Rafał Kalukin zamieścił w tygodniku „Polityka” artykuł podsumowujący pięć lat prezesury Jacka Kurskiego w TVP. Tytuł: „Straszny zgrywus”, a teza następująca:
„Ktokolwiek obejmie telewizję po Jacku Kurskim, będzie musiał ją zaorać. Obchodzący właśnie swój jubileusz prezes TVP ciągle jeszcze trwa na stanowisku. Ale nawet dla własnego obozu stał się balastem, choć Kaczyński go broni”.
W tekście dominuje - generalnie dość pastiszowy - opis politycznej drogi i taktyki Jacka Kurskiego, ale pytania, które padają, rzeczywiście są ważne, istotne. Jak prowadzić politykę informacyjną mediów publicznych w sytuacji tak silnego upolitycznienia większości mediów prywatnych? Co robić w sytuacji tak ostrych ataków na obóz rządzący? Jak reagować na różnego rodzaju „pucze”, śmieszne dopiero wówczas, gdy się nie udają? Jak zagwarantować pluralizm zarówno w przekroju społecznym, jak i wewnątrz poszczególnych anten?
Kalukin tak opisuje linię Kurskiego:
Kurski jedyne, co potrafi, to dociskać pedał gazu i radykalizować przekaz. Jego metody są wyjątkowo prymitywne i przeważnie ignorują szerszy kontekst. Popularne na opozycji porównania propagandy pisowskiej z peerelowską propagandą opierają się przede wszystkim na prostych skojarzeniach. W rzeczywistości stary reżim - niezależnie od obiektywnych możliwości - przede wszystkim był w tej sztuce znacznie bieglejszy. Po okresach burzliwych przesileń następowały bowiem okresy „normalizacji”, w czasie których programowo odchodzono od ortodoksji.
Uwaga pozornie tylko błyskotliwa, w istocie chybiona: media w PRL działały w warunkach monopolu, a nie w sytuacji ostrej konkurencji, entropii, rozproszenia. I taktycznie, i strategicznie, zmienia to właściwie wszystko. Jak się ma jeden megafon na podwórku, to można robić wszystko.
Ale posłuchajmy jeszcze Kalukina:
Każda ideologia wcześniej czy później się bowiem wyczerpuje, trzeba więc ostrożnie szafować jej zasobami i chronić przed dewaluacją. Nie można też utrzymywać społeczeństwa w stanie ciągłego wrzenia, gdyś trudno nad nim panować. Kurski tego nie rozumie. Nigdy nie kierował się logiką mądrości etapu. Od pięciu lat uprawia monotonną łomotaninę, z niewielkimi tylko skokami dynamiki. Z reguły na jedno kopyto, w stałych proporcjach.
Tezy piękne, szlachetne, może nawet słuszne. I można by się pod nimi podpisać, gdyby nie fakt, że jakoś nie stosują się do tych zasad media opozycyjne. W TVN dzień w dzień moralna panika, koniec świata, upadek Polski, klęska goni klęskę, rząd gorszy od faszystów. W „Wyborczej” już dawno przestali cokolwiek analizować, ograniczając się do pohukiwania, dość bezradnego i mało skutecznego. Także w „Polityce” od pierwszej do ostatniej linijki wszystko słuszne, na jedno kopyto, już nawet bez Wosia, który nie chciał stać w równym jak linijka szeregu.
Czy to się widzom i czytelnikom nie nudzi? Czy to nie zużywa ideologii? Czy to nie jest przeciwskuteczne? Skoro zejście ze sporów, wyciszenie anteny, rezygnacja z walki, intensywna prezentacja kontrargumentów wobec racji własnego środowiska są kluczem do sukcesu, dlaczego sama opozycja nie sięga po tę złotą receptę?
Kalukin pisze nie tylko do swoich czytelników. Pisze także do liderów PiS, przekonując ich, że linia Kurskiego jest przeciwskuteczna:
Kurski może nie wyczuwać obciachu. Odbiorca, szczególnie młody, jest na to szczególnie wrażliwy. Obawy PiS przed zamknięciem się w generacyjnym skansenie w znacznej mierze wiążą się ze sferą estetyczną, którą w największym stopniu kształtuje Jacek Kurski.
I wcześniej:
Ilu jednak jest takich, których skala kłamstwa i zacietrzewienia już odstraszyła od głosowania na PiS? A ilu dopiero odstraszy przy najbliższej okazji?
I znów: pytanie zasadne. Bo rzeczywiście warto pytać, czy zniesmaczenie sporej grupy aktywnych użytkowników mediów społecznościowych jest społecznie miarodajne? I dalej: czy wpuszczenie nagonki na PiS - choć z pozycji pewnie bardziej umiarkowanych, mniej wściekłych - na antenę TVP, zwiększy poparcie dla PiS, czy też zmniejszy? (pytam w logice, w której pisze Kalukin). Jaki mechanizm ma do tego doprowadzić? Wreszcie, skąd Kalukin wie, że w obliczu codziennej „monotonnej łomotaniny” w TVN i innych mediach wyborca prawicowy rzeczywiście pragnie choćby odrobiny tej kwaśnej strawy również TVP? Czy naprawdę po tym, jak jest cały dzień okładany kijami, poniżany z każdego kąta, wyśmiewany, ostracyzmowany, marzy o nasyceniu się w wieczornych „Wiadomościach” kolejną porcją argumentów totalnej opozycji? Ja sądzę, że nie. Może Kalukin mnie przekona, że jest inaczej? Wskaże mechanizm społeczny, który kreuje taką właśnie, masochistyczną potrzebę? Bo ja go dziś po prostu nie widzę.
To są rzeczywiście ciekawe ćwiczenia intelektualne. Ale warto je prowadzić uczciwie, nie udając, że TVP to rekin pływający w basenie delfinów. Nie, w tym basenie rekinów jest wiele, i bycie delfinem niczego nie gwarantuje; samo przetrwanie stawia pod dużym znakiem zapytania. Ja w każdym razie takiej opcji bym nie wykupił. Prowadzi donikąd, zwłaszcza w czasach, w których hasłem opozycji staje się uliczne zawołanie „to jest wojna”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/537663-zlote-rady-w-sprawie-mediow-dlaczego-sami-ich-nie-stosuja