„Przekazano mi właśnie decyzję…” zaczął swój wpis na Twitterze Rafał Ziemkiewicz o „zakończeniu współpracy” przez portal interia.pl. Portalowi nie spodobał się jego tekst „w obronie Zofii Klepackiej”, więc wylał autora, jak to się mówi, na zbity pysk. Rzecz jasna, uzasadnił to bardziej elegancko.
„Popieramy i opowiadamy się za wolnością słowa, nie wtedy jednak, kiedy na naszej platformie ukazują się treści nawołujące, choć tylko w przenośni, do przemocy”,
— napisał osobiście dyrektor wydawniczy Interii (niemiecka Grupa Bauer, Media Polska) Krzysztof Fijałek. Co nagle, to po diable, może czytając własne uzasadnienie dyrektor z Bauera/Polska żałuje dzisiaj tej decyzji. Głupio brzmi, o taki oksymoron: „Popieramy i opowiadamy się”, ale…, znaczy, ani nie popierają, ani nie opowiadają się za… Ziemkiewiczem, bo drań jeden nieokrzesany. Pan dyrektor Fijałek pisał „my”, jak za nieboszczki Polski tzw. Ludowej, no, cóż, ich wola, skoro nie popierają i wylali, ich małpy, ich cyrk…, warto jednak głębiej zastanowić się nad tym i podobnymi zdarzeniami.
Czym zgrzeszył Kolega Ziemkiewicz? Tym, że w felietonie pt. „Murem za Klepacką, czyli przeciwko Nowemu Zamordyzmowi” chwalił naszą mistrzynię świata, windsurferkę, za sprzeciw wobec natręctwa środowisk LGBT. O tym, że jednopłciowi kandydaci na rodziców, społeczni wychowawcy-uzurpatorzy i krzewiciele nowego obyczaju „wchodzą nam na głowy” mówił już swego czasu (w TVN-ie) nawet prezydent Lech Wałęsa, który chciał tychże sadzać w Sejmie „za murem”. Ziemkiewicz ujął to po swojemu, że nie są to „ludzie dobrej woli, ale nowi bolszewicy, nowi naziści”, do których „trzeba strzelać”, przy czym zastrzegł w tym samym zdaniu, że nie chodzi o strzelanie „w sensie dosłownym, oczywiście”. Już po wylaniu przez interię dorzucił, co portal opublikował wraz ze swoim oświadczeniem, że jest za wolnością słowa, ale przeciw…:
„Użyłem cytatu z Józefa Mackiewicza: >>do komunistów trzeba strzelać<< i choć o >>strzelaniu<< do LGBT napisałem w cudzysłowie, pojawiła się obawa, iż cytat ten - zwłaszcza wpuszczony w medialny >>głuchy telefon<<, pomijający odautorskie zastrzeżenia - może zostać odebrany w sposób dosłowny”.
Trochę się pokajał, że posłużył się Mackiewiczem, bo dla szaleńców nawet słowo może popchnąć do zbrodni, on sam jest jednak „jak najdalej od stosowania fizycznej przemocy”, po czym odpalił na Twitterze:
„Tęczowi faszyści wygrali potyczkę, ale nie wątpię, że wojny z normalnymi Polakami nie wygrają”.
Tyle w o sprawie. Co więc z tą wolnością słowa? Kilka dni wcześniej media obiegła informacja o pożegnaniu się niejakiej Elizy Michalik z Superstacją, która zrezygnowała z jej kilku programów. Ta znana wcześniej, jako plagiatorka z mediów prokościelnych, później przechrzta, która zmieniła konfesjonał także w sensie politycznym, opowiadała na antenie farmazony, jątrzyła i kpiła z wszystkich świętości z Matką Boską włącznie, nie była i nie jest z mojej bajki, ale kagańca bym jej nie zakładał. Podobnie jak odznaczonej niedawno medalem za… - uwaga, uwaga! - „Mądrość Obywatelską” aktorce Krystynie Jandzie, która, co wyznała w Radiu Zet, „czuje się tak, jakby ktoś na mnie (znaczy na nią – dopisek mój) srał cały czas”, podobnie jak szefowi „Newsweeka” Tomaszowi Lisowi, który przed objęciem funkcji redaktora naczelnego tego tygodnika, a wcześniej także we „Wprost” wylał na zbite pyski całe zespoły redakcyjne, utulił natomiast „komentatora” po podstawówce Zbigniewa Hołdysa, rzucającego takimi wyszukanymi terminami jak „ponury ch.j”, „parszywy posraniec” itp., podobnie jak politykom totalnej opozycji, dla których demokratycznie wybrane władze w kraju to… faszyści do wyrżnięcia., itd., długo by wymieniać.
