Sędzia prof. Kamil Zaradkiewicz, który obecnie pełni funkcję I Prezesa Sądu Najwyższego, odpowiada „Gazecie Wyborczej” na jej obrzydliwy paszkwil, w którym redakcja ujawniła rzekome sytuacje dotyczące jego życia prywatnego, a nawet intymnego. W rozmowie z portalem wPolityce.pl, prof. Kamil Zaradkiewicz podkreśla, że ta publikacja miała na celu odwrócenie jego uwagi od spraw związanych z Sądem Najwyższym. Podkreśla też, że rewelacje „Gazety Wyborczej” uderzają też w jednego z jej „informatorów”, czyli w prof. Andrzeja Rzeplińskiego, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
CZYTAJ TAKŻE:Obrzydliwy paszkwil „Gazety Wyborczej” na Zaradkiewicza oparto na kłamstwach Rzeplińskiego? Jest ważne oświadczenie!
To jest klasyczna publikacja, na którą każda reakcja z mojej strony byłaby tłumaczeniem w stylu „dlaczego przestałem już bić żonę”. W jakikolwiek sposób nie odniósłbym się do tego materiału, to musiałbym tłumaczyć się ze swojego życia prywatnego, a nawet intymnego. Przypominam, że kilka tygodni temu publiczne oburzenie części środowisk sędziowskich i mediów wywoływał fakt konieczności publikacji oświadczeń sędziów o ich przynależności do zrzeszeń oraz - w przeszłości - do partii politycznych (także do PZPR w czasach PRL - red.). Wówczas właśnie podnoszono zarzut, że ujawnienie tych informacji wkracza w niedopuszczalnym zakresie w życie prywatne sędziów, w ich chronioną konstytucyjnie sferę prywatności
– mówi prof. Kamil Zaradkiewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Proszę więc w tym kontekście zestawić, jak głęboko wkracza w życie prywatne publikowanie informacji o przynależności sędziów do stowarzyszeń czy partii politycznych, a jak to wygląda w przypadku informacji o szczegółach odnoszących się do życia osobistego sędziego bez żadnego związku z wykonywaniem funkcji sędziowskich, dotyczących ich zdrowia i życia osobistego. Mogę tylko wyrazić zażenowanie i smutek z tego powodu, że są dziennikarze, którzy posługują się tego typu metodami. Jednak jestem również głęboko oburzony, że prezesem Trybunału Konstytucyjnego mogła być osoba (prof. Andrzej Rzepliński - red.), która swojego podwładnego w tamtym czasie recenzuje w taki sposób i to długo po zakończeniu współpracy w Trybunale
– podkreśla prof. Kamil Zaradkiewicz.
Rzepliński mógł reagować
Prof. Kamil Zaradkiewicz odniósł się także do zarzutów o rzekomy mobbing, o których pisała „Gazeta Wyborcza”.
Tym bardziej, że w tamtym okresie p. Rzepliński oceniał mnie publicznie, także w parlamencie, jednoznacznie pozytywnie. Warto przypomnieć, że to prezes TK, jako pracodawca, odpowiadał za prawidłowe funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego i to na nim spoczywała ewentualna odpowiedzialność za niepodjęcie działań w razie stwierdzenia jakichkolwiek nieprawidłowości. To daje podstawę do zadania pytania, jakie motywy kierują taką osobą dziś
– powiedział prof. Zaradkiewicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl
Odnoszę się tu w szczególności do zarzutu rzekomego mobbingu. Należy przypomnieć, że to pracodawca, a w tym wypadku był to prof. Rzepliński, w pełni odpowiada za zapobieganie zjawisku mobbingu i reagowanie na wszelkie zarzuty tego rodzaju. W sprawie opisanej przez „Gazetę Wyborczą”, pan prezes Rzepliński miał pełne rozeznanie okoliczności - nie tylko zarzutów, ale także wyjaśnień, które złożyłem w związku z tymi zarzutami, a o których nie ma choćby wzmianki w tej publikacji. Co znamienne, ówczesny prezes TK nie podjął żadnego postępowania wobec mnie, co świadczy o tym, iż po złożeniu przeze mnie wyjaśnień w sprawie rzekomego mobbingu nie dostrzegł on podstaw do wszczęcia takiej procedury. Podnoszenie zatem tej kwestii dzisiaj uważam, delikatnie rzecz ujmując, za nieporozumienie. To raczej pan Rzepliński powinien wyjaśnić, czy i jakie działania podjął w tamtym czasie
– podkreślił prof. Kamil Zaradkiewicz.
