W dzisiejszej „Gazecie Wyborczej” kolejna porcja szulerskich przekazów na temat „mediów prawicowych”. Czytamy, że „się bawimy”, a „Dobra Zmiana to złote lata mediów wspierających rząd”. Ze zdjęć spoglądają ponure twarze złych ludzi, a niżej podpisanego to już taka, że wystarczy przed cukiernicą postawić a żadne dziecko się nie zbliży.
Ale żarty na bok. Trzeba powiedzieć jasno, że to manipulacja, wyrwanie faktów z kontekstu.
Po pierwsze, nie wiem jak inni, ale my się nie bawimy. Toczy się walka o kształt Polski, jej dziedzictwo cywilizacyjne, jej suwerenność, jej sprawiedliwość społeczną. Media tworzone przez Grupę Medialną Fratria jasno mówią, że mają misję: wspierać wszystko, co Polsce służy, nazywać po imieniu wszystko, co ją osłabia.
Po drugie, każdy musi wiedzieć, że takimi artykułami słoń próbuje zadeptać mrówkę. Niedawno Agora, wydawca „Gazety Wyborczej”, ogłosiła, że wyda miliard na inwestycje. Miliard! Jej aktywa są wszędzie - w kinach, na autobusach miejskich, przystankach, restauracjach. Z jej łam wylewa się rzeka reklam samorządowych instytucji i publicznych. I ten słoń, ta potęga, bierze na celownik spółkę z o.o. Fratria, założoną przez ludzi przejętych Polską, żyjących i zarabiających skromnie, mającą w sumie około 30 milionów złotych rocznego budżetu - łącznie z kosztami papieru, wynajmu lokalu, opłat za używany sprzęt, podatków itp.
Po trzecie, na rynku reklamowym wciąż panuje monopol III RP. System reklamowy tak został zbudowany, że nawet tworzone z największym sukcesem media konserwatywne są dyskryminowane w skali niewyobrażalnej, a nawet najmniej udane media lewicowo-sorosowe dysponują rzeką pieniędzy. W tej sytuacji domaganie się, by także spółki skarbu państwa (mocno obecne także w GW, TVN, Rzeczpospolitej, DGP, Fakcie, Onecie, Super Expressie itp.) dołączyły do tego bojkotu, jest de facto wzywaniem do przywrócenia monopolu medialnego świata michnikowego.
Po czwarte, jeżeli już mówimy o związkach z władzą, to wśród udziałowców Fratrii nie ma kapitału spółek skarbu państwa, a w Agorze jest. I to dość sporo, kilkanaście procent - to fundusz należący do Grupy PZU.
Po piąte, powiem wam, co naprawdę boli ludzi Michnika, dlaczego ten miliardowy kolos zwalcza malutką spółeczkę Fratria.
— Oto wiedzą, że nie przejadamy żadnych przychodów, ale się rozwijamy (podkreślam: mówię w imieniu własnym, nie wiem czy inni nie napychają sakiew. Jeśli tak postępują, źle czynią).
— Dostrzegają, że budujemy konsekwentnie nowe media i usługi, tak dla szerokiego grona odbiorców jak i dedykowane, na przykład dla przedsiębiorców.
— Czują, że mając setki razy mniejsze pieniądze, wydajemy je lepiej niż oni, w tych szklanych pałacach zapełnionych pociotkami i przyjaciółkami.
— A wreszcie, tęsknią do czasów, gdy byli jeszcze bardziej sytymi królami życia. A byli od zawsze. Ciekawy przykład znalazłem w wydanym przez Agorę w czerwcu tego roku specjalnym magazynie z okazji wyborów 1989 roku:
Wspominając początki „Gazety Wyborczej” Antoni Pawlak wyznał tam:
Buty Jacka, czyli zarobki
W pierwszych latach „Wyborczej” zarobiliśmy bardzo dużo. A to dlatego, że „Gazeta” była firmą prywatną i nie obowiązywał jej popiwek, czyli „podatek od ponadnormatywnych wypłat wynagrodzeń”.
Przed świętami w 1989 r. mój przyjaciel z sekretariatu redakcji, młodziutki Jacek Fronczak wybrał się na Chmielną, by kupić sobie jakieś odlotowe, modne buty. Dwie pary spodobały mu się wyjątkowo i nie mógł się zdecydować, które wybrać. W końcu kupił i jedne, i drugie.
- I wiesz? - opowiadał mi następnego dnia. - Tak idę z tymi dwoma pudłami Nowym Światem i raptem uzmysłowiłem sobie, że zapłaciłem za nie tyle, ile mój ojciec zarabia miesięcznie. Stary, ale zrobiło mi się głupio!
Cóż, butów jednak nie zwrócił, pensji państwo sobie nie zmniejszyli, za to popiwku, całego okrutnego i niemądrego planu Balcerowicza, bronili do upadłego. A potem każdej wyprzedającej majątek narodowy polityki. Nie dziwię się, im było dobrze, choć działo się to w czasach straszliwej biedy Polaków.
Nas wychowywano inaczej. Nigdy bym na buty, ani na cokolwiek innego, nie wydał tak dużych pieniędzy. Można kupić tanio, a dobrze. Kwestia rozsądku, pewnie też smaku. I uczciwości. Nie da się być sytym kocurem i rzetelnym, służącym dobrze Polsce, dziennikarzem. To sprzeczne wewnętrznie, o czym ludzie GW przekonali się w ostatnich latach boleśnie. I kiedy tak zwalczają „Dobrą Zmianę” oraz wszystkich, którzy się do ich nagonek nie przyłączają, to może z tęsknoty za butami kupowanymi za równowartość pensji ojców?
-
To trzeba przeczytać!
„Resortowe dzieci” - wszystkie 4 tomy (Media, Służby, Politycy, Biznes)
Do kupienia „wSklepiku.pl”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/466356-jak-dziennikarz-gw-kupowal-buty-warte-miesieczna-pensje-ojca