Pół roku temu mnie i Marcina Wikłę chcieli zwalniać z tajemnicy dziennikarskiej prokurator i sędzia z Łodzi. Teraz zapalczywością w kneblowaniu mediów zaraziła się pani prokurator z Krosna. Najwyraźniej organy ścigania są już tak świetnie zreformowane, działają tak sprawnie, tak szybko zamykają śledztwa i masowo kierują perfekcyjnie przygotowane akty oskarżenia do sądów, że zostaje im jeszcze dużo czasu na zabawę. Kosztem innych.
W grudniu opisywałem, jak nadgorliwie do swoich obowiązków podchodzą łódzcy śledczy i jak w tej nadgorliwości mogą liczyć na przychylność Sądu.
WIĘCEJ: Skandaliczne decyzje prokuratury i sądu! Chcą zmusić nas do ujawnienia źródeł informacji
Chodziło o jeden z wątków opisanej przez nas w „Sieci” afery związanej z Fundacją Otwarty Dialog i firmą Silk Road Bartosza Kramka. Śledczy (z którymi zgodził się sąd) byli gotowi zwalniać nas z tajemnicy dziennikarskiej. Skutkowałoby to nakazaniem nam wydania informatora, a w przypadku oczywistej odmowy – ukaraniem nas grzywną, bądź nawet więzieniem. Tak, takie mamy prawo.
Na szczęście w tamtej sprawie państwo prawnicy w instytucjach państwowych poszli po rozum do głowy i wycofali się z próby łamania dziennikarzy.
Ale teraz wraca inny nasz głośny tekst, „Pilnowanie dobrej zmiany”. W maju 2018 r. opisaliśmy przekręty, do jakich dochodziło w PGZ, a w które zamieszany był m.in. b. szef gabinet politycznego szefa MON i b. członek rady nadzorczej PGZ Bartłomiej Misiewicz.
9 miesięcy po naszym tekście Misiewicz trafił do aresztu.
WIĘCEJ: Bartek w Tarnobrzegu, czyli w „pilnowaniu dobrej zmiany” przechodzą od słów do czynów
Dwa lata po tej publikacji ściga nas prokuratur Monika Kaszubowicz z Krosna. Dzielna śledcza próbuje m.in. ustalić, kto przekazywał nam informacje o nieprawidłowościach, jakie miały miejsce w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, chce wydania dokumentów, w których posiadanie mielibyśmy wejść przy pracy nad tym artykułem, a także przesłuchać nas na okoliczność sposobu weryfikowania informacji. Kuriozalność tej ostatniej kwestii polega na tym, że pani prokurator chciałaby się zabawić w naszego przełożonego – redaktora naczelnego. Może to jakieś niespełnione marzenia z młodości?
Na szczęście pani prokurator nie może tak z marszu zaspokajać wszystkich swoich fantazji. Jest jeszcze sąd. I ten 6 kwietnia odrzucił jej wnioski. Zgodził się jedynie na zwolnienie nas z tajemnicy dziennikarskiej w zakresie ustalenia tożsamości informatora – o ile ten nie zastrzegł anonimowości. A że ten zastrzegł, to dla nikogo żadnych szkód z takiego postanowienia nie będzie. Więcej, sędzia Sądu Rejonowego w Krośnie Sylwia Ziuziańska słusznie uzasadniała:
Odnosząc się natomiast do wniosku o zwolnienie świadków z tajemnicy dziennikarskiej co do treści informacji uzyskanych od informatora, należy wskazać, iż w ocenie Sadu wniosek ten jest bezprzedmiotowy. Informacje te zostały bowiem opublikowane w artykule prasowym i są powszechnie znane. Natomiast przesłuchanie świadków na okoliczność tego, w jakiej postaci informator przekazał informacje (ustnie czy w inny sposób) oraz ujawnienia związanych z tym dokumentów, a także w jaki sposób przeprowadzono weryfikację tych informacji – w sytuacji, gdy informator zastrzegł anonimowość, zdaniem Sądu jest niedopuszczalne i stanowiłoby obejście zakazu wynikającego z treści art. 180 § 3 k.p.k. Ujawnienie tych informacji z dużym prawdopodobieństwem mogłoby doprowadzić do dostarczenia danych, pozwalających na identyfikację osoby udzielającej informacji autorowi.
