Rzadko się zdarza, aby media zwane mainstreamowymi uczyniły tyle dobra w tak krótkim czasie. Dziennikarze, którzy przez lata zwalczali tropienie współpracowników bezpieki, którzy przez dekady przekonywali, że lustracja to tylko wylewanie pomyj na porządnych ludzi, nagle – w ciągu zaledwie kilku dni – stali się gorącymi zwolennikami badania agenturalnej przeszłości osób publicznych.
Mało tego – zaczęli się domagać poszerzenia zakresu lustracji, tak aby objąć nią kolejne urzędy, i sami, z neoficką gorliwością, przytaczali kolejne szczegóły esbeckich powiązań pewnego, szerzej nieznanego do niedawna obywatela.
Z przymrużeniem oka można by podejrzewać, że to jakiś twardy lustrator podrzucił informacje, iż były prezes spółki Srebrna w przeszłości współpracował z bezpieką.
W jakim celu miałby je podrzucić? Gdyby założyć scenariusz najprostszy, chodziło tylko o to, aby organ Adama Michnika dołączył do chóru prawicowych nienawistników powtarzających od lat, że agentów trzeba ujawniać i piętnować, bo współpraca z SB była nie tylko szkodliwa, lecz także moralnie obrzydliwa. Realizacja tego planu powiodła się na razie w 99 proc. – wciąż bowiem czekamy, aż sam szef „Gazety” uderzy się w piersi i odwoła zastrzeżenia wobec lustracji. Można jednak rozważać również scenariusz piętrowy – że skłonienie „GW” do zmiany poglądów było tylko wstępem do prawdziwej operacji zniszczenia redakcji z Czerskiej. Chodzi o jej skompromitowanie, pokazanie, jak bardzo jest dwulicowa, jak łatwo jej posługiwać się innymi standardami wobec swoich, a innymi wobec wrogów.
Bo przecież nie żyjemy w orwellowskim świecie, czytelnik od 1992 r. karmiony tekstami potępiającymi lustrację i grzebanie w aktach IPN nie uwierzyłby, że coś, co przez tyle lat było złe, teraz stało się dobre. Odwróciłby się od pisma, które tak łatwo zmieniło poglądy w tak fundamentalnej dla siebie kwestii…
Jeśli brany był pod uwagę ten drugi scenariusz, to się raczej nie powiódł. Redakcja z Czerskiej dobrze oceniła swoich wiernych odbiorców. Słusznie uznała, że są jak złota rybka, która po opłynięciu akwarium nie pamięta, iż już była w tym miejscu. Że gotowi są przełknąć wszystko, co im ukochana gazeta podsunie.
Wierność godna podziwu. Tylko czy na pewno „Wyborcza” z takich czytelników powinna być dumna?
Felieton opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 7/2018
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/435256-nieustraszeni-tropiciele-agentow