Próba odwrócenia uwagi
Prezes Sądu Najwyższego zwraca też uwagę na prawdziwe cele artykułu „Gazety Wyborczej” i nieprzypadkową porę tej publikacji.
To co napisała „Gazeta Wyborcza” odbieram jako próbę odwrócenia mojej uwagi, koncentracji na realizacji zadań powierzonych mi ustawowo jako powołanemu przez Prezydenta RP wykonującego obowiązki Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Zapewniam, że każda taka próba nie powiedzie się, ponieważ zadania te, tak jak już zapewniałem, będę wykonywał z najwyższą starannością i niezależnością
– przekonuje Kamil Zaradkiewicz.
Zastanawiam się tylko, jak można – niezależnie od oceny prawdziwości podanych informacji - formułować tezę o rzekomym ryzyku szantażu, jednocześnie informując, że są to informacje powszechnie znane w środowisku stołecznych prawników. To prowadzi wprost do pytania, czy na pewno podawane przez autorów publikacji intencje są rzeczywistymi. W mojej ocenie odpowiedź jest oczywista
– dodaje w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Niewykluczone kroki prawne
Prof. Kamil Zaradkiewicz nie podjął jeszcze decyzji, czy wystąpi na drogę prawną w kontekście publikacji „GW”.
Całkowicie skoncentruję się teraz na pracy w Sądzie Najwyższym i powierzonych mi zadaniach, a co do zarzutów i informacji zawartych w tekście „Gazety Wyborczej” i mojej decyzji dotyczącej ewentualnego podjęcia kroków prawnych, będę się tym zajmował w późniejszym czasie. Nie mam zamiaru brać udziału w dyskusji na tym poziomie. Ponadto sędzia powinien pamiętać, że każda reakcja na krytykę, w tym także formułowanie nieprawdziwych zarzutów, mogą mieć daleko idące skutki, np. umożliwiające w przyszłości temu, kto sędziego krytykuje, składanie wniosków o wyłączenie ze składów orzekających. Gdyby zatem sędzia miał się wdawać w spory w takich sytuacjach, to dawałby zainteresowanym narzędzie do wpływania na orzekanie
– powiedział Kamil Zaradkiewicz.
W tej konkretnej sprawie proszę też zwrócić uwagę, że dziś ukazało się na portalu TVP.Info oświadczenie wieloletniego pracownika Trybunału Konstytucyjnego, za czasów p. Rzeplińskiego jednego z wicedyrektorów, który wskazał, iż to on jest przywołany jako osoba, która rozmawiała z prezesem Rzeplińskim na temat ówczesnego (2013 rok - red.) stanu mojego zdrowia. Jednoznacznie wskazuje, iż przebieg i treść opisanej w „Gazecie Wyborczej” rozmowy z p. Rzeplińskim były zupełnie inne. Również jednoznacznie ocenia negatywnie postawę ówczesnego prezesa TK w kontekście okoliczności, w których rozmowa się odbyła. Jego stanowisko także pozwala na każdemu Czytelnikowi na samodzielną ocenę rzetelności materiału, o który Pan Redaktor pyta
– ocenił prof. Kamil Zaradkiewicz.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/498826-zaradkiewicz-odpowiada-na-rewelacje-gw-wyrazam-zazenowanie