBC. Nikt by może tego nie zauważył, bo nadmiernie nie słuchano stacji o Polsce wtedy, sekcji polskiej Radia BBC, gdyby nie malutka notka na drugiej stronie „Rzeczpospolitej”, która jakimś Boskim cudem zrelacjonowała materiał z BBC. Notka miała 5 cm2 i mówiła o tym, że według relacji BBC prezydent był niedysponowany i chwiał się na nogach. I tyle. Zaległo milczenie
— relacjonuje.
Pracowałem wtedy w Radiu Plus. W międzyczasie przyszedł do nas człowiek, który powiedział, że ci ludzie, którzy byli w Charkowie widzieli, że Kwaśniewski był po prostu pijany w sztok, że wszystkie trzy kamery, które tam były czyli Polsatu, TVN-u i TVP zarejestrowały te fakty, przy czym najmniejszym „zrozumieniem dla sprawy” wykazał się operator Polsatu, który filmował wszystko, jak było. Operator TVN-u widząc, że Kwaśniewski jest pijany, starał się tego nie filmować. Filmował tam, gdzie musiał, ale generalnie było widać, że wie, że jest chryja i że lepiej, żeby tego nie widział. Filmował więc oszczędnie, żeby tego nie było widać. Ten z TVP – nie wiemy, bo tam relacja jest tylko taka, że kaseta, która trafiła zaraz potem z tym nagraniem, natychmiast została zamknięta w sejfie przez prezesa TVP Kwiatkowskiego
— zwraca uwagę na autocenzurę, jaką cechowali się wówczas dziennikarze TVN.
„Partyzantka”
Krótko mówiąc, wiedzieliśmy, że jest taka historia. Rzecz rozeszła się w dziennikarskim kręgu i staraliśmy się wydobyć którąś z tych taśm. Okazało się, że jeden z pracowników Polsatu, nie pamiętam kto, skopiował tę taśmę. Ewidentnie było na niej widać pijanego Kwaśniewskiego. Nie było tego jednak gdzie puścić. Polsat tego nie puścił, TVN to zadekował, Walter zablokował i TVP też to zablokowała i nie było metody na to, żeby to odblokować. A nie mogliśmy tej taśmy użyć legalnie, ponieważ to była własność Polsatu - ona została w pewnym sensie wyniesiona z tej stacji. Jedynym miejscem, gdzie można było to wyemitować, pokazać, że coś tu jest nie w porządku, to była stacja RTL 7
— mówi Łęski.
Zrobiliśmy taki numer: przepisaliśmy tę taśmę na VHS i oni zrobili w RTL-u materiał mówiący o tym, że coś się stało w Charkowie, nie bardzo wiemy co – oni się zresztą chyba zwrócili z oficjalną prośbą o sprzedanie tych nagrań, bo przecież nie mieli tam kamery, i wszystkie trzy telewizje im odmówiły. Napisali, że odmawiają, bo nie mają materiałów, a tu proszę bardzo: na Bazarze Różyckiego można kupić VHS - tam wszystko widać. Wtedy żeśmy tego VHS-a z trochę szmacianą jakością puścili, gdzie było widać pijanego w sztok Kwaśniewskiego. Ten materiał poszedł w RTL 7 we wtorek, po czym następnego dnia, w środę w „Gazecie Polskiej” ukazały się stopklatki z tego materiału pokazujące pijanego Kwaśniewskiego. I wtedy dopiero my, jako Radio Plus, mogliśmy swoim reporterom dać do ręki tę gazetę. Oni chodzili z tą gazetą po Sejmie pokazując to posłom i pytając, co oni na to. W tym momencie mleko się rozlało. Ta blokada informacyjna, ta cenzura, którą sobie nałożyły wszystkie media z TVN na czele, została przez nas przełamana taką partyzancką metodą
— wyznaje.
„Chłopie, tego nie filmuj”
Wieloletni dziennikarz śledczy tak relacjonuje całą historię z blokowaniem przez TVN materiału o wyczynach pijanego prezydenta Kwaśniewskiego w Charkowie:
Kiedy w środę to było w „Gazecie Polskiej” na pierwszej stronie, kiedy dziennikarze Radia Plus już chodzili i przepytywali, kiedy we wtorek było to w RTL-u, to w czwartek TVN uznał, że jakoś trzeba zareagować. W czwartek zrobili materiał ze swoich taśm, na których znacznie mniej było widać, co Kwaśniewski tam wyprawiał, bo operator TVN już miał wmontowanego cenzora do mózgu, który mówił mu: „Chłopie, to będzie kłopot, ty tego nie filmuj, ty patrz w drugą stronę”.
Ale mieli jakiś materiał, więc pokazali tego Kwaśniewskiego – było widać, że coś tam się dzieje, ale trzeba się było trochę domyślać, trochę dopatrywać i jak się okazało, że ten materiał ma być emitowany w TVN, to interweniował prezes - to jest ta opowieść Lisa, że Walter nie chciał tego puścić, że była chryja, że nie wiedzieli, jak to zrobić, bo co będzie, „że nas zamkną”. W kraju mlekiem i miodem płynącym, gdzie rządzą fantastyczni młodzi komuniści z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele okazało się, że za puszczenie takiego materiału mogą być tak poważne konsekwencje, że wielka stacja komercyjna boi się tego puścić. Taki jest klimat
— wspomina.
Ciąg dalszy tej historii przypomina bardziej groteskę niż poważne działania poważnych polityków i dziennikarzy.
