„Wolność jest dana człowiekowi od Boga jako miara jego godności. Jednakże jest mu ona równocześnie zadana. ‘Wolność nie jest ulgą, lecz trudem wielkości’ (Leopold Staff, ‘Oto twa pieśń’). Wolności bowiem może człowiek używać dobrze lub źle. Może przez nią budować lub niszczyć”.
Jan Paweł II, Polska, Jasna Góra, 1983
Szanowny Panie Prezydencie!
Miliony Polaków zbulwersował list pani Georgette Mosbacher do polskiego premiera. Pani ambasador, prawdopodobnie nie zdając sobie z tego sprawy, nie broni żadnej wolności mediów, kiedy wstawia się za TVN-em. Wprost przeciwnie! Niechcący broni m.in. koncepcji przejęcia przez Berlin hegemonii nad Europą, bowiem taką właśnie wizję naszego kontynentu lansuje od lat ta formalnie amerykańska stacja telewizyjna. Nie należy dawać zwodzić się pozorom; USA ma na naszym kontynencie wielkiego przeciwnika politycznego, czyli Bundesrepublikę, co widać zwłaszcza, gdy zajrzy się do niemieckich gazet, książek, portali, gdy włączy się tamtejszą stację tv lub radio. Szczególna złość kierowana jest przeciwko nowemu prezydentowi USA, można nawet mówić o antytrumpiźmie. Nie zamierzam oczywiście sugerować, że nowa ambasador amerykańska w Polsce reprezentuje niemiecką rację stanu; ona po prostu ma małe rozeznanie nie tylko w temacie kraju, w jakim teraz funkcjonuje, ale również w tym, na jak niebezpiecznym wirażu znalazła się dziś Europa. Tu toczą się ostre gry, dalekie od salonowych.
Wrogie całemu polskiemu obozowi patriotycznemu mass media, w czołówce których znajduje się TVN, od razu określiły list pani ambasador jako dowód na to, że obecna władza w Warszawie uporczywie trwa w związku z Ameryką tylko ze strachu przed potężnym sojusznikiem, a nie z przyjaźni i faktycznej potrzeby. Sojusznik ten w każdej chwili może surowo pogrozić nam palcem: ma tu swoje interesy i Polakom nic do tego. Oto prawdziwa narracja, którą zupełnie nieświadomie wywołała nowa pani ambasador. To oczywiście kompromituje tak Stany Zjednoczone, bo wychodzą na tyrana, a nie sojusznika, jak i obóz władzy w Polsce, bo ten ulega amerykańskiemu tyranowi na całej linii.
Jeśli chodzi o Amerykanów, to ci mają z kolei prawo zapytać: z kimże ich prezydent tak blisko współpracuje w Polsce? Jak wynika z przekazu pani ambasador w Warszawie – z ludźmi, którzy zwalczają wolność słowa! Na to Amerykanie pójść nie mogą, niezależnie od swych upodobań politycznych; wszak wolność słowa jest dla nich rzeczą świętą. To nie są moje domniemania, ale interpretacja, która pojawiła się w mainstreamowych mediach, także w TVN, natychmiast po liście pani Mosbacher. Wszystkie niemieckie media – ukazujące się nad Łabą i Renem po niemiecku, a nad Wisłą po polsku – bębniły o tym, że amerykańska ambasador poczyna sobie w Polsce niczym w XVIII wieku ambasador carski (pruski zresztą był nie lepszy). Dla Polaków nie mogło być gorszego skojarzenia. Georgette Mosbacher znalazła się w centrum misternych i bardzo niebezpiecznych rozgrywek, w których niedoświadczonej w europejskich manipulacjach kobiecie trudno się rozeznać. Podrzucono jej fałszywą ideę o ograniczaniu wolności słowa przez faszystowskie rządy prawicy w Polsce – a ona to kupiła, nie zastanawiając się ani nad prawdziwością tego stwierdzenia, ani nad ceną, jaką będzie musiała za to zapłacić! No cóż, naiwność nie zna granic…
Pani ambasador Mosbacher dała się do tego stopnia podpuścić, iż w tyleż szlachetnym, co szalonym zapale obrony wolności słowa zaczęła nas straszyć nawet Kongresem USA! Dała tym samym kolejny powód do interpretacji, iż tym, który naprawdę rządzi w Polsce, nie jest PiS, ale – amerykański parlament. Już nawet nie tylko prezydent Trump. W obronie jednej stacji telewizyjnej (w skali globalnej – stacyjki) wytoczono najpotężniejsze armaty świata.
