„Zamach na wolne media”, „ograniczanie wolności słowa”, „próba uderzenia w dziennikarzy” - różne bzdurne tłumaczenia sączą dziś poprzez swoich żołnierzyków medialni bonzowie. Sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa - nie chodzi o żadną wolność, a o kasę. Mam wrażenie, że wielu odbiorców mediów to czuje, rozumie, a nawet się z tym zgadza.
Pewnie są tacy i wśród stada bezrozumnych pochłaniaczy wszystkiego, co podetknie im telewizja nadająca „całą prawdę całą dobę”. Jak się okazuje, ten slogan może być fałszywy nawet dziś. Bo przecież kłamią na temat powodu protestu.
Zrozumiałe jest zaniepokojenie właścicieli stacji telewizyjnych czy największych portali. Zostanie im mniej w kieszeniach. Nikt nie lubi płacić podatków. Część z nich do tego stopnia, że nie płaci ich w ogóle, dzięki zarejestrowaniu swoich biznesów w rajach podatkowych. Mają prawo bić się o własne zyski. Wszelkimi metodami. Skoro sięgają po manipulacje na co dzień, nic dziwnego, że robią to i dziś. Ale muszą się liczyć z konsekwencjami.
Po pierwsze, ujawniają, jak bardzo są pazerni. Po drugie, pokazują, jak wielkimi zasobami dysponują – że ta pozorna wielość oferty operatorów kablowych sprowadza się de facto do kilku nadawców, którzy otwierają kolejne okienka, by jeszcze więcej wykroić z reklamowego tortu. Po trzecie, niektórzy przetrą oczy ze zdumienia, dowiadując się, jak dużo giganci zarabiają na irytujących nas wszystkich reklamach – zwłaszcza środków, przed których użyciem trzeba koniecznie czytać ulotki. Po czwarte, wyłazi gruba hipokryzja – nie tak dawno grzali konieczność przekazania miliardów na służbę zdrowia zamiast na media (choć w tamtym przypadku pieniądze były rekompensatą za brak wpływów z abonamentu), a dziś, gdy ma to być załatwione ustawowo (solidarnie, od wszystkich, przy czym najsłabsi nie zapłacą wcale), już im się nie podoba. Po piąte, nie wszyscy reklamodawcy zrozumieją i przyjmą przeprosiny - zwłaszcza ci, którzy nie zostali uprzedzeni, że media nie wywiążą się z podpisanych umów, a dzisiejsze spoty reklamowe były dla nich szczególnie ważne. Po szóste wreszcie, mają okazję skompromitować się przed szeroką publicznością. I skwapliwie z niej korzystają.
Jak Robert Feluś, wyjątkowo nieciekawa postać, która do mediów nie powinno mieć już nigdy wstępu. Napisał dziś m.in. takie słowa:
Społeczeństwo jakoś się podniesie po chorobie, wywołanej koronawirusem. Ale społeczne skutki pozbawienia ludzi dostępu do niezależnych mediów będą o wiele gorsze.
To kwintesencja podejścia salonowców III RP. Społeczeństwo zawsze sobie „jakoś poradzi”. W domyśle – nie obchodzi mnie: czy i jak, ile osób umrze, ważne, by moje upadające wydawnictwo jeszcze trochę pozarabiało.
Spośród licznych dzisiejszych głosów medialnych oligarchów (bo wcale nie jest tak, że zupełnie zamilkli) warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden, redaktora naczelnego „Polityki” Jerzego Baczyńskiego, który pisze:
Środowisko wydawców ironicznie nazywa ten projekt Lex Agora, bo to wydawnictwo musiałoby płacić i od przychodów reklamowych „Gazety Wyborczej”, i Radia TOK FM (podwyższonym podatkiem objęte są dominujące w radiach reklamy artykułów medycznych i suplementów diety), i od firmy reklamy zewnętrznej AMS, i nawet od kin (Helios).
— Ja cię nie mogę! - mógł zakrzyknąć niejeden czytelnik. To Agora ma aż tyle? Nie, moi drodzy, ma dużo, dużo więcej. Jest hegemonem, któremu brakuje tylko poważnej telewizji (operacja przed 20 laty się nie udała). Chciała mieć jeszcze więcej, ale UOKiK – jakże słusznie! - powstrzymał jej zapędy (zresztą i na to utyskuje Baczyński). A czy nie jest tak, że bogatsza firma odprowadza więcej do kasy państwa w podatkach? Kto zmusił Agorę do budowania takiej potęgi?
Kto zmusza nadawców radiowych do mordowania słuchaczy (ale też ich portfeli, a nierzadko i zdrowia) reklamami medykamentów i pokrewnych środków? Przepraszam, ale brutalna prawda jest taka, że większość właścicieli mediów zareklamuje każde g…, byle tylko na tym zarobić. W takim razie niech tym zarobkiem podzielą się z obywatelami, od których wyciągają pieniądze. Zbyt populistyczne? Być może. Czy sprawiedliwe? Oceńcie Państwo sami.
Planowana składka to jeden z niewielu podatków, które warto byłoby poprzeć. Gdyby tylko miał szanse wejść w życie, panie wicepremierze, gdyby tylko…
CZYTAJ TAKŻE:
CZYTAJ RÓWNIEŻ KOMENTARZE NASZYCH PUBLICYSTÓW:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/538704-konsekwencje-protestu-moga-byc-trudne-dla-wlascicieli-mediow