W nowym numerze „Sieci” o najświeższej inicjatywie politycznej w Polsce – parti Wiosna, która wystartowała z przytupem, a okazała się ostatecznie przedsięwzięciem mającym przynieść korzyści Robertowi Biedroniowi i osobom z jego najbliższego otoczenia. Wystawieni do wiatru działacze i wyborcy nie kryją złości – piszą Marek Pyza i Marcin Wikło na łamach tygodnika.
W artykule „Przekwitanie” Marek Pyza i Marcin Wikło piszą o Wiośnie – partii Roberta Biedronia, która dała wielu młodym wyborcom nadzieje na powiew świeżości w polityce i stworzenie alternatywy dla PiS i KE. Jednakże owe nadzieje i wiarygodność lidera zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Dziennikarze piszą o szczególnej zmienności lidera Wiosny, którego deklaracje nijak mają się do rzeczywistości.
Przed wyborami zapowiadał, że nawet jeśli go zdobędzie, to nie przyjmie. Później, że się zrzeknie. Gdy było już wiadomo, że dziesiątki tysięcy euro miesięcznie są zbyt atrakcyjne, by z nich rezygnować na rzecz Moniki Płatek (z trzeciego miejsca na warszawskiej liście Wiosny wyprzedziła Joannę Scheuring-Wielgus, skompromitowaną na finiszu kampanii informacją o oddaniu psów do schroniska), poszukał nowego, kuriozalnego wytłumaczenia: „Chciałbym mieć powód do tego, żeby chodzić po mediach, a ten mandat mi na to pozwala” – oznajmił zdumionemu Jackowi Żakowskiemu w TOK FM. Barbara Nowacka sugeruje, że Biedronia z Brukseli już nie uda się wyrwać: – Z tego, co wiem, został wiceprzewodniczącym jednej z komisji Parlamentu Europejskiego i tak na moje wyczucie tego mandatu złożyć nie zamierzał i nie zamierza
– czytamy w artykule na łamach „Sieci”.
Podejrzenia rodzi także sposób finansowania partii, którego Biedroń strzeże bardzo pieczołowicie. Choć mówi o sobie w kontekście transparentności i jawności, to ostatnie słowa, jakich można użyć opisując Wiosnę. Co jeszcze wzbudza wiele wątpliwości?
Tajny statut. Przez długi czas partia nie chciała też upublicznić swojego statutu. Dopiero, gdy wyciekł on do internetu, zamieszczono go też na stronach Wiosny. Co ukrywano? M.in. kompetencje prezesa. Okazało się, że szef partii jest… nieusuwalny. Wybór prezesa następuje tylko w wypadku śmierci lub rezygnacji z przewodzenia ugrupowaniu. To są te nowe standardy w polityce? Takich mechanizmów nie ma w żadnej z dużych formacji. Blokady w internecie. Robert Biedroń nie lubi trudnych pytań. Nawet wtedy gdy nie musi na nie odpowiadać. Blokuje na Twitterze każdego, kto w jakikolwiek sposób krytykuje jego lub Wiosnę (nawet w kulturalny sposób). Niczym małe dziecko robiące koledze na złość. Dochodzi do takich absurdów, że nawet rzeszowski koordynator partii Robert Smucz został przez Biedronia zablokowany tylko z tego powodu, że zapytał, dlaczego szef partii zablokował sympatyka Wiosny. Rzeczywiście to nowa jakość… w autokompromitacji lidera i jego prywatnego folwarku
– podsumowują Pyza i Wikło.
Jakub Augustyn Maciejewski w artykule „Instrukcje z Czerskiej” przygląda się dziennikarskiemu zapleczu PO – „Gazecie Wyborczej”. Pisze, że choć od przegranej opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego minęło już półtora miesiąca, w dalszym ciągu można odnieść wrażenie, że i dziennikarze, i politycy zanurzyli się w odmętach swojej narracji. Brak konkretnej oferty programowej idzie w parze z ciągle wyrażaną pogardą wobec wyborców PiS, co podsycają publikacje „Gazety Wyborczej”.
