”Z różnych powodów chodzi o ustawę bardzo potrzebną i dobrze trafioną. Nie dotyczy ona podmiotów mniejszych, osiągających mniejsze zyski. Natomiast wielkie holdingi, wielkie koncerny zagraniczne, w tym przywołane giganty sieciowe typu Facebook, Google – to najwyższa pora, żeby zaczęły dzielić się swoimi zyskami” - mówi portalowi wPolityce.pl dr hab. Hanna Karp, medioznawca, wykładowca na WSKSiM w Toruniu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Skąd ta histeria części mediów wokół projektu wprowadzenia podatku od reklamy?
Dr hab. Hanna Karp: Skąd ta histeria? To bardzo dobre pytanie. Myślę, że wielu odbiorców mediów poczuło się jak w stanie wojennym gen. Jaruzelskiego. Wówczas – podobnie jak teraz w tych stacjach – powtarzano jeden komunikat, jednorodnie brzmiący. To ma coś z budowania tamtego klimatu. Mamy medialny quasi stan wojenny. Media komercyjne, te wielkie, które skolonizowały rynek mediów w Polsce postanowiły zaskoczyć odbiorców i ogłosić trzęsienie ziemi zagrażające ich życiu. Mają nadzieję, że odbiorcy ulegną presji. A o co chodzi? Koncerny – głównie zewnętrze - po prostu bronią własnych interesów i stanu własnych finansów. Podobny podatek od lat funkcjonuje w Unii Europejskiej i nikt z tego powodu nie wywracał do góry nogami porządku. Ani Niemcy, ani Francja, ani Belgia, ani Holandia, ani inne kraje nie ogłosiły medialnego stanu wyjątkowego. Nic się złego nie stało. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mam też wątpliwości, czy media publiczne, dziennikarze mediów publicznych potrafią odpowiednio reagować wobec zaistniałej sytuacji. Dwa dni wcześniej prominentny polityk Platformy Obywatelskiej, który kandydował na stanowisko prezydenta Rzeczpospolitej, ogłosił, że zlikwiduje im ich miejsce pracy. A wcześniej podczas kampanii prezydenckiej ten sam polityk ostrzegał tych samych dziennikarzy, by mieli się na baczności bo : „znają dnia, ani godziny”. Oto jedna z wiodących partii, która całkiem niedawno rządziła przez dwie kadencje, ogłosiła, że będzie likwidować w kraju media publiczne. I nie wywołało to żadnego alarmu. Nie słyszałam, żeby któraś z komercyjnych redakcji, które w tej chwili tak histeryzują choćby zająknęła się na ten temat. A o co chodzi teraz? O medialny podatek, całkiem niewielki, jak na ich możliwości. I wyobraźmy sobie teraz, że to Andrzej Duda w kampanii wyborczej jako swój wyborczy program ogłasza, iż zlikwiduje TVN, Onet, TOK FM, itp. Gdyby tak się stało, chyba zapadałby się ziemia. Te koncerny, pomimo że od lat i tak nieustannie okładają prezydenta swoimi medialnymi pałkami, poruszyłby całą światową opinię, by do końca zastraszyć nie tylko prezydencki pałac, ale jeszcze połowę rady ministrów z jej prezesem na czele. I co, wszyscy dalibyśmy się zastraszyć? Obawiam się, że tak. Niestety.
Zastanawia mnie sposób przeprowadzenia tego protestu przez tę część mediów. Jak Pani go ocenia?
To rzeczywiście jest bardzo specyficzny sposób. Ten rodzaj protestu, jaki obecnie obserwujemy, wydobywa na światło dzienne fakt, którego na co dzień już nie zauważamy, także jako odbiorcy mediów, gdyż żyjemy z tym od lat. Chodzi o panującą nierównowagę na rynku mediów. W tej chwili, jeżeli weźmiemy telewizyjnego pilota i zaczniemy przerzucać stacje, widzimy, że praktycznie nie pracuje żaden kanał poza stacjami telewizji publicznej. Podobnie sytuacja wygląda jeżeli chodzi o stacje radiowe – kilkanaście kanałów z kolei, wszystkie nadają jednobrzmiący komunikat. A więc, zatrzymać cały system informacyjny mediów w Polsce jest w tej chwili niezwykle łatwo. Gdyby tylko te podmioty, które dzisiaj protestują, postanowiły wyłączyć się z codziennej emisji, z jakiegokolwiek powodu. Gdyby nie było telewizji publicznej i gdyby – załóżmy – wyłączono sieć internetową, o co nie trudno, nie mielibyśmy właściwie już informacji. Skoro zatem już zdarzyło, co się zdarzyło, warto przy tej okazji zastanowić się i nad tym faktem.
