Walczymy z tą pedofilią, czy tylko udajemy? To pytanie kieruję do dziennikarzy w innych redakcjach, które jeszcze kilka miesięcy temu dzień po dniu, godzina po godzinie rozkręcały nagonkę na księży, wskazując Kościół jako główne siedlisko seksualnego wykorzystywania dzieci. Dziś mają okazję się wykazać. Ale jakoś nie chcą z niej skorzystać.
Od dwóch tygodni dowiadujemy się coraz więcej o zbrodniach Krzysztofa Sadowskiego, muzyka jazzowego, a w latach 90. spiritus movens telewizyjnych programów, w których wyławiano muzyczne talenty wśród najmłodszych. Nikt już chyba nie ma wątpliwości, że Sadowski jest pedofilem, który wykorzystywał wiele dzieci. To przede wszystkim zasługa Mariusza Zielkego, dziennikarza śledczego i pisarza, który ujawnił aferę, odkrywa w niej coraz więcej i na poważnie zajął się pedofilami ze świecznika.
Z jakichś powodów większość „dużych” mediów uznało, że nie jest to temat ciekawiący ich odbiorców. Gdzieniegdzie pojawiły się wzmianki o sprawie, ale bez pogłębiania, bez domagania się wyjaśnień, bez stawiania pytań o skalę pedofilii w show biznesie.
Dlaczego tak się stało, odpowiedział portal natemat.pl. Omówiłem tę argumentację w aktualnym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Żaden z dziennikarzy, którzy wypowiadają się w tekście, nie pozwolił na podanie swojego nazwiska. I tak: w TVN badają sprawę (już drugi tydzień): „Ban na aferę Sadowskiego? Nieprawda, nie ma czegoś takiego, wręcz przeciwnie. […] Jesteśmy w trakcie sprawdzania jego ustaleń. Musimy mieć 100-proc. pewność, że to, co podamy na antenie i w portalu, jest prawdą”. W „Gazecie Wyborczej” temat… przeoczono: „Wszyscy tną koszty, chcą mieć jak najwięcej treści wyprodukowanej jak najmniejszą liczbą rąk. W redakcjach brakuje ludzi na co dzień, a co dopiero w wakacje. Ktoś nie zauważył, ktoś nie docenił rangi tematu, minęło kilkadziesiąt godzin, a potem było już za późno, by robić z tego breaking news”. Portal Gazeta.pl twierdzi zaś, że o sprawie pisał, tyle że… w należącym do Agory plotkarskim serwisie Plotek. pl. Najbardziej osobliwie wypadł przedstawiciel tygodnika, którego nawet nazwy nie życzył sobie wymieniać: „Zielke spaprał robotę. Zamiast pokazać wszystko od razu jednym mocnym tekstem lub filmem, spalił temat. Ujawnia kawałek po kawałku, tak że przykuwa uwagę ludzi do wycinków problemu, więc potem, gdy zbierze wszystko w całość, ludzie się tym nie zainteresują, bo przecież już kiedyś o tym słyszeli”.
Te idiotyczne wyjaśnienia jakoś nie były potrzebne, gdy kilka miesięcy temu wszystkie powyższe redakcje z pedofilii wśród księży zrobiły temat na wiele dni kampanii wyborczej. A przecież wcale nie chodzi dziś o to, by napiętnować jazzmanów. Nikt nie próbuje przekonywać, że każdy człowiek z saksofonem czy przy organach Hammonda jest pedofilem.
Wspomniana „Wyborcza” jednak sprawy nie przeoczyła. W poniedziałek ukazał się artykuł w „Dużym Formacie”, będący w zasadzie spisana relacją dwóch ofiar Sadowskiego. Owszem, to generalnie niezły tekst (bardzo nieprzyjemny, bo relacje kobiet są wstrząsające), choć mam do niego zasadnicze zastrzeżenia, o czym za chwilę. Ale „GW” robi to po tym, gdy sprawa ujrzała już światło dzienne. Nie ma wyjścia. Wie, że musi coś napisać, bo straci resztki wiarygodności. Wszak tak bardzo wstawiała się za ofiarami pedofilii.
Pomijam już fakt, że na osiem polecanych przy tym reportażu powiązanych materiałów (w wersji internetowej) połowa dotyczy pedofilii wśród księży. Nie mówię, że należy przemilczeć przestępstwa seksualne popełniane przez duchownych – mój tekst w „Sieci” kończy się zresztą zdaniem, które nie pozostawia w tej sprawie wątpliwości. Najwyraźniej jednak dla „Wyborczej” to po prostu okazja, by raz jeszcze wyciągnąć swoją antyklerykalną maczugę.
