„Może wydawać się, że to scenariusz politycznie poprawnego hollywoodzkiego filmu komediowego nagrodzonego Oscarem, ale z drugiej strony ta historia dotyka konkretnych ludzi i ich miejsc pracy” — powiedziała w rozmowie z portalem wPolityce.pl medioznawca dr hab. Hanna Karp, komentując sytuację w Radiu Nowy Świat.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Podczas jednej z audycji w internetowym Radiu Nowy Świat (założonym przez byłych dziennikarzy Trójki) Piotr Jedliński nazywał Michała Sz., przedstawiającego się jako kobieta o pseudonimie „Margot”, mężczyzną i aktywistą. W efekcie owy prezes stacji spotkał się z falą oskarżeń o transfobię i ostatecznie zrezygnował ze stanowiska. Brzmi groteskowo?
Dr hab. Hanna Karp: To sytuacja bardzo poważna! Może wydawać się, że to scenariusz politycznie poprawnego hollywoodzkiego filmu komediowego nagrodzonego Oscarem, ale z drugiej strony ta historia dotyka konkretnych ludzi i ich miejsc pracy. Mówimy tutaj o prezesie, więc trzeba poważnych powodów i argumentów, by dochodziło do takich dymisji. A proszę zauważyć, jak szybko się to rozegrało. Można domniemywać, że mamy do czynienia z sytuacją, w której zdecydował głos właścicieli, sponsorów i ludzi, którzy rozstrzygają o polityce tej redakcji. Dzięki temu przy okazji uchylono nam rąbek kuchni redakcji, jej linii ideowej. Pozwala nam to domyślać się, jaki będzie dalszy kurs programowy i to w jakim celu Nowy Świat został wymyślony. Nie chodziłoby zatem tylko o muzykę i ratowanie Trójki, co głosiła redakcja w swoim haśle.
Aż chciałoby się powiedzieć, że mamy do czynienia z tęczową cenzurą.
Ta tęczowa cenzura wskazuje jednocześnie na rodzaj rewolucji, która nie jest już przywożona na tankach sowieckich, ale na tankach medialnych. Przy nazwie „Nowy Świat” nasuwa się siłą rzeczy analogia do modelu „nowego człowieka”, który chciała rewolucja komunistyczna stworzyć, a dziś także nowa zmutowana rewolucja, tęczowa z całym dobrodziejstwem inwentarza chce przekierować do kraju nad Wisłą. Wracając jeszcze do wątku tęczowej cenzury. Proszę zauważyć, jak jest bezwzględna, a jednocześnie nieostra. Nawet w systemie totalitarnym PRL-u, choć mieliśmy cenzurę, która oczywiście oficjalnie nie istniała, to cenzorzy pobierali konkretne pensje i posiadali aktualizowane stale księgi zapisów cenzorskich. Jednak z takim cenzorem można było jakoś – na różnych etapach historii - próbować pertraktować, wadzić, coś ugrać. Odbiorcy, którzy czytali literaturę i gazety, domyślali się, gdzie ta ingerencja mogła nastąpić. Jak widzimy, nawet w systemie totalitarnym ta cenzura była bardziej transparentna, miała rozpoznawalne mechanizmy, które można było odczytać. Tutaj nie wiemy nic, możemy tylko domyślać się po skutkach. W tym wypadku po fakcie odejścia prezesa z tego radia. Mechanizmy nowej cenzury są zakryte, a jednocześnie bezwzględne. Proszę zauważyć, jaki sygnał poszedł wewnątrz tej redakcji. Czy ktokolwiek ośmieli się teraz powiedzieć coś wbrew temu, co jest dopuszczalne w tej stacji? Czy ktoś zechce powtórzyć „błąd” prezesa? Myślę, że praca w takiej sytuacji dla normalnego dziennikarza musi być wielkim stresem, czymś na skraju nienormalności. Dziennikarz każdego dnia musi się zastanowić, jaki rodzaj wypowiedzi może posłużyć do wyrzucenia go z redakcji.
Do ideologii LGBT oraz ostatnich protestów nawiązała również „Gazeta Wyborcza”. Widziała Pani najnowszy „dodatek” z tęczowym plakatem?
Otworzyłam ten numer i rzeczywiście ze zdumieniem dostrzegłam kolorową płachtę. Z kontekstu każdy domyśla się, że chodzi o jakiś rodzaj flagi, którą „GW”, jak rozumiem, postuluje aby każdy, kto czuje się być po stronie tęczowych rewolucjonistów, wywiesił w oknie czy wraz z nią manifestował. „Gazeta Wyborcza” w ten sposób wyraźnie staje po określonej stronie barykady, to są materiały propagandowe. Wiemy zresztą, jakie publikacje zamieszcza w swoim dodatku „Wysokie Obcasy” i jak konsekwentnie od lat propaguje ideologię homoseksualną i treści tęczowej rewolucji.
Swój „wkład” ma również tabloid „Fakt”, który postanowił zaprezentować jako męczennicę środowisk LGBT kobietę o imieniu Julia, która została obezwładniona przez funkcjonariusza policji podczas ostatnich protestów. W tekście nie wspomniano jednak, że wcześniej zachowywała się agresywnie, ubliżała funkcjonariuszom i wskakiwała na radiowóz. Czy to nie jest manipulacja?
Myślę, że ten tabloid jest bardzo konsekwentny w swoich błędach, drastycznie unika faktów. Analogiczna sytuacja była całkiem niedawno z publikacją nt. prezydenta Andrzeja Dudy. Na okładce umieszczono postać głowy państwa wraz z niegodnym opisem, przypisując mu wręcz ochronę pedofilii. Pojawiło się to przed samymi wyborami, co sugerowało, że kandydat stoi bardziej po stronie pedofilii niż ich ofiar. Teraz chodzi o inną sytuację, lecz technologia budowania informacji jest bardzo podobna. Pomija się jedne fakty, a eksponuje inne, tylko po to, żeby przedstawić zniekształcony obraz rzeczywistości, takiej, która konkretnie odpowiada tej redakcji. Efektem takich publikacji jest szerzenie kłamstwa i ostatecznie zdezorientowanie całej opinii publicznej. Tak było w przypadku pana prezydenta, jak również tej okładki, gdy opis sytuacji nie zgadza się z tym, co rzeczywiście się zdarzyło. Dobrze, że mamy za sobą już ważne kampanie polityczne, bo widać, że gazeta ma jakąś nową linię i coraz bardziej ją odsłania. Szkoda, że redaktor naczelna „Faktu”, która ma za sobą różnego rodzaju doświadczenia dziennikarskie, i wcześniej z całkiem z dużym powodzeniem uprawiała publicystkę, a jej wypowiedzi były często wyważone i pogłębione merytorycznie, tutaj dała się wciągnąć w rodzaj bardzo wątpliwego dziennikarstwa. Ale to jej osobiste decyzje. Jest polskie przysłowie, które mówi, że z kim przestajesz, takim się stajesz. Te słowa mogą być swego rodzaju ostrzeżeniem.
Not. ak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/513027-nasz-wywiad-dr-hab-karp-teczowa-cenzura-jest-bezwzgledna