Poszczególne koncerny medialne ewidentnie się porozumiały w sprawie tego protestu, tworząc jednolity front. Zastanawiam się, czy w tym wszystkim nie ma drugiego dna. Proszę zauważyć, że nie wypalił Strajk Kobiet, ani inne próby obalenia rządu. Rodzi się zatem pytanie, czy tu chodzi tylko i wyłącznie o kwestię tego podatku od reklam, czy też sprawa jest głębsza? Czy przypadkiem nie chodzi o stworzenie dźwigni do obalenia rządu Zjednoczonej Prawicy?
Niewątpliwie to pytanie jest bardzo uzasadnione. To również może być kolejny element walki z obecnym rządem. Alarmowanie światowej opinii publicznej, przede wszystkim Unii Europejskiej, jak również po zmianie w gabinecie prezydenta w Białym Domu, szeroko pojmowanej lewicowo-liberalnej opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych już nastąpiło. Te protesty już odnoszą odpowiednie skutki. Już odbijają się szerokim echem. Już są reakcje, i to jest budowanie określonej atmosfery także wokół polskiego rządu, wokół jego przedsięwzięć, podejmowanych chociażby w kwestii ucieczki przed kryzysem.
W tej chwili panuje stan zagrożenia powodziowego w województwie mazowieckim, czy jakieś media komercyjne ów fakt interesuje? Pytanie retoryczne. Wracając do głównego tematu. Zastanawiam się, jak zachowa się w obecnej sytuacji rząd. Czy da się sterroryzować? Czy był w jakiś sposób przygotowany na tak skonsolidowaną akcję? Wcześniej była sprawa na przykład z nałożeniem kary przez KRRiT na TVN24. Widzieliśmy czym się to skończyło. Karę odwołano. Choć była niewielka. Czy jeżeli chodzi o ustawę IPN-owską – też rząd się wycofał. Mam poważne obawy, czy nie nastąpi wycofanie się z tych propozycji. Moim zdaniem popełniono by wtedy błąd. Owszem, pośpiech nie jest tu wskazany. Należy otworzyć debatę i wyjaśnić szerokiej opinii publicznej, z jakiego powodu ustawa miałaby wejść w życie, jaki jest cel tego podatku, że chodzi przede wszystkim o cyfrowych gigantów w rodzaju Google, Facebook, itp. Że nie chodzi o żadne novum, gdyż w UE to wszystko funkcjonuje.
Z różnych powodów chodzi o ustawę bardzo potrzebną i dobrze trafioną. Nie dotyczy ona podmiotów mniejszych, osiągających mniejsze zyski. Natomiast wielkie holdingi, wielkie koncerny zagraniczne, w tym przywołane giganty sieciowe typu Facebook, Google – to najwyższa pora, żeby zaczęły dzielić się swoimi zyskami. Dobrze by było, gdyby rząd podzielił się pomysłami, jak widzi możliwość ściągania podatku od globalnych podmiotów. Bo wiemy, że są z tym duże problemy. Wydaje się, że giganty cyfrowe czują się ponad wszelkim prawem i to jest bardzo poważny problem. Dlatego, gdyby udało się przeprowadzić sprawę do końca rząd mógłby mieć powody do satysfakcji. Nie należy więc myśleć o odwrocie, tylko wchodzić głębiej i spokojnie całą akcję prowadzić do skutku.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/538685-podatek-od-reklam-dr-hab-karp-to-bardzo-potrzebna-ustawa