A swoją drogą ciekawe byłoby, gdyby tenże Kongres opuścił choćby na kilka dni Waszyngton i przyjechał popracować trochę nad Wisłą. Już na dzień dobry w ukazujących się po polsku niemieckich mass mediach zwyzywano by kongresmenów od faszystów – przy nieustannych, wyrażanych publicznie amerykańskich gestach patriotycznych, jest to więcej niż pewne. Mainstream z TVN-em na czele kazałby kongresmenom demontować NATO i wprowadzać bez dyskusji prawa ustalone w Brukseli i Berlinie, a nie w Waszyngtonie. Za każdy publiczny zwrot „Boże chroń Amerykę” Stany Zjednoczone byłyby posyłane do Trybunału Europejskiego z racji ranienia uczuć ateistów oraz muzułmanów. Z powodu jakiejś kilkunastoosobowej demonstracji neonazistów – na temat czego TVN wykonałby wiele programów – kongresmenów określono by spadkobiercami idei hitlerowców, skoro tej tajemnej demonstracji nie zapobiegli. Gdyby protestowali przeciwko legalizacji kazirodztwa, oberwaliby na ulicach Warszawy czarnymi parasolkami od ubranych na czarno dam. Demonstrowanie przywiązania do dumnych momentów swej historii skończyłoby się dla nich oskarżeniem o nacjonalizm. Za nieprzyznawanie się do współudziału w holocauście, kongresmeni uznani zostaliby za kłamców historycznych. Taka jest to codzienna praktyka publicystyczno-informacyjna w stosunku do obozu władzy, więc trudno oczekiwać, aby stała się inna w stosunku do jego sojusznika.
Gdyby ich to wszystko spotkało, to być może wracając do Waszyngtonu zastanowiliby się głęboko nad sensem obrony „wolności słowa” bez zbadania co to za słowo i w jakim podejrzanym interesie zostało wypowiedziane.
Albowiem wolności może człowiek używać dobrze lub źle, jak stwierdził już przed laty wielki autorytet naszej epoki św. Jan Paweł II. Zwłaszcza w mediach wolność słowa w naszych czasach bardzo często służy złu. Warunkiem podstawowym dla bytowania człowieka jest zatem w pierwszej kolejności rozróżnianie dobra i zła; od tego powinny zaczynać się wszelkie rozważania o wolności, o systemach społecznych i ekonomicznych, o polityce, o warunkach naszej egzystencji. Sama wolność nie jest jeszcze ani dobrem, ani złem. W naszych czasach pojęcie to koniecznie wymaga doprecyzowania i określenia kontekstu. Przez wieki wolność była głównie sposobem na czynienie dobra, to prawda, ale dziś moce zła usiłują to zmienić, rozszerzając pojęcie wolności na samowolę, na zgodę na czynienie krzywdy bliźniemu, na masowe kłamstwo, masowe oszustwo, fake newsy, propagowanie dewiacji, podważanie suwerenności narodów. To zło zagnieździło się w wielu mediach, zwłaszcza mass mediach, by poprzez nie wedrzeć się do ludzkich umysłów i ludzkich dusz. Na pewno media w Polsce są mocno ograniczone w swej suwerenności, a zwłaszcza w swym rozwoju, ale nie media zagraniczne! A więc te, które stały się obiektem szczególnej troski pani ambasador USA. Zagrożone są media prawdziwie polskie, patriotyczne, nie zaś te, które co prawda po polsku tylko mówią i piszą, ale nie reprezentują naszych interesów. Powtórzę jeszcze raz: tu nie chodzi w ogóle o wolność słowa, lecz podstępną obronę zagranicznych właścicieli przed uczciwą konkurencją! Boją się stanąć w szranki z nami, Polakami, zdają sobie bowiem sprawę z tego, że przy uczciwym finansowaniu z reklam i uczciwej dystrybucji mieliby dużo mniejsze szanse. A już na pewno nie mogliby bezkarnie uprawiać antypolskiej, wymierzonej w naszą suwerenność polityki – co teraz czynią dosłownie każdego dnia. Bronią status quo, bo tym sposobem bronią swego wielkiego interesu: ekonomicznego, światopoglądowego i politycznego. Bronią wolności bezkarnego atakowania Polaków w ich własnym kraju.
