Alarm podniesiony przez „Gazetę Wyborczą” w związku z milczeniem celebrytów po scysjach w Białymstoku to bardzo ciekawe zdarzenie. Kto wie, czy nie będące zapowiedzią ważnej zmiany w naszym życiu społecznym i politycznym.
Przypomnijmy: w środę, a więc kilka dni po konfrontacji pomiędzy środowiskami LGBT a kibicami w stolicy Podlasia, „Wyborcza”’ wyeksponowała artykuł Michała Nogasia pt. „Artyści, przemówcie! Zło narasta”, poświęcony tej sprawie:
Przyglądając się z przerażeniem wydarzeniom w Białymstoku, nie mogłem przestać myśleć o tym, dlaczego nie zabiorą głosu publicznie, potępiając akty nienawiści słownej i fizycznej – wspólnie i w sposób zdecydowany – ci, którzy mają ogromny wpływ na tysiące, miliony Polaków. Nie, nie politycy, bo ci, jak wiemy, w dużej mierze interesują się dziś tym, czy ponownie zasiądą przy Wiejskiej.
Dlaczego jednak stanowiska nie zajmą artyści, ci, których na Facebooku, Instagramie i w innych rejonach mediów społecznościowych śledzą miliony? Muzycy, aktorzy, sportowcy? Skąd bierze się to milczenie? Z niedostrzegania problemów? Bo nawet nie chcę dopuścić do siebie myśli, że z obawy przed hejtem, utratą fanów czy dobrych kontraktów.
Sprawa jest ciekawa, bo do tej pory tego typu wezwań „Wyborcza” nie musiała publikować. To działało samo. Umowa była niepisana, ale czytelna. Każdy z celebrytów - jeśli nie chciał podpaść - wiedział, jak ma się zachować w takich sytuacjach, w jaki sposób przerobić wstępniak z „GW”, jak zagrać w dobrze wyćwiczonej orkiestrze. A teraz - twierdzi gazeta - cisza. Śmiertelna cisza.
I jeszcze ta uwaga: „nawet nie chcę dopuścić do siebie myśli, że z obawy przed hejtem, utratą fanów czy dobrych kontraktów”. Te kontrakty są to znaczące.
Czyżby po czterech latach stabilnych rządów, przy perspektywie kolejnej kadencji, to obóz rządzący stawał się ważnym punktem odniesienia dla muzyków, sportowców, aktorów? Czyżby bezprecedensowe inwestycje - w kulturę, sztukę, muzea, także w media publiczne - zaczynały jednak procentować?
Czyżby dobra dystrybuowane w potężnym dotąd ekosystemie obecnej opozycji, dobra materialne i prestiżowe, przestały być jedynym obiektem zabiegów tych, „których na Facebooku, Instagramie i w innych rejonach mediów społecznościowych śledzą miliony”? Czyżby zaczynali oni uwzględniać w swoich kalkulacjach nie tylko - jak dotąd - sugestie salonu? Czyżby archipelag instytucji państwa polskiego, dotąd, wydawało się, tak mało atrakcyjny w porównaniu z tym, co wciąż w ręku III RP, jednak złapał jakąś magnetyczną moc?
Czyżby „Wyborczej” wymykały się z rąk kolejne lejce, skoro uznała, że potrzebny jest tak dramatyczny - i również demaskatorski - apel? Apel, który w tym kontekście jest oznaką słabości, bo oznacza przecież przyznanie się do poważnego problemu.
Może to wakacje, może przypadek. Wielu celebrytów nie zejdzie już z drogi, na którą weszło albo cztery lata temu, albo dużo wcześniej. Tyle zainwestowali w fałszywy obraz rzeczywistości, że nie mogą się już wycofać bez ryzyka kompromitacji. Ale jest też możliwość, że coś się zmienia, że coś drgnęło.
Kto wie, czy ci, którzy sądzą, że kolejna kadencja PiS będzie dużo spokojniejsza, że ta władza doczeka się uznania - lub przynajmniej biernej tolerancji - ze strony istotnej części establishmentu, nie mają racji? Może coś naprawdę zaczyna pękać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/456552-czyzby-wyborczej-wymykaly-sie-z-rak-kolejne-wazne-lejce