Zaraz po wyborczym kacu Marek Beylin przekonywał, że „w biedniejszej części Polski wygrały obietnice socjalne i strach, że Komisja Europejska odbierze to, co PiS już wprowadził, i nie da tego, co PiS zapowiedział”. Potwierdzała to także Wielowieyska: „PiS wygrał socjalem”. Wojciech Sadurski zapewniał 13 czerwca, że wcale nie gardzi wyborcami prawicy, dodając z satysfakcją, że są oni po prostu mniej wykształceni, „dali się uwieść nierealnymi obietnicami”, nie czytają książek i są jedynie „prostymi ludźmi”. Wbrew politowaniu dla pisowców swoistego odkrycia dokonał Beylin, przekonując czytelników, że „Wyborca PiS nie jest przybyszem z kosmosu”. Publicysta „GW” pogłębia to spostrzeżenie przekonaniem, że „spora część wyborców PiS, jak innych skrajnych partii w Europie, mniej różni się od wyborców partii demokratycznych, niż sądzimy”. Jeszcze nie doczekaliśmy się tekstu, gdzie na Czerskiej by dostrzeżono, że mamy także ręce, nogi, potrafimy kochać i zawiązywać więzi społeczne, ale nasze oświecone salony kiedyś na pewno dostrzegą, że w upałach pocą się tak samo jak my, a w chorobie ich katar jest taki sam jak nasz – w niczym nie lepszy. Ten sam Beylin 8 lipca nazywa władzę „państwową rewolucją miernot”, a jej światopogląd „spiskową logiką patologicznej nieufności”, więc szacunku do prawicy jest tu jakby mniej, ale nie możemy mu odmawiać, że przynajmniej próbował nas nazwać „Ziemianami”. Nawet socjolog Jarosław Flis przyznał w wywiadzie, że z ust polityków opozycji przebija poczucie wyższości. „Podkreślanie, że jesteśmy partią ludzi mądrzejszych” ma być tutaj „klątwą Unii Wolności”, która uznawała się za narodową, a raczej społeczną, elitę
– wskazuje Maciejewski.
Na łamach nowego numeru „Sieci” Edyta Hołodyńska rozmawia ministrem sportu i turystyki Witoldem Bańką („Wyrzucę oszustów ze sportu”), który wybrany został na szefa Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) i oficjalnie stanowisko obejmie on 1 stycznia 2020 roku.
Do końca kadencji jestem w ministerstwie, choć pewne zobowiązania międzynarodowe mam już teraz z tytułu nominacji w Montrealu
– wyjaśnia minister.
Będę łączył te aktywności, ale nie będzie to kolidowało z obowiązkami ministerialnymi. Mam wystarczająco dużo energii, by to pogodzić. Na początku Polakowi nie dawano wielkich szans. Jednak pomogło mu również sportowe zacięcie, gdyż jak sam stwierdził walczyliśmy, jak w sporcie.
Wierzyliśmy, że się uda. (…) Biegałem na 400 m, a to bardzo trudny i wymagający dystans. Bolesny dla organizmu. Kształtuje, uczy wytrwałości, co pomogło mi w działalności zawodowej, w późniejszym życiu. Również rodzice ministra profesjonalnie uprawiali sport. Mama biegała na 1500, tata na 800 m.
Witold Bańka opowiada jak przekonał środowisko sportowe do swojego programu antydopingowego. Olbrzymie doświadczenie zebrał w Polsce. Zmienił system, który „był zupełnie niedostosowany do międzynarodowych przepisów. Naszemu laboratorium groziła utrata akredytacji, co oznaczało wiele negatywnych konsekwencji”. Uchwalono nową ustawę zwalczającą doping. Powołano POLADA, czyli Polską Agencję Antydopingową.
Czterokrotnie zwiększyliśmy fundusze na politykę antydopingową, a Katowice zostały wybrane na gospodarza Światowej Konferencji Antydopingowej. Zaostrzyliśmy także sankcje. Minister miał też jasny program dla WADA. Jej budżet to 34 mln dol. W wymiarze globalnym to nie są wystarczające fundusze, żeby podążać za tym innowacyjnym, niestety, przemysłem dopingowym. Dlatego właśnie zaproponowałem powołanie funduszu solidarnościowego, na który miałyby się składać rządy, ruch olimpijski, a także partnerzy komercyjni.
