Miniony rok przyniósł na rynku mediów sporo transferów ze świata konserwatywnego i niezależnych inicjatyw do potężnych koncernów medialnych. Zaznaczył się też nowy nurt w opowieściach o rynku prasowym, internetowym i telewizyjnym - dość nachalnego przechwalania się przez niektóre ośrodki iż są „drogą środka”, wzorcem dziennikarskiego chłodu, z subtelnie podkreślaną pogardą wobec tych zasłużonych dziennikarzy propolskich, które o coś walczą, czegoś pilnują, coś mają do powiedzenia.
Oba te zjawiska są w sumie naturalne i przewidywalne. Niektóre (podkreślam: niektóre) potężne prywatne media, bardzo atrakcyjne pod względem płacy i warunków pracy, faktycznie otworzyły się na nowe środowiska, próbują zrównoważyć swój przekaz. To dla Polski i Polaków dobra wiadomość.
Na scenę publiczną wchodzi też nowe pokolenie widzów i dziennikarzy, którzy starych bitew nie pamiętają, a nawet jeśli, często nie rozumieją. To też naturalna kolej rzeczy. Uświadommy sobie: obecni studenci mieli często w roku tragedii smoleńskiej po 8, 9, 10 lat.
Ale wszystko to rozumiejąc, proszę jednocześnie o trochę szacunku dla ludzi, którzy tę wolność wywalczyli. Dla starszych od nas dziesiątków i setek kobiet i mężczyzn, dziennikarzy, publicystów, społecznych aktywistów z pokoleń nieco wcześniejszych, którzy nie dopuścili, by nad Polską dopięto monopol medialny III RP. A było blisko. Były czasy, nie tak dawne, kilka lat zaledwie minęło, gdy wszystkie media to samo śmieszyło i to samo oburzało. Były wspólne potężne kampanie nagonkowe i wykluczanie z udziału w debacie publicznej ważnych społecznie środowisk. Był przemysł pogardy i była próba zamilczenia Smoleńska - największej tragedii narodowej po 1945 roku. I ohydne ataki na tych, którzy się na to nie zgadzali prowadzone przez cały medialny „główny nurt”.
Był czas, gdy tylko szczeliny wolności dzieliły nas od zamordyzmu, a scenę polityczną próbowano zredukować do wyboru między Unią Wolności a SLD, zaś debatę do tej pomiędzy Żakowskim, Michnikiem i Wielowieyską.
Tam, w rozpoznaniu tych zagrożeń, są źródła zaangażowania wielu środowisk w życie publiczne.
Te zagrożenia wcale nie zniknęły. Wystarczy zmiana polityczna, powrót do rządów III RP, by było jak było, albo jeszcze gorzej - bo będą szukali zemsty.
Niestety, mechanizmy nie zostały zmienione (pytanie, czy to w ogóle możliwe) i wolność słowa dla ludzi nastawionych propolsko i nie lewicowo potrwa w Polsce tak długo, jak potrwają rządy Zjednoczonej Prawicy. Gdy się skończą, zaczną się także w tych wspaniałych „zrównoważonych mediach” takie czystki, że kamień na kamieniu z nowego zaciągu nie zostanie.
Nie będzie miejsca dla obojętnych, ironicznych, lekko tylko krytycznych. Będą musieli wybierać - gwałt na duszy i sumieniu albo utrata pracy.
Takie prawo kapitału.
Muszą to wiedzieć.
Ten egzamin pewnie kiedyś nadejdzie - oby jak najpóźniej. Jeśli ci wszyscy dzisiaj pouczający tych, którzy kiedyś ośmielili się o coś walczyć, go zdadzą, przetrwają, znajdą sposób, by się nie dać złamać, zachować wolność, to wtedy porozmawiamy. Wtedy niech wypinają piersi do medali i ze wstrętem mówią o dziennikarstwie, które wolność i prawdę, a nie „zrównoważenie” postawiło na piedestale.
PS. A w wolnej świątecznej chwili polecam także specjalne wydanie „SIECI EXTRA” - do pobrania za darmo TUTAJ! To nasz drobny - ale ciekawy - upominek dla Państwa w tym trudnym czasie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/532381-wolnosc-slowa-potrwa-w-polsce-tak-dlugo-jak-rzady-zp