Wolność słowa ma dzisiaj w naszym kraju dziwny wymiar. Pal sześć polityków, i do nich prędzej czy później dotrze, że obłuda, lawiranctwo i kłamstwo mają krótkie nogi, że daleko ich nie poniosą. Gorzej z redakcjami, w których zaczyna nam się zarysowywać „model niemiecki”, z tą wszakże różnicą, że u nas nie jest to jednolity, lecz front podzielony.
Za co Interia wylała felietonistę Ziemkiewicza? Za to, że w sobie charakterystycznym stylu odniósł się do „ideolo” z LGBT. Czy ktoś zaprzeczy i powie, że nie ma dziś nachalnej propagandy kochających inaczej, wchodzenia nam na głowy waginosceptyków, homolobbystów i jak by ich nie nazwać…?! Co kuriozalne, jak śmierdzące jaja zaczęli być traktowani tacy, jak Zofia Klepacka właśnie, otwarcie broniąca wartości rodziny, czy Ziemkiewicz, broniący Klepackiej…
Niestety, nie koniec na tym, problem dotyczy bowiem nie tylko kwestii odniesienia do propagandowego terroryzmu LGBT. Michał Rachoń musiał przejść kwarantannę w TVP po tym, jak w „Minęła 20” pokazano plastusiową animację Barbary Pieli, gdyż jej filmik - jak to ujęto - „mógł stanowić mowę nienawiści i mieć wydźwięk antysemicki”. Za Rachoniem ujęło się m.in. Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, że animacja stanowiła „satyrę polityczną, posługującą się środkami wyrazu charakterystycznymi dla tego rodzaju gatunku wypowiedzi publicznej” i karanie dziennikarzy było błędem. Rachonia przywrócono, Barbary Pieli w „M20” już nie ma. Nieco wcześniej z absurdalnym zarzutem antysemityzmu borykała się Magdalena Ogórek. Była też nagonka na Krzysztofa Ziemca, acz z innych powodów, dotyczących jego opinii o mediach, w tym publicznych, który ostatecznie opuścił „Wiadomości”, czas na „urlopowe” przemyślenia dostał także Adrian Klarenbach, po tym, jak w prywatnym wpisie na Twitterze kazał się „odwalić” szefowi MSW Joachimowi Brudzińskiemu od tradycyjnego „Sądu nad Judaszem” w Pruchniku. W kwestii formalnej, była to odpowiedź na jeszcze mocniejszy, twitterowy wpis ministra: „Pytanie, jacy >>szatani<< byli w Pruchniku czynni, że po latach przerwy i wezwań miejscowego proboszcza, ktoś reaktywował idiotyczną, pseudoreligijną hucpę?”
O nadużyciu wolności słowa powinny decydować sądy, rady etyki, poselskie, dziennikarskie itd. Ich orzeczenia nie wszystkim muszą i nie wszystkim będą się podobać. Postawieni przed tablicą zawsze będą występowali przeciw krytyce, zwłaszcza tej bezpardonowej, przeciw obnażaniu różnorakich przekrętów, idiotyzmów i ich głupoty. Sam się o tym przekonałem już nieraz, razem z wydawcami moich felietonów: naciski, groźby, listy anonimowe, podpisane, przysyłane do redakcji, „interwencje” urażonych polityków, ataki w konkurencyjnych mediach… Cóż, taka nasza dola.
Jaka powinna być postawa Interii? Dyrektor Fijałek, notabene dziennikarz z wykształcenia, zamiast występować w roli „cara, boga i wojsk naczalnika”, powinien - jeśli nie chciał/bał się, czy co tam nim powodowało – otwarcie wziąć stronę Ziemkiewicza, odesłać krytyków do stosownych organów, a decyzję podjąć dopiero po orzeczeniu, czy ów publicysta coś-tam naruszył. W kwestii formalnej, Kolega Ziemkiewicz popełnił… felieton - zgodnie z jego definicją, tekst charakterystycznego gatunku, lekki w formie, wyrażający często skrajnie złośliwie osobisty punkt widzenia autora. A, że co poniektórzy nie mają zielonego pojęcia, kto to był i co pisał Mackiewicz, albo w ogóle, o czym pisze felietonista…? - ich job, niech czytają wynurzenia Hołdysa czy Jandy.
Ciężkie czasy nastały dla publicystów, którzy nie dają się wtłoczyć w „model niemiecki”. Ziemkiewicz i inni z nielicznej dziś grupy umysłów niezniewolonych sobie jakoś poradzą, „modelarze” bez nich – nie…
PS. Dla mniej oczytanych: nawiązanie do zbioru esejów Miłosza ze „Zniewolonego umysłu” nie jest przypadkowe. Co do witkiewiczowsko-miłoszowej alegorii pigułki Murti Binga, zmagania Prawdy z Kłamstwem, siły podsuwanej Umysłowi przez Nową Wiarę, pozostawię - jak mawiał majster Kobuszewski - „takie niedomówienie, żeby było bardziej inteligentnie…”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/450147-o-naduzyciu-wolnosci-slowa-powinny-decydowac-sady