Ważniejsze pytanie brzmi: dlaczego tekst ten nie ukazał się w „DF” przed rokiem, gdy redakcja dostała informacje o zbrodniarzu w środowisku muzycznym? Zwraca na to uwagę na swoim blogu Mariusz Zielke:
„Gazeta Wyborcza” jednak, zamiast opublikować newsowy materiał o kryciu pedofilii w show-biznesie, zaprezentować już dokonane ustalenia (jest ponad 20 ofiar), zadać pytania wszystkim stronom, postanowiła skupić się na urywku sprawy, ujawnić tajemnice śledztwa i intymne opisy seksu z dziećmi (Po co? Żeby szokować, nakręcić sprzedaż?) skupiając się wyłącznie na 2 ofiarach, które złożyły zawiadomienie do prokuratury.
Dlaczego wreszcie „Gazeta Wyborcza” pisze o tym dopiero teraz, choć o sprawie wiedziała od jesieni 2018 r.? Prezentuję korespondencję z Panią Izą, oceńcie sami, komu na czym tu zależy. Pani Iza twierdzi, że o sprawie wie już dawno, ale nic nie robiła, bo czekała na zgodę ofiar. A inne ofiary? A przeprowadzenie niezależnego śledztwa dziennikarskiego? Jeśli Pani nie jest dziennikarką śledczą, dlaczego nie dała Pani tego osobom zajmującym się taką działką ze swojej redakcji? Świetnie Pani pisze, Pani Izo, tekst jest znakomity, ale tutaj nie chodzi o tekst, o laury, tylko o wyjaśnienie 40 lat krycia zorganizowanego pedofila.
Później Zielke próbował jeszcze zainteresować sprawą oko.press i „Fakt”. Nie udało się. Dlaczego? Tak mu to tłumaczył jeden ze znajomych dziennikarzy:
- Wiesz, wszyscy się boją, że odwrócisz uwagę od pedofilii w kościele. Czas twoich publikacji jest fatalny. Wszyscy się zastanawiają w kogo to jeszcze uderzy. Trzeba było odczekać rok, może by to poszło – odparł.
Mariusz Zielke nie jest moim serdecznym kumplem. Rozmawialiśmy kilka razy. Ale na podstawie jego dotychczasowej pracy i sposobu, w jaki podszedł do skandalu z Sadowskim, mam do niego pełne zaufanie. Wiem, że mają je też ofiary. Dlatego bardzo chciałbym, by udało mu się zrealizować film dokumentalny o lobby pedofilskim w Polsce. Film niewygodny dla wszystkich, nie tylko dla Kościoła, jak zrobili bracia Sekielscy. Tylko taki obraz ma szansę na dobre rozpocząć wojnę z pedofilią w Polsce. Taki, który uczciwie pokaże, w jak wielu środowiskach mamy do czynienia ze zbrodniarzami wobec dzieci i jak te środowiska kryją tych przestępców.
Nie jest walką z pedofilią zapowiedź chemicznej kastracji pedofilów, jak niesłownie grzmiał ongiś pewien premier, nie jest nią też antykościelna krucjata sprowadzająca problem do duchownych, jak robiły to lewicowo-liberalne media w czasie eurokampanii i część opozycyjnych polityków.
Dlatego prywatnie zachęcam do tego, by wesprzeć Mariusza i dorzucić grosik do jego filmu. Wierzę, że będzie to Państwa wkład w prawdziwą walkę z pedofilią.
Mam wątpliwości, czy pomoże w tym „Wyborcza”, skoro na razie – chcąc, nie chcąc – pomaga pedofilowi. W jaki sposób? Prokuratura prowadzi śledztwo (choć początkowo – co nie mieści się w głowie – odmawiała jego wszczęcia) w sprawie Sadowskiego. On sam przekonuje, że jedna z ofiar oczernia go, bo wcześniej nieskutecznie próbowała wyłudzić pieniądze. Sadowski nie wiedział, że kobieta dysponuje nagraniem, na którym muzyk składa jej propozycję przyjęcia 200 tys. zł w zamian za 20 lat milczenia. Dowiedział się o tym… z „Gazety Wyborczej”. Jak tak można? Jak można ujawnić tak istotną tajemnicę śledztwa, a tym samym zaszkodzić ofiarom? Jak można dać pedofilowi możliwość przygotowania nowej linii obrony? Redakcja, która tak robi, nie zasługuje na jakiekolwiek zaufanie. Nie zdziwiłbym się, jeśli nikt już nie zechce powierzyć żadnej sprawy pani redaktor Izie Michalewicz. Tym jednym zdaniem („Cytuję stenogram nagrania rozmowy”), idiotycznie wtrąconym, zupełnie niepotrzebnie, wyświadczyła wielką przysługę pedofilowi. Mogę tylko zapytać: czy zrobiła to nieświadomie?
Polecam Państwu lekturę tygodnika „Sieci”. W tekście „Pedofile ze świecznika” analizuję problem, który nagłaśnia Mariusz Zielke. Przypominam również, jakie pedofilskie sprawy (nawet na dobre nie rozpoczęte) mogą niebawem powrócić, jakie nadzieje wiążą się z komisją, którą za moment powoła Sejm. Celebryci naprawdę mają się czego bać. Nie mogę się doczekać aż paru „nietykalnych” z hukiem upadnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/460136-jak-media-pomagaly-i-pomagaja-pedofilowi-z-show-biznesu