Pani ambasador podsunięto temat TVN-u nie tylko z powodu rzekomego zagrożenia tej amerykańskiej stacji. Georgette Mosbacher ujmując się za nią, broni tym samym nietykalności pozostałych zagranicznych mediów w Polsce; w tym np. onetu i wszelkich innych wrogich nam niemieckich publikatorów ukazujących się po polsku. Jeśli bowiem amerykański TVN jest poza wszelką krytyką i nie wolno tworzyć mu w Polsce konkurencji – bo o to pani ambasador de facto walczy – to per analogiam nie wolno tego robić również w stosunku do innych zagranicznym właścicieli typu Bauer, Springer, Burda itd. Jak zaś obecni niemieccy właściciele mediów w Polsce naprawdę rozumieją wolność słowa, najlepiej świadczy niewiarygodnie bezczelne zachowanie Marka Dekana, szefa koncernu Ringier Axel Springer, który w ogóle się nie kryjąc przekazywał, także osobiście, wyraźne sugestie dla polskich dziennikarzy zatrudnionych w jego koncernie, instruując ich co mają pisać, jak wartościować polityków etc. I tak sugerował np., że wartość Tuska w stosunku do Kaczyńskiego należy mierzyć w proporcjach 27 do 1… Na korzyść tego pierwszego oczywiście. Czy dziennikarz u niego zatrudniony może przeciwstawić się takiej praktyce? Może, i to nawet dwa razy: pierwszy i ostatni. Czy przeciwko takiemu gwałtowi zadanemu wolności słowa przez Dekana mogły protestować ambasada USA w Warszawie albo Kongres w Waszyngtonie? Mogły, ale nic na ten temat nie wiadomo.
A tak w ogóle, czy amerykański Kongres faktycznie wie, że „robi” w Polsce za tyrana oraz straszaka i żandarma Polaków? Tak samo powinno się odpowiedzieć na pytanie, czy nowy, amerykański właściciel TVN-u (Discovery Communications) wie, jakie produkty wypuszcza na rynek jego firma córka w Polsce? Czy zastanawia się, jakimi sposobami zdobywa ona na to pieniądze?
Moim zdaniem powyższe pytania są w gruncie rzeczy retoryczne, bo odpowiedź na nie jest oczywista: nie. Ani Discovery, ani tym bardziej kongresmeni nie mają większego pojęcia, co tu się naprawdę dzieje. To właśnie jest wykorzystywane przez naszych wrogów, którzy niby uzupełniają wśród Amerykanów (i nie tylko wśród nich) wiedzę o sytuacji w Polsce, a w gruncie rzeczy podsuwają im fałszywe obrazy tak z naszej przeszłości (np. bezkarnie głoszone, ciągle wracające określenia „polskie obozy koncentracyjne”), jak i teraźniejszości. Aby uderzyć w suwerenność Polski, manipuluje się nie tylko komentarzami, ale faktami, datami, nazwiskami. Uczestniczą w tym również zagraniczne publikatory funkcjonujące na polskim rynku mediowym. Dlatego, trzeba zrozumieć specyfikę tego rynku. Jest on zupełnie niepodobny do jakiegokolwiek innego w jakimkolwiek kraju. Rzeczą wtórną jest sytuacja tej lub innej redakcji; tragicznie przedstawiają się proporcje miedzy mediami.
Czyż jest bowiem drugi taki kraj na świecie, gdzie ok. 90 proc. mediów (licząc wg nakładów, słuchalności i oglądalności) znajduje się w rękach zagranicy? Czy można sobie wyobrazić, że np. w USA na rynku prasy królują Niemcy, największe radia są niemieckie lub innych narodowości, tak samo największe portale nie są amerykańskie? Doszło do tego, że nawet tak ważne dla rozwoju samorządności gazety regionalne, zostały w całości przejęte nie tyle przez Niemców, co przez jedną niemiecką firmę, Passauer Neue Presse, przekształconą później w Verlagsgruppe Passau, używającą nad Wisłą podstępnie nazwy Polskapresse, sugerującej polskie właścicielstwo, co jest 100-procentową nieprawdą. Firma ta przejęła w latach 1995–96 gazety regionalne o łącznym nakładzie dziennym (osiąganym w piątki) 2 mln egz. Dziś z dwóch milionów niewiele zostało, trudno doliczyć się choćby pół miliona egzemplarzy (na 20 tytułów!). To na pewno nie był i nie jest dobry interes. To nie jest żaden interes. Rodzi się zatem pytanie, dlaczego Niemcy nie rezygnują? Bo jednak mają w tym pewien interes – polityczny i propagandowy. Propagandy ludzie tak chętnie nie czytają, stąd tak wielki spadek nakładów, ale jednak ona do wielu dociera. Dlaczego zmiana takiego nieuczciwego układu na rynku mediowym ma być zamachem na wolność słowa?! Przecież chodzi tylko o sprawiedliwe ustalenie proporcji własnościowych, np. na wzór amerykański, a nie udzielanie instrukcji dziennikarzom w stylu szefa Springera Mr. Dekana. Wszelkie uczciwe badania rynku prasy przeprowadzone na przestrzeni przynajmniej 150 lat potwierdziły, że konkurencja przyczynia się do