Teraz zgłasza się do „Faktów” Kalisz, szef kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, który mówi, że on chce przyjść to skomentować, bo tu jest jakiś zamach na pana prezydenta i że on musi tu przyjść i odkręcać. Chcąc nie chcąc Lis jest zmuszony zaprosić Kalisza do rozmowy na ten temat zaraz po „Faktach”. Przychodzi Kalisz i cały materiał jest taki, żeby pokazać, że prezydent był niedysponowany, coś tam się stało, ale robią aferę nie wiadomo po co. Materiał, który został zaprezentowany w „Faktach” pokazuje tę scenę z Charkowa, ale jednocześnie interpretuje ją w taki sposób, że właściwie nic się nie stało. Ten materiał miał być częścią kampanii dezinformacji, częścią kampanii, która odkręca całą tę historię. Po to i w takim stylu był zrobiony i dlatego puszczony dopiero w czwartek, wiele dni po tych wydarzeniach
— nie ukrywa Łęski, podkreślając, iż „jak to w historii bywa, czasami nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”. Dlaczego?
Przyszedł Kalisz. Lis mu pokazał ten materiał. I Lis mówi, że widać, że prezydent się chwieje, że jest niedysponowany, a Kalisz mówi: „Ależ skąd! Prezydent w ogóle się nie chwieje”. „No tak, ale widzieliśmy przed chwilą zdjęcia”. „Jakie zdjęcia? Tam nic nie widać. W ogóle, co to jest? Wszystko było w porządku”. I Kalisz swoją bezczelnością i arogancją – widzisz czarne, a on ci mówi: „jak czarne? Przecież białe jak wół” - doprowadził do tego, że nawet Lis się wściekł, bo ten w programie na żywo wrabia mu coś, co do czego wszyscy widzowie widzieli, że było inaczej. Lis musi zareagować, żeby nie stracić resztek twarzy
— kontynuuje relację Łęski.
„To jest zwykłe, chamskie kłamstwo”
Jeżeli dzisiaj TVN tą haniebną historię ukrywania materiału o Kwaśniewskim i cudem Boskim wymuszone komentarze pokazuje jako dowód na swoją niezależność, to jest to po prostu groteska. To jest po prostu hipokryzja na najwyższym poziomie. To jest zwykłe, chamskie kłamstwo
— ocenia Łęski, podkreślając, iż jest to „straszna historia”.
To jest historia, która pokazuje, że w kraju, w którym rządzi Aleksander Kwaśniewski wszystkie największe media tak się bały pokazać tą historię, że tę taśmę po prostu schowały. I gdyby nie to, że ją wykradliśmy i puściliśmy gdzieś bokiem w małej, niszowej stacji, która zresztą potem przez Michnika i jego kumpli została zniszczona między innymi w odwecie za to, co wtedy się stało, to nigdy by ta historia nie ujrzała światła dziennego
— dodaje.
Wieloletni dziennikarz śledczy zwraca uwagę na milczenie w tej sprawie mainstreamowych mediów, w tym przede wszystkim „Gazety Wyborczej”.
Niech pani zajrzy do archiwum „Gazety Wyborczej” z tamtego okresu. Nie ma jednego tekstu, który w ogóle odnosiłby się do tej historii. Oni ją zamilczeli na śmierć. Jedyny tekst, który się ukazał, to kilka dni po tym czwartku, kiedy Lis to pokazał w TVN-ie. Jest on tylko cytatem z komunikatu Kancelarii Prezydenta, w ogóle nie tłumaczącym kontekstu – nie wiadomo, o co chodzi. Jakby ktoś czytał tylko „Gazetę Wyborczą”, to w ogóle nie zna całej historii, i nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje oświadczenie Kancelarii Prezydenta zamieszczone drobnym maczkiem na siódmej stronie, wielkości 10 cm2 pt. „Kancelaria Prezydenta oświadcza, że prezydent w Charkowie cierpiał na dysfunkcję prawej goleni itd.”. Czyli powtórzone jeszcze raz kłamstwo i „Gazeta Wyborcza” to żyruje
— nie kryje ubolewania.
Wolność słowa w wykonaniu TVN
Tak wygląda wolność słowa w wykonaniu tych dżentelmenów, którzy dzisiaj mają pełną gębę obrony demokracji, tolerancji, wolności słowa i ogólnie wszelkich swobód obywatelskich. Oni urządziliby nam kraj, w którym takie historie nigdy by się nie mogły ukazać
— alarmuje dziennikarz.
Jako przykład podaje Niemcy, gdzie wbrew twierdzeniom niektórych wcale nie ma wolności słowa.
To, że dzisiaj w Niemczech jest sytuacja, że jak uchodźcy gwałcą kobiety w Sylwestra, to też się nie może ukazać, to jest dokładnie ten sam mechanizm takiej aksamitnej cenzury, gdzie wszyscy wiedzą, czego nie wolno napisać
— zauważa.
Cenzor nie musi siedzieć na ulicy Mysiej, jak kiedyś było w Warszawie. On może siedzieć w mózgu tych wszystkich redaktorów i szefów redakcji, którzy wiedzą, że pewnych rzeczy się nie puszcza. Gwarantuję pani, że gdyby oni urządzali Polskę, to mielibyśmy taką aksamitną cenzurę, która sprawia, że pewne rzeczy dotyczące na przykład PO, Kwaśniewskiego nigdy nie mogłyby ujrzeć światła dziennego
— podsumowuje Łęski.
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/538972-leski-gdyby-oni-urzadzali-polske-to-mielibysmy-cenzure