Brawa dla Sądu!
Panią prokurator takie stanowisko jednak oburzyło. I właśnie dziś otrzymaliśmy kolejne pismo w tej sprawie. Monika Kaszubowicz aż na pięciu stronach żali się na sądowe postanowienie. I pisze:
Założenie Sądu jest jednak z jednej strony niczym nie popartym przypuszczeniem, z drugiej zaś Sąd poszerza ograniczenia zawarte w art. 15 ust. 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 roku Prawo prasowe.
Fakt, że wiedza o sposobie przekazania informacji i ujawnienie dokumentów z tym związanych mogą dostarczyć informacji, które w drodze czaso- i pracochłonnych czynności śledczych ostatecznie mogą także doprowadzić do ustalenia tożsamości informatora – nie narusza zakazu zawartego w art. 180 § 3 k.p.k. Przypomnieć bowiem należy, że podstawowym zadaniem postępowania karnego jest ustalenie sprawcy przestępstwa – uwzględniając zatem ograniczenia zawarte w ustawie co do możliwości dowodowych nie można równocześnie odmawiać organom prowadzącym śledztwo podejmowania czynności realizujących ten obowiązek z równoczesnym poszanowaniem ograniczeń z tym związanych.
Można tylko zaproponować pani prokurator, by z uporem maniaka kontynuowała swoje „czaso- i pracochłonne czynności śledcze”, by „ustalić tożsamość informatora” (choć zdaje się, że możliwości ma ograniczone, skoro w pierwszym piśmie do Sądu stwierdziła, że „zebrany dotychczas materiał dowodowy nie dostarczył wystarczających podstaw do dokonania ustaleń faktycznych w zakresie okoliczności w jakich w/w dziennikarze weszli w posiadanie informacji z postępowania przygotowawczego”). My jej w tym nie pomożemy.
Niezależnie od tego, jaka będzie odpowiedź Sądu na zażalenie prokuratury, nie ujawnimy pod żadną groźbą ani informatorów, ani żadnych informacji mogących sprowadzać jakiekolwiek niebezpieczeństwo na ludzi, którzy zdecydowali się opowiedzieć nam o skandalicznych praktykach, do jakich dochodziło w PGZ.
Stan tej sprawy na dziś jest taki, że Misiewicz czeka na akt oskarżenia, którego prokuratura nie jest w stanie napisać od lat. Ciążą na nim zarzuty, których udowodnienie przed sądem skutkowałoby więzieniem – nawet 10-letnim. Ale na razie spokojnie może sprawdzać się w biznesie. Bryluje więc w mediach reklamując swoje firmy – jedną produkującą sprzęt do drukarek 3d, i drugą – produkującą wódkę.
Śledczym jakoś nie idzie zgłębienie przekrętów w PGZ. W „Sieci” przed dwoma laty opisaliśmy tylko wierzchołek góry lodowej, choć na każdym kroku słyszeliśmy, że prawdziwe kokosy robiono tam nie na targach i koncertach-widmo, lecz zamówieniach na sprzęt wojskowy. Spotkaliśmy się też z poważnymi doniesieniami o nadużyciach natury obyczajowej. Padały nazwiska, kwoty, opisy skandalicznych sytuacji. Z wielu źródeł. Niestety w tych najcięższych przypadkach brakowało odwagi u poszkodowanych. I dziś, patrząc na brak efektów pracy śledczych, wcale się tym obawom nie dziwię.
Próbuje się za to dręczyć dziennikarzy i ścigać tych, którzy zdecydowali się na ujawnienie patologii w spółkach skarbu państwa.
Dodatkowym smutkiem napełnia mnie fakt, że z wolnością mediów, a zatem i transparentnością życia publicznego walczy pani prokurator, która przecież „wyszła” spod ręki wybitnego prawnika i tejże wolności obrońcy prof. Andrzeja Zolla. To on był promotorem jej pracy doktorskiej poświęconej wypadkom drogowym.
Może po prostu pani prokurator powinna pozostać w obszarze swoich zainteresowań, które zgłębiała na potrzeby kariery naukowej?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/504958-prokuratury-maja-czas-by-probowac-niszczyc-dziennikarzy