Dwie ciekawe wypowiedzi dotarły do nas w ostatnim czasie z Niemiec.
Prasa w Niemczech często powtarza, że w Polsce nie ma wolności słowa. Tymczasem to w Polsce można usłyszeć zarówno poglądy lewicowe, jak i prawicowe, konserwatywne i liberalne
— powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową niemiecki publicysta i pisarz Boris Reitschuster.
I dalej:
Nie znam ani jednego konserwatywnego, czy wolnościowego dziennikarza, który występowałby często w telewizji, czy byłby prowadzącym programu. Podczas gdy znam bardzo wielu lewicowych. I to jest kolejna różnica w zestawieniu z Polską
— wyjaśnił Reitschuster, który 16 lat był korespondentem tygodnika „Focus” w Moskwie, więc ma pewne wyczulenie na kwestie wolności słowa.
CZYTAJ O TYM: Niemiecki publicysta chwali wolność mediów w Polsce: Można sobie wybrać, można wyrobić zdanie. W Niemczech już tego nie ma
I druga wypowiedź, Very Lengsfeld, która od lat 70. ubiegłego wieku działała w opozycji antykomunistycznej w NRD. Jej przypadek był głośny upadku NRD, kiedy po otwarciu archiwów Stasi dowiedziała się, że donosił na nią jej własny mąż. Potem Lengsfeld była znaczącym politykiem partii Angeli Merkel, dziś ją krytykuje jako publicystka. Jej słowa szokują:
Codziennie mamy w Niemczech do czynienia z nowymi przykładami braku wolności słowa i przekonań. Pracownik instytucji państwowej traci pracę np. za to, że poszedł na obiad z politykiem opozycji - w tym przypadku AfD. Kiedy ktoś na czele fundacji zajmującej się ochroną środowiska wyraża opinię, że człowiek nie jest odpowiedzialny za zmiany klimatyczne, to traci swoje stanowisko. To są autentyczne przypadki. Istnieje publiczna dyskryminacja i sankcje za nieprawomyślny światopogląd
— mówi niemiecka publicystka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Mocne! Była niemiecka opozycjonistka: Nie mamy już w Niemczech wolności słowa, a praworządność jest traktowana instrumentalnie
Warto o tym pamiętać, gdy obserwujemy kolejne fale ataków na obecny kształt mediów publicznych. Przykład najnowszy to wypowiedzi pana Tomasza Sekielskiego, który obraża dziennikarzy konserwatywnych i wzywa do bojkotu telewizji Polskiej:
TVP PiS to czysta propaganda, kłamstwa i oszukiwanie widzów. Namawiam was, abyście przekonywali swoich znajomych i rodzinę, aby wyłączyli TVP. Proponujcie osobom, które uważają, że TVP jest dobra, aby przeżyli bez niej tydzień, może dwa. Na próbę. Może im się uda
— zagrzmiała była gwiazda TVN
Takich wypowiedzi jest więcej. Pewien politycznie rozemocjowany lewicowy profesor nawoływał nawet jakiś czas temu: „Żaden demokrata nie powinien przekroczyć progu Gebelsowskich mediów”
Straszne słowa.
Zakłamane.
W tych wszystkich w atakach na media publiczne nie chodzi bowiem o żadną ochronę demokracji ani nawet troskę o jakość debaty publicznej. Największe komercyjne media nie są przecież apolityczne i bezstronne, nie dbają o to by poglądy każdej ze stron przedstawić z szacunkiem - z zapałem za to organizują wielodniowe nagonki i kampanie skierowane wobec tych, których zdefiniują jako przeciwników, używają brutalnego języka. Co ważne, dominują na rynku, są bogate, wydają miliardy na kolejne inwestycje, bo ich monopol na rynku reklamy jest nienaruszony, a konserwatywne media otrzymują z domów mediowych ochłapy.
W istocie celem całej tej presji na media publiczne jest przywrócenie monopolu jednej strony sporu w Polsce, który funkcjonował do roku 2015 – wszystkie największe media to samo wtedy oburzało, to samo śmieszyło, grały jak wielka orkiestra. Chodzi o powielenie u nas systemu niemieckiej cichej cenzury.
Sytuacja w której każdy w zasięgu pilota telewizyjnego czy radiowego przycisku, a tak przecież jest dziś w Polsce, ma możliwość wyboru stacji radykalnie antyrządowej, próbującej apolityczności, wspierającej ostatnie zmiany w kraju, jest postrzegana jako główna przeszkoda w odzyskaniu władzy przez opozycję – nie radzącej sobie w warunkach wolności słowa.
Nie jest też prawdą, że wyborcy obozu Zjednoczonej Prawicy są manipulowani propagandą. Głośne badania sprzed kilku miesięcy wykazały, że oni akurat oglądają wszystkie stacje, porównują medialne obrazy. Zwolennicy obecnej opozycji robią to zdecydowanie rzadziej.
Stawką tych przepychanek jest wartość dla demokracji fundamentalna: realna różnorodność poglądów, prawdziwy a nie reglamentowany jak cukier w PRL pluralizm. Pamiętajmy: raz utracona wolność bardzo trudny do odzyskania.
Jak ktoś nie wierzy, niech wróci na początek tego tekstu i poczyta, jak wygląda dziś pluralizm w mediach niemieckich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/485379-o-co-naprawde-chodzi-w-tyradach-sekielskiego