zwiększenia obiektywizmu informacji, ich rzetelności i kompletności, a tym samym jest korzystna dla odbiorców. W Polsce niestety nie ma prawdziwej konkurencji na rynku mediów, a list pani Mosbacher najlepszym tego dowodem. Czyż bowiem straszenie amerykańskim Kongresem można uznać za element uczciwej konkurencji? Pani Georgette Mosbacher tłumacząc się niejasno z niefortunnego listu zasłaniała się obowiązkiem obrony „interesów firm amerykańskich”. Cóż to jednak znaczy? Że tym firmom wszystko wolno? TVN nie jawi się milionom Polaków jako firma amerykańska ani w ogóle jako podmiot gospodarczy, lecz po prostu narzędzie kosmopolitycznej propagandy. Niestety propaganda ta uderza nie tylko w rządzących, co jest przywilejem mediów, ale także w naród polski, którego najszlachetniejsi przedstawiciele są tam nagminnie oczerniani. Ciekaw jestem, czy pani ambasador wie, że jeden z idoli tej stacji potrafił na wizji włożyć flagę polską w g…no. Czy jest to do pomyślenia w Stanach Zjednoczonych? Czyn ten pozostał praktycznie bezkarny, bo nie należy naruszać wolności mediów…
Jest bardzo prawdopodobne, że pani Mosbacher mogła otrzymać informacje o zamachu na wolność słowa w Polsce na którymś spotkaniu z Amerykańską Izbą Handlową w Polsce – od jednego z dyrektorów tej instytucji, np. od pana Marka Szydłowskiego, na co dzień członka zarządu TVN… Stacja ta ma prawo czuć się mocno zaniepokojona, wygląda bowiem na to, że zrobiła tzw. ustawkę z grupką młodych ludzi, którzy „zagrali” przed kamerą TVN-u wiec polskich miłośników Hitlera. Gdyby taka inscenizacja, zrelacjonowana już przez liczne media, potwierdziła się w śledztwie, to TVN-owi grozi odebranie licencji. Zastosowano więc obronę przez atak, przez przekierowanie uwagi na jakoby zagrożoną wolność słowa. Złe prawo w Polsce zmusza do pluralizmu media nazywane mylnie publicznymi (wszystkie media są de facto publiczne), czyli państwowe, natomiast prywatne, jak np. TVN, nie muszą silić się na pluralizm i obiektywizm są bowiem – prywatne. Taka jest dziś logika polskiego prawa dotyczącego mediów, zwłaszcza telewizji. Gdy nowy ustawodawca próbuje to zmienić, napada się na niego, że stosuje bolszewickie albo faszystowskie metody, że dyktatorsko likwiduje wolność słowa i nasyła się na polski rząd przedstawicieli Komisji Europejskiej, a teraz jeszcze ambasadę USA. Trzeba dodać do tego, że również rynek reklamy nie znajduje się w polskich rękach, że tort reklamowy (niebagatelna suma, ok. 8,5 mld zł w tym roku) jest dzielony przez cudzoziemskie domy mediowe z wielką krzywdą dla radia i telewizji państwowej i jeszcze większą dla nielicznych polskich gazet i czasopism. Nielicznych, bowiem zagraniczne koncerny mediowe uniemożliwiają finansowanie rozwoju rodzimego, prawdziwie polskiego rynku. Największe nawet miernoty wśród publikatorów, byle nie były polskie, otrzymają z reklam miliony. Powstał zamknięty obieg finansowania mediów, z którego wykluczeni zostali Polacy – we własnym kraju! Tak więc, jeśli ktoś przyjeżdża tu z Ameryki i po kilku tygodniach zarzuca nam, że w Polsce nie respektuje się wolności mediów, to trzeba się z nim zgodzić. W Polsce bowiem nie respektuje się wolności mediów polskich. Zagraniczne robią, piszą i nadają co chcą. To nie takie media jak dawniej były w Ameryce. Produkcja mediów stała się dziś jakby elementem przemysłu… zbrojeniowego. Siła ich rażenia jest dziś ogromna. Nie dlatego, że mają wielką moc głoszenia prawdy, bo tę co prawda mają, lecz jej nie wykorzystują. Wykorzystują zaś wielką siłę manipulacji i rażenia złem, która również w mediach tkwi. Ta broń znalazła się w wielkiej części, zwłaszcza w Polsce, w rękach złych, zdeprawowanych ludzi.
Temu musimy się przeciwstawiać – aby działanie takie było skuteczne, konieczna jest pomoc ze strony sojusznika, a nie atak. Konieczna jest wiedza na temat sytuacji na froncie mediowym w Polsce. Stąd mój list.
Niech Pan Bóg błogosławi Amerykę, Polskę i wszystkich Jego wyznawców! Merry Christmas!
Leszek Sosnowski
Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym pełnometrażowego „Przyjaciel Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Wieloletni działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria”.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie bialykruk.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/426729-list-otwarty-do-prezydenta-donalda-trumpa-tvn-poza-krytyka