Ciekaw jestem, czy przyłapani na kłamstwie dwaj niedawni politycy zatrudnieni w charakterze urzędników w Kancelarii Senatu zostaną przez marszałka Tomasza Grodzkiego wyrzuceni z pracy?
Trzeba założyć, że stanowiska, jakie dostali w Senacie są dla nich klasyczną synekurą, która spadła im z nieba po ich porażkach w ostatnich wyborach parlamentarnych. Po objęciu swoich funkcji stali się urzędnikami – jak głosi przy każdej okazji marszałek Grodzki – „ostoi demokracji i praworządności” jaką jest Senat. A więc instytucji, mającej swoją wysoką rangę i takież wymagania.
Praca w takim miejscu nobilituje. Ale tym samym i zobowiązuje, wyobrażam sobie. Nie może urzędnik, pracujący w Senacie zachowywać się jak, przepraszam za wyrażenie, byle jaki szmondak. Za takie coś powinien być wyrzucony z trzaskiem. Inaczej, ludzie będą sobie myśleć, że szef nie dba o dobre imię swojej firmy. Tym samym mogą niesprawiedliwie uważać, że marszałek Tomasz Grodzki sam jest podobny do tych, którzy obnażyli swoją niską kulturę. Albo nawet, że są jakiejkolwiek kultury pozbawieni.
No, nie. Nie mówcie mi, że pan prof. Tomasz Grodzki jest człowiekiem o niskim poziomie kultury. Tego nie dam sobie wmówić. Więc pewnie ich wyrzuci. Tylko kwestia kiedy?
Jeśli zamyśla pozbyć się ich po skończeniu obecnej kadencji Senatu, to chyba nie jest dobre rozwiązanie. Dla marszałka. Dla nich, ale najgorsze skutki może to przynieść dla pozostałych całkiem zwykłych urzędników Senatu, którzy poważnie traktują swoje obowiązki.
Czemu to może zaszkodzić marszałkowi Grodzkiemu, zdaje się już wspomniałem. Pogłębić zaś łacno mogą demoralizację kłamiących panów – Grzegorza Furgo, związanego wcześniej z Nowoczesną Ryszarda Petru i Jakuba Stefaniaka, do niedawna ważnego polityka PSL. I zarazem rozzuchwalić w szermowaniu kłamstwem jak swoim codziennym narzędziem w komunikowaniu z mediami. Mogą zacząć tak upajać się fałszowaniem, że oszukają kiedyś samego szefa. Pozostawienie ich dalej w Senacie największą krzywdę wyrządzi jednak zwykłym urzędnikom. Po takim głośnym, kompromitujący wydarzeniu, niektórzy nabiorą przekonania, że nieuczciwość jest w Senacie w wysokiej cenie.
Zdaje się, że jednego z kłamców, bodajże Jakuba Stefaniaka, należałoby wyrzucić przynajmniej z kwartalnym „wilczym biletem”, jeśli idzie o zatrudnienie w instytucjach państwa. Nie dość, że kłamał, to był na tyle cyniczny, że zaatakował dziennikarza, wypełniającego swój obowiązek zadawania pytań w sprawie, która bulwersuje opinię publiczną. I nawet nie za to, że poczuł się bezzasadnie dotknięty pytaniem o listę nagrodzonych. Lecz za to, że używa słów, nie rozumiejąc ich znaczenia. - „Pieczeniarz”, panie Stefaniak, to człowiek mający skłonności do życia na cudzy koszt, darmozjad. Ktoś, kto chętnie przebywa w towarzystwie osoby ważnej, schlebia jej i usługuje, aby coś zyskać, zwłaszcza wygodne życie.
Obdarzony przez pana tym epitetem szef portalu TVP Info Samuel Pereira od wielu lat pracuje codziennie ciężko. Najpierw w gazecie codziennej, a teraz w medium elektronicznym.
Gdybym miał w Pana kręgu szukać jakiegoś człowieka godnego nazwy „pieczeniarz”, jedną z pierwszych osób, jaka przychodzi mi na myśl, to Pan właśnie.
Poza tym, radzę jak brat. Trochę skromności, panie Stefaniak. Czy pamięta pan swój udział w wyborach na prezydenta Warszawy w październiku 2018 r.? Otrzymał pan poparcie 0,31 proc. głosów, zajmując 12 miejsce wśród 14 kandydatów.
Jestem raczej pewien, że Samuel Pereira, choć z pochodzenia Portugalczyk, zostawił by pana z tyłu o kilka długości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/496971-jak-portugalczyk-pereira-wygralby-z-bylym-rzecznikiem-psl