Mało jest miejsc takich, jak kongres intelektualistów „Polska Wielki Projekt”, w których rozmawia się o rzeczach naprawdę ważnych zarówno dla państwa polskiego, jak i dla polskiego narodu, i szerzej, dla każdego z Polaków.
Panel dyskusyjny, który zainteresował mnie szczególnie - „Stare wartości i nowe media - nadzieje i zagrożenia” moderowany był przez prof. Andrzeja Zybertowicza. Na marginesie - ujawnił nam się tutaj ogromny talent sceniczny podszyty zarówno błyskotliwością i humorem, ale też pogłębioną refleksją. Oglądać go w akcji, to była przyjemność.
Sama dyskusja była starciem bardzo różnych poglądów, które po krótce omówię.
Pisarz Jacek Dukaj zastanawiał się, jak rozpoznać prawdę i wykładał, że poczucie wspólnoty można osiągnąć niekoniecznie przez przebywanie w jednym miejscu, raczej przeżywając wspólne emocje.
Zafascynowany sprawną komunikacją Eryk Mistewicz - prezes Instytutu Nowych Mediów wyznał, że w dobie szerzących się fakenewsów odradzałby obecnie zakładanie konta na twitterze, a przecież kiedyś był jednym z pierwszych i najbardziej zagorzałych jego zwolenników. Zaapelował, by doceniać wnikliwe dziennikarstwo, które jest wypierane przez wszechobecną w internecie miernotę.
Redaktor naczelny tygodnika „Sieci” Jacek Karnowski ze smutkiem zauważył, że w dobie rosnącego w siłę internetu, prasa staje się coraz mniej skutecznym nośnikiem reklamy, co powoduje „zawalanie się ekonomicznego modelu tradycyjnych mediów”. Zmieniający się rynek mediów, wejście zagranicznych koncernów spowodowały, że polska prasa straciła na znaczeniu nie wytrzymując konkurencji z bogatszymi. A to problem, bowiem tradycyjna polska prasa, poza niesieniem informacji miała jeszcze jeden cel, budowania wspólnoty. Jeszcze jedno, gazeta papierowa - inaczej niż internetowy stream proponuje czytelnikom wiadomości zhierarchizowane, wiadomo, która informacja jest ważniejsza (trafiała na pierwszą stronę), która mniej istotna (mniej miejsca na stronach kolejnych). Szansą na zachowanie takiego przekazu są jeszcze w pewnym stopniu - według Jacka Karnowskiego - portale internetowe, które podobny układ ważności zachowują.
Nieco rozbawiły mnie wypowiedzi pani Marty Poślad - dyrektor ds.polityki publicznej w Google, która kompletnie bezkrytycznie przekonywała, że zmiany na rynku mediów, wejście nowych mediów niosą ze sobą samo dobro i poczucie wolności (to oczywiście prawda), ale zagrożeń jakby nie dostrzegała. Starała się jednak przekonać słuchaczy, że fakenewsy to nie tylko przypadłość internetu. To jasne, że kłamać zdarza się także tradycyjnym mediom, ale trudno uznać, że to problemy równoważne.
Dr Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” w ciekawy sposób przedstawił ewolucję nowych mediów i ich wpływ na społeczeństwo. Według niego, nowe media dały nam możliwość wypowiadania się we własnym imieniu - bez dotychczasowych pośredników, jak np. media tradycyjne - ale zachłyśnięcie zaistniałą sytuacją spowodowało, że nasz sceptycyzm, krytyczne podejście do przekazywanych informacji właściwie zanikło.
Przejdę teraz do tego, co mi zabrakło. Prelegenci stawiali pytania, na które właściwie nie padły odpowiedzi. Skupię się na jednym zagadnieniu, w mojej ocenie, kluczowym. Eryk Mistewicz mówił o tym, jak kiedyś media kształtowały opinię publiczną. Przypomniał, że jako autorytet występowała np. prof. Jadwiga Staniszkis i gdy ona uznała, że ktoś jest mądry, albo wręcz przeciwnie, to tę opinie media przekazywały, a czytelnicy i widzowie ją przyjmowali. Jednak czas dla tego typu autorytetów się skończył. W internecie panują bowiem bandyckie zasady komercyjnego rynku, rządzą algorytmy. Kto je pisze, ten ma władzę - to był przytyk do Google. Gdy mu zapłacisz, twoje zdanie dotrze do ludzi, jeśli nie chcesz płacić, choćbyś mówił najmądrzejsze rzeczy, pozostaną one w ograniczonem zasięgu.