W artykule „O Zosi, która ma być Bartkiem” Dorota Łosiewicz opisuje głośną ostatnio sprawę dziecka wykorzystywaną w promocji ideologii LGBT. Autorka wskazuje, że według portalu naTemat.pl „ani Zofia Klepacka, ani polski Kościół nie spodziewali się takiego zwrotu akcji. A tym zwrotem ma być historia pierwszego w Polsce transpłciowego dziecka, które w swoim reportażu pokazał Rafał Betlejewski”. Łosiewicz podkreśla, że podczas reportażu „w historię pięciolatki wpleciono wypowiedzi duchownych i Zofii Klepackiej na tematy związane z ideologią gender rozumianą jako narzędzie wojny kulturowej”. Cytuje również wypowiedź Marzeny Nykiel, autorki książki „Pułapka gender”: „Czy tak małe dziecko może zdecydować o zmianie własnej płci? Czy dziewczynka, która w jednej chwili zaczyna być nazywana chłopcem, ma przestrzeń do zdrowego rozwoju? Jeśli nawet dziecko ma tak potężny problem z własną tożsamością, to czy moralne jest wykorzystywanie tego do promocji postulatów LGBT w skrajnie ideologicznym reportażu? Gdzie w tym wszystkim realne dobro dziecka? Trudno oprzeć się wrażeniu, że historia Zosi-Bartka wykorzystana została w brutalny sposób do promowania LGBT, a jako widzowie poddawani jesteśmy ostrej manipulacji”. Łosiewicz przytacza komentarz Fundacji Zdrowia Psychicznego In Via, która prowadziła na rzecz dziecka zbiórkę: „zebrane pieniądze ze sprzedaży losów, zbiorki do puszek, wpłat darczyńców zostały przekazane pani Dorocie na dalsze leczenie i rehabilitację dziecka. Wyemitowanie reportażu, który w naszej ocenie jest tendencyjny, nieprofesjonalny, atakujący panią Klepacką, Kościół katolicki – który jako pierwszy wspomagał Zosię – jest dla nas trudne. Dziecko/pani Dorota zostali wykorzystani do ideologii LGBT”. Łosiewicz cytuje Magdalenę Fudalę-Janc, prezes fundacji, psychiatrę, seksuologa: „Nie chcę podważać opinii kolegów, ale żaden szanujący się seksuolog nie da takiego rozpoznania cztero- czy pięcioletniemu dziecku. Oprócz transseksualizmu mamy przecież zaburzenia identyfikacji zachowania i identyfikacji płciowej w dzieciństwie. I to powinien być stan do obserwacji”.
W artykule „Nowy wspaniały świat według Sorosa” Aleksandra Jakubowska przybliża postać George’a Sorosa. Podkreśla, że
prof. Janusz Sytnik-Czetwertyński z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy wyodrębnił prawie sto różnych cech, zjawisk, działań, a także już funkcjonujących mechanizmów, które można przypisać organizacjom i ludziom podzielającym przekonanie Sorosa, że można zmienić świat na »lepszy«. Przytacza również „minisłowniczek, na który składają się wybrane przykłady”. Jednym z nich jest Kreowanie rządów prawa zawsze rozumiane jako ochrona wartości lewicowych. »Prawo musi być przestrzegane«, ale w taki sposób, by wszystkie procedury służyły wprowadzaniu myślenia liberalno-lewicowego. Autorka wskazuje też na wybiórcze stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i stygmatyzowanie grup społecznych, np. »wszyscy księża są pedofilami«, ale »nie wszyscy muzułmanie są terrorystami« (chociaż większość terrorystów po prostu jest muzułmanami). Kolejnym przytoczonym przez Jakubowską przykładem jest powszechny brak wychowania (»róbta, co chceta«), wychowanie uczy bowiem pewnych relacji międzyspołecznych. Trzeba zniszczyć pewien model narodowy, ponieważ wychowanie zawsze było związane, nie tylko w Polsce, z pewnym widzeniem kształtu danego narodu. Jeśli się zniszczy wychowanie, wtedy będzie łatwiej zniszczyć idee, któremu zarówno wychowanie, jak i te idee miały służyć (patriotyzm, umiłowanie ojczyzny, poczucie własnej narodowości) i wprowadzić zasady, które są antyobywatelskie, a szczególnie antypatriotyczne. Autorka opisuje też aneksję przestrzeni publicznej polegającą na tym, że głośno można wyrażać tylko jeden rodzaj poglądu (w pracy albo modnej hipsterskiej kawiarni itp.). Głośne wyrażanie w publicznych miejscach swoich jedynie słusznych poglądów i nieliczenie się z tym, że kogoś można tym urazić.
W najnowszym numerze tygodnika „Sieci” przeczytać można także komentarze bieżących wydarzeń pióra Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów, Jerzego Jachowicza, Wiktora Świetlika, Aleksandra Nalaskowskiego, Witolda Gadowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Krzysztofa Feusette, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego czy Marty Kaczyńskiej-Zielińskiej.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 15 lipca br., także w formie e-wydania na wsieciprawdy.pl.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/455010-w-tygodniku-sieci-jak-biedron-wszystkich-wykiwal