„W poniedziałek trzy tygodnie temu, dokładnie 3 grudnia Claas Relotius, od siedmiu lat współpracownik, a od półtora roku redaktor niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, wchodzi na scenę w Berlinie i odbiera Niemiecką Nagrodę Reporterską za rok 2018. Zdaniem jury znów napisał najlepszy reportaż roku, o syryjskim chłopcu, który żyje w wierze, że jest współodpowiedzialny za wybuch wojny w kraju. Jurorzy nagradzają artykuł o ogromnej lekkości, gęstości i znaczeniu, który <nigdy nie pozostawia wątpliwości co do tego na jakich źródłach się opiera>. W rzeczywistości jednak, czego wówczas nikt jeszcze nie wie, wiele elementów reportażu jest zwyczajnie zmyślonych. Fakty, miejsca, sceny, ludzie rzekomo z krwi i kości. Fake” - tak redaktor naczelny papierowego wydania „Spiegla” Ulrich Fichtner pisze o aferze Relotius na łamach własnego tygodnika, w kolumnie liczącej rekordowe 40 tys. znaków. Relotius, wielokrotnie nagradzana gwiazda reportażu kłamał, zmyślał, a niektóre artykuły były nawet czystą fikcją. Beletrystyką, sprzedawaną jako prawda. I nikt nie miał się przez całe te lata zorientować, że reportażysta kłamie.
A Relotius publikował także w innych gazetach – m.in. w magazynie Cicero, w Neue Zürcher Zeitung am Sonntag, Financial Times Deutschland, taz, Die Welt, Weltwoche, Zeit Online, i Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung. Może to dlatego, że Relotius dostarczał – jak pisze na łamach portalu „Tichy’s Einblick” Dushan Wegner „dokładnie to czego od niego oczekiwano”. Naładowane emocjami reportaże o syryjskich sierotach w Turcji, na które miał nawet zbierać pieniądze u czytelników. Sieroty te nie istnieją, a co się stało z zebranymi pieniędzmi nikt nie wie. Artykuły o dobrych uchodźcach, jak ten z października 2015 r. o Syryjczyku, który znalazł 1000 euro na ulicy i oddał je policji, prawdziwe wyciskacze łez o blaskach „Willkommenskultur” i złych ludziach, którzy nie chcą otwartych granic i uprawiają rasizm oraz ksenofobię. Zawsze po linii, czyli dokładnie to co pisać musiał by robić karierę w niemieckim mainstreamie. Dopasowywał fakty do ideologii. W ten sposób przyczynił się znacznie do powstania przyjaznej migrantom narracji za Odrą. I zdobywał jedną nagrodę dziennikarską za drugą. „Dlaczego to tak zachwyca jurorów gdy ktoś raz za razem produkuje takie piękne, antyamerykańskie historie?” – pyta w rozmowie z niemieckim portalem branżowym „Meedia” dziennikarz Jörg Thadeusz. No właśnie, dlaczego? W Niemczech jest ponad 500 nagród dziennikarskich i ciągle zgarniają je ci sami ludzie. Tacy jak Claas Relotius.
Weźmy jego reportaż o miasteczku Fergus Falls w USA z marca 2017 r. Jak pisze „Meedia” Relotius pojechał tam by napisać o ciemnych red-neckach głosujących na Trumpa. Ponieważ nie znalazł zbyt wiele elementów na miejscu potwierdzających jego tezę, to je wymyślił. Napis przy wjeździe do miasteczka: „Witamy w Fergus Falls. Dom cholernie dobrych ludzi”. Fake. Informacja, że kino miejscowe wyświetla od ponad dwóch lat non stop film Clinta Eastwooda „American Sniper”? Także fake. Zupełnie jak jego ostatni reportaż pod tytułem „Granica Jaegera” o amerykańskiej milicji obywatelskiej broniącej granicy z Meksykiem przed imigrantami. Jak się szybko okazuje głowni protagoniści nie istnieją a prawdziwi członkowie milicji nigdy nie rozmawiali z Relotiusem. Nigdy tam nie był. Gdyby nie współpracownik „Spiegla” Juan Moreno, który pracował z Relotiusem nad jego ostatnim reportażem, jego kłamstwa nigdy nie wyszłyby na jaw. Według „Meedia” Moreno miesiącami usiłował zainteresować kogoś w „Spieglu” swoimi wątpliwościami. Ale nikt nie chciał go słuchać. Zaryzykował własną karierę i stanowisko, by, jak sam mówi, „ratować wiarygodność pisma”. Mieszkanka Fergus Falls Michelle Anderson także usiłowała przebić się do dyrekcji tygodnika z informacją, że artykuł Relotiusa o miasteczku jest pełen przekłamań, ale nigdy nie otrzymała na swoje tweety odpowiedzi.
Ponad 55 reportaży Relotiusa ukazało się od 2011 r. w „Spieglu”. Wszystkie w ten sam deseń. O 99-letniej Trute Lafrenz, która wciąż tak bardzo boi się niemieckich neonazistów, o Jemeńczyku, który spędził 14 lat w Guantanamo a teraz boi się wolności. Wszyscy niewinni. Dręczeni przez faszystów i imperialistów. Wszystko nieprawda. Redaktor naczelny „Spiegla” Ulrich Fichtner już zadeklarował, że afera dotyczy nie tylko jego pisma ale całego niemieckiego dziennikarstwa. To zapewne prawda. Ale tak naprawdę chodzi w niej o stosunek do prawdy i gotowość sięgania po kłamstwo w imię wychowania obywatela do właściwej postawy i we właściwej ideologii. Nie bez powodu od Drezna po Chemnitz wybrzmiewają na ulicach okrzyki o „Luegenpresse”. Kłamliwej prasy. Kto kłamie, Claas Relotius czy ktoś inny, jest przy tym drugorzędne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/426852-dziennikarz-spiegla-klamal-by-robic-kariere-w-mainstreamie