I na to stwierdzenie żadna właściwie riposta nie padła, choć na sali była, jak nadmieniłem, przedstawicielka giganta Google. W zamian uraczyła nas banialukami o tym, że - owszem, ich wyszukiwarka usuwa „niewygodne” treści, ale dzieje się to zarówno po prawej, konserwatywnej stronie, jak i po lewicowo-liberalnej. Rozbawienie na widowni było spore, ale czyż można się temu dziwić?
Zapis wideo panelu, o którym piszę znajduje się w linku poniżej, od ok. 5 h 11 minuty przekazu.
Wątek mediów, także bardzo ciekawy podniósł w kolejnej rozmowie II dnia kongresu prof. Krzysztof Szczerski, szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy. Minister narzekał na brak weryfikacji danych przez dziennikarzy:
W styczniu tego roku biuro prasowej Kremla wypuściło informację o depeszach noworocznych prezydenta Putina. Do kogo prezydent Rosji wysłał życzenia? Na liście tych państw nie umieszczono Polski i Ukrainy. Tę wiadomość, której jedynym źródłem były służby prasowe Kremla, przedrukowali wszyscy - łącznie z Polską Agencją Prasową. Zapytałem w Kancelarii Prezydenta, czy ktokolwiek zapytał z publicznych mediów, które podawały tę informację, jak PAP, czy ktokolwiek zapytał, czy przyszły życzenia od prezydenta Putina. Nie zapytał nikt
— mówił minister Szczerski. Nie dziwiło profesora to, że tak łapczywie newsa złapały media, które od początku tłuką tę ekipę z byle powodu, ale szczególnie gorzkie słowa popłynęły do tych mniej zjadliwych i przede wszystkim do mediów publicznych.
Rzeczywiście - to był najgłośniejszy news praktycznie we wszystkich mediach 30 grudnia 2018 roku. Z jednej strony zgoda z panem ministrem, brak tej weryfikacji to poważny błąd w sztuce dziennikarskiej.
Budzi się jednak we mnie sprzeciw, gdy polityk frakcji rządzącej narzeka na jakość mediów publicznych oraz tych, które w otwarty sposób nie atakują jego obozu. Dlaczego? Bo należałoby zapytać tych, którzy od 2015 roku sprawują władzę, co zrobili, by te media wspomóc? Wcale nie faworyzować, tylko wyrównać ich szanse na drapieżnym rynku reklamy medialnej. Bo, nie oszukujmy się - skrupulatność, szczegółowość, dokładność, jakość biorą się z funduszy, jakie redakcja może przeznaczyć na „dopieszczenie” newsa. Czy jest w tej kwestii równowaga? Nie, jest przepaść i nie jest ona nawet w minimalnym stopniu zasypana przez reklamy ze spółki skarbu państwa.
Gdy rozdawano miejsca na multipleksie i było zagrożenie, że Telewizja Trwam go nie dostanie, na ulicę wyszły wielotysięczne manifestacje. Ludzie rozumieli, że pozbawienie stacji z Torunia możliwości dotarcia do naprawdę szerokiej widowni, domknie medialny system III RP. Udało się wstawić nogę w te zatrzaskujące się drzwi, ale system nie odpuścił. W inny sposób radzi sobie z niepokornymi redakcjami, nie karmi je po prostu ręka rynku komercyjnego, który w zasadzie w całości przeznaczony jest dla opcji liberalnej. W tych warunkach i w realiach postprawdy, walczyć jest bardzo ciężko. Tutaj dobra zmiana… ciagle w planach.
Ale nie ustajemy i dziękujemy, że jesteście Państwo z nami. Z dumą polecam portal wPolityce.pl, tygodnik „Sieci” oraz telewizję wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/450175-media-biedne-sa-bezbronne-wobec-postprawdy