Kiedyś medialny bóg – za takiego uważało go wielu, ale przede wszystkim sam siebie tak postrzegał. Dziś jest najsłynniejszym w Polsce pijakiem za kierownicą. W jego sprawie najbardziej uderzające jest to, że dominujące pytanie brzmi: czy znów to skręcą?
— pisze Marek Pyza w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Jego nieprzytomny rajd przez pół Polski to w tej historii puenta, której być może nie dało się uniknąć. Grozi mu nawet wieloletnie więzienie, ale istnieje obawa, że powtórzy się casus Piotra Najsztuba, któremu nie spadł włos z głowy po potrąceniu staruszki na pasach, gdy jechał bez prawa jazdy, ubezpieczenia OC i przeglądu technicznego. Czy – podobnie jak w przypadku innych celebrytów – skończy się na zapłacie symbolicznej grzywny i odebraniu prawa jazdy na parę miesięcy? A może wcale nic w jego życiu się nie kończy? Może znów uda mu się wykaraskać z wizerunkowej katastrofy? Może za jakiś czas dostanie od kogoś szansę w mediach? Może powiedzie się misja jego obrońców, którzy z taką inwencją szukają argumentów, by rozłożyć nad nim parasol ochronny? Czy Kamil Durczok będzie kolejnym dowodem na to, że są w Polsce równi i równiejsi? Niestety już są powody, by się tego obawiać
— zauważa Marek Pyza.
Dziennikarz kreśli sylwetkę Kamila Durczoka. Pisze m.in.:
Chodzi o jeden z symboli mediów III RP. O człowieka, który co wieczór mówił do milionów Polaków (w swojej książce twierdzi, że gromadził czasem nawet 20-milionową publiczność). Ogarnięty manią słupków i pogonią za procentami w pomiarach widowni czuł się wszechmocny. (…) Jak doszło do tego, że tak wielka gwiazda zgasła? Jej upadek nie zaczął się przy kielichu we Władysławowie. To konsekwencja i suma jego stylu życia, problemów z samym sobą oraz chaosu w niemal każdej sferze codzienności. Za wizerunkiem twardziela i telewizyjnego guru kryje się facet w rozsypce, topiący problemy w alkoholu.
Jak zauważa Marek Pyza:
Pijani kierowcy to kategoria ludzi, dla których mamy najmniej wyrozumiałości. I nic dziwnego. Każdy, kto wsiada za kółko pod wpływem alkoholu, stanowi zagrożenie nie tylko dla siebie, lecz przede wszystkim innych. Jeśli ktoś prowadzi auto w takim stanie jak Durczok, jest niczym granat z wyciągniętą zawleczką. Chyba tylko wyjątkowy łut szczęścia sprawił, że na 370 km drogi z Wybrzeża dziennikarz nie pozbawił nikogo zdrowia czy życia. Tym bardziej może dziwić, że znalazł tak licznych obrońców. Prof. Jan Hartman, znany z przekraczania granic filozof i lewacki publicysta, najpierw napisał na Twitterze: „Kamil Durczok całe życie ma jakieś afery. Ale potem się jakoś podnosi. I tak też będzie tym razem. Bardzo mi go żal, choć to trudny gość. Może jego problemy to nie całkiem jego wina? Pamiętajmy, ile dobrego zrobił, i nie przekreślajmy go”. Później rozwinął swą myśl na blogu, solidaryzując się z celebrytą m.in. dlatego, że „Durczok to ważny i zasłużony dziennikarz”, a poza tym ma problemy psychiczne. Osobom, które zrobiły wielkie kariery, wolno więcej – oto filozofia filozofa Hartmana.
Równi i równiejsi wobec prawa - jaka przyszłość czeka Kamila Durczoka? - więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 5 sierpnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/457838-w-najnowszym-numerze-sieci-czlowiek-z-procentow