Kompromitująca wpadka Justyny Sobolewskiej („Polityka”), która pomyliła Dzień Zaduszny z uroczystością Wszystkich Świętych, nie była jedyną kuriozalną opinią wypowiedzianą w programie „Drugie śniadanie mistrzów” (TVN24). Swoje trzy grosze wtrąciła również Julia Wyszyńska, aktorka znana z występu w bluźnierczym spektaklu „Klątwa”. Swoimi wrażeniami na temat jej występu podzielił się na Facebooku pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Wszystkich Świętych jest dzisiaj. Wczoraj mieliśmy Dzień Zaduszny”. Kompromitacja dziennikarki „Polityki” w TVN. WIDEO
Pani Wyszyńska opowiadała o swoim męczeństwie. Z twarzą nieruchomą, wzrokiem zaszczutym, wbitym w róg sufitu, cykając powoli słowa, tak, jak w programach typu „nocne rozmowy” mówią o swych traumach ofiary gwałtów czy innych zbrodni, pani Wyszyńska zwierzała się, co ją spotkało po owym spektaklu. A pozostali uczestnicy słuchali w nabożnym skupieniu, ze zgrozą i współczuciem malującym się na twarzach
— czytamy w relacji komentatora.
Co spotkało aktorkę? Z opowieści wynikało, że nic. TVP nie wyrzuciła jej z serialu. Nie zetknęła się bezpośrednio z żadną agresją, nikt jej nie naubliżał ani nie przysłał anonimu. Nie wyrzucono jej z teatru ani nie odmówiono roli. Przeciwnie, ona sama chciała z tego wszystkiego odejść, tylko przyjaciele namówili ją, żeby wróciła i grała dalej
— dodaje.
Na tym nie koniec…
Ale nie dajcie się zwieść – pani Wyszyńska bowiem BAŁA SIĘ. I cała opowieść, jaką snuła, była o tym, jak bardzo bała się, że ten PiS, ci faszyści, ta katolicko narodowa tłuszcza COŚ jej zrobi. Coś, co będzie straszne. Z tego strachu nie mogła grać, nie mogła normalnie funkcjonować. Jej nazwisko pojawiło się w gazetach, stało się znane (dla aktora rzecz niezwykła i straszna, prawda?). Czuła, że jest nienawidzona. Czuła to przez skórę, jak, trudno nie mieć takiego skojarzania, pastowany na czarno pajac z „Wyborczej”, który podobnych traum doznawał szwendając się godzinami po Marszu Niepodległości, żeby ktoś go zaczepił
— pisze Ziemkiewicz.
Wsparcia miała jej udzielić… Olga Tokarczuk.
Na szczęście, zadzwoniła do niej sama Olga Tokarczuk. I ona, też będąca ofiarą straszliwych prześladowań i hejtu, wsparła Wyszyńską. Powiedziała jej, żeby się nie bała. I Wyszyńska, nie żeby przestała się bać, bo się boi nadal – ale nabrała wiary, i jednak żyje dalej. I chce dalej grać
— ironizuje publicysta.
Tokarczuk nie była jedyną osobą, która zaoferowała pomoc Wyszyńskiej.
Gdy przebrzmiały fanfary, włączył się Grzegorz Kasdepke – kiedyś autor fajnych książeczek dla dzieci, od kilku lat kompletny kodziarski oszołom – i ogłosił, że założyli fundusz i zespół pomocy prawnej dla takich jak ona prześladowanych artystów. I Julia Wyszyńska, ani żaden artysta, którego PiS prześladuje, nie pozostanie sam. Będą im organizować pomoc prawników (o dużo bardziej potrzebnej pomocy psychiatrycznej nie wspomniał) i pomagać finansowo. Niech sobie nikt nie myśli, że niepokornych aktorów czy pisarzy można zastraszyć. Nie!
— drwi Ziemkiewicz.
Jednocześnie publicysta przyznaje:
Moje pióro nie jest w stanie tego unieść. Tak, pięcioro ludzi uważających się za poważnych (może czworo, nie zauważyłem, by przez ten ostatni kwadrans Łukasz Orbitowski wtrącił się jakoś – wyglądał na przytłoczonego mrożkowskim absurdem, może znalazł się w tej małpiarni tam przypadkowo) z zapałem przeżywających grozę tego, co się nie zdarzyło, ale przecież MOGŁO, bo wszyscy wiemy, gdzie żyjemy, jaki jest ten PiS. I ta faszystowska widownia, która, zupełnie nie wiadomo dlaczego, reaguje na „artystyczne” prowokacje w taki sposób, że daje się sprowokować do wyrażenia niezadowolenia – a to sprawia, że potem taka pani Julia nie może spać, jeść, grać ani w ogóle. (…) Moje pióro tego nie udźwignie. Ale gdyby zmartwychwstali Mrożek, Gombrowicz, Witkacy i Ionesco, też nie daliby rady. To trzeba było zobaczyć. Ten ton, te miny, tę grozę, że nic, zupełnie nic się nie stało, ale jednak – strach był, hejt i duszna atmosfera czaiły się, niczym u Lovecrafta, na granicy zaistnienia, i nawet sama Tokarczuk nie do końca rozproszyła grozę…
Komentator podzielił się również swoją refleksją na temat Marcina Mellera.
Mistrzowie. Marcin Meller, kiedyś sensowny, sympatyczny dziennikarz i podróżnik. Duszna atmosfera potencjalnego męczeństwa i wirtualnej konspiracji. Co za psychiatryk! Siostro, kaftan. A raczej – od razu pięć kaftanów. Obejrzyjcie to sami, pewnie jeszcze będzie powtórka, albo na VOD wrzucą
— skwitował Ziemkiewicz.
Cały swój wpis opatrzył wymownym hashtagiem „jprdl”.
gah
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/471300-czego-boi-sie-gwiazda-klatwy-ziemkiewicz-nie-wytrzymal