Przedzierając się przez bagna, sympatycy „niezależnej prasy” docierają do punktów sprzedaży i prawda trafia do ogłupianego społeczeństwa.
Kurski Jarosław z „Gazety Wyborczej” załkał się i prawie posmarkał żaląc się czytelnikom, jak to pisowski reżim niszczy wolną prasę, czyli organ na co dzień dowodzony przez tegoż Kurskiego (bo formalnie przez Adama Michnika). A to, że „NBP zażądał od ‘Wyborczej’ autocenzury”. A to, że „’Wyborcza’ zalewana jest pozwami od PiS, ministra Ziobry czy SKOK-u senatora Grzegorza Biereckiego. Ostatnio z wyroku sądu musieliśmy przepraszać za słowa komentarza: ‘Tak nie działa państwo demokratyczne, tak działa państwo mafijne’, co jest rażącym naruszeniem prawa do krytyki prasowej”. A to, że „władza PiS stosuje wobec ‘Wyborczej’ bojkot”.
Zalany łzami i prawie posmarkany Kurski Jarosław sugeruje, że poza Polską nie ma procesów wytaczanych gazetom, które łżą bądź naruszają czyjeś dobra. Otóż takie procesy są, a odszkodowania nieporównywalne z tymi, jakie można wywalczyć w Polsce, szczególnie gdy się weźmie skalę oszczerstw. Skądinąd Kurski Jarosław jakoś zapomniał, że przez lata to Adam Michnik, także jako redaktor naczelny, podawał do sądu każdego, komu przypisał naruszanie dóbr osobistych czy zniesławienie.
Poprzez łzy i wydzielinę z nosa dzielny Kurski Jarosław oświadczył, że się nie podda, a takoż jego organ: „Nawet jeśli PiS przejmie redakcje, powywala dziennikarzy i wsadzi tam swoich czynowników”. Można mu wierzyć, bo przecież nie poddał się, gdy za rządów Donalda Tuska ABW najechało redakcję „Wprost” i fizycznie próbowało wydrzeć redakcyjne tajemnice. Kurski Jarosław nie podda się, mimo że „PiS zmienił media publiczne w narodowe. Zmuszono do odejścia lub wyrzucono niemal trzystu dziennikarzy”. Można mu wierzyć, gdyż nie poddał się, czyli nie kiwnął palcem, gdy PO, czasem do spółki z SLD, wyrzucało dziennikarzy, których Kurski Jarosław nie lubił, m.in. autora tych słów. Wtedy wyrzucanie było po prostu słuszne.
Sam zalałem się łzami, gdy Kurski Jarosław obwieścił, że w wielkim dziele czuwania po stronie prawdy Onet upublicznił nagrania, bo gdyby nie ten akt bohaterstwa, nikt by o „taśmach Morawieckiego nie usłyszał”, choć słychać było o nich już cztery lata wcześniej, tylko wtedy o innych fragmentach. Ale przyszedł „cynk” z niezależnego jak stąd do nieskończoności Sądu Najwyższego, że można już zajrzeć w akta sprawy autorów i zleceniodawcy nagrań z „Sowy i Przyjaciół” oraz „Amber Room”, więc błyskawicznie zajrzano i znaleziono to, co miano znaleźć. I to, co najbardziej pożądane nie na nagraniach, lecz w zeznaniach. Nagrania posłużyły tylko jako uwiarygadniający ozdobnik.
Druga fala łez zalała mnie, gdy Kurski Jarosław oświadczył, że „gdyby nie ‘Gazeta Wyborcza’ – nikt by nie wiedział o aferze KNF”. Jasne, bo przecież mecenas Roman Giertych nie złożył kilka dni wcześniej doniesienia do prokuratury, gdzie było to samo, a nawet więcej, niż opublikował organ Kurskiego Jarosława. Bohaterstwo gazety polegało zdaje się na tym, że jej ludzie owo doniesienie z załącznikami przeczytali.
Trzeci raz zalałem się łzami, gdy Kurski Jarosław ujawnił, że „gdyby nie TVN – nikt by nie obnażył polskich neonazistów”. Jasne, nikt by nie obnażył, bo tylko TVN udało się tak zrobić, żeby owi neonaziści odegrali to, co odegrali, w dodatku w maju zamiast w kwietniu. Odgrywał też członek ekipy TVN, ale on heilował w ramach przykrywki i konspiracji w konspiracji. I co go za to bohaterstwo spotkało? Zastraszenie poprzez „zarzut propagowania faszyzmu”. Propagował, ale się nie zaciągał (wyciągał?), bo działając pod przykrywką i w ramach konspiracji w konspiracji demaskował propagowanie pozornie propagując.
Karą za służbę po stronie prawdy jest to, że „wolne media [jak rozumiem, to taki żart semantyczny] nie otrzymują rządowych reklam i ogłoszeń, bo te idą do organów prorządowych”. Gdy organ Kurskiego Jarosława był prorządowy, reklamy płynęły wartką rzeką i wszystko było w porządku, podobnie jak to, że nie płynęły do mediów najlepszy rząd w Drodze Mlecznej krytykujący. Mało, że nie dają reklam, to jeszcze „utrudnia się dystrybucję niezależnej prasy”. Ale, zapewne przedzierając się przez zasieki i bagna, dzielni sympatycy „niezależnej prasy” jakoś docierają do punktów sprzedaży i wolne słowo może trafić do ogłupianego przez władze społeczeństwa. Niestety „Wyborcza” nie dociera do urzędników państwowych, bowiem „PiS wymówił prenumeratę ‘Wyborczej’ z urzędów państwowych”. Poprzednia władza nie wymówiła, ale bardzo zamówiła, przez co urzędy i urzędnicy byli najbardziej oświeceni w Europie, a ich urzędy pracowały niczym najlepsze szwajcarskie zegarki, a korupcji i patologii nie było wcale.
Po ujawnieniu różnych wstrząsających sytuacji Kurski Jarosław zapewne wytarł łzy i to drugie, i przeszedł do podziękowań dla „Drogich Czytelników”. A to dlatego, że „w tym wymagającym dla mediów czasie” zdobywają się na „regularne odnawianie prenumeraty cyfrowej” i „kupowanie wydań drukowanych”. To pierwsze wiąże się zapewne z pokonywaniem pisowskich trolli uniemożliwiających zakup wersji cyfrowej, to drugie - z poświęceniem tych, którzy przedzierają się z nakładem przez zasieki i bagna. Na koniec, jak to w ładnej bajce, jest miłość. Są bowiem liczni „dziennikarze z wielu mediów w Polsce”, którzy „kochają swój zawód”. Szczególnie kochają w „czasie próby i walki o to, co jest istotą naszej pracy. A jest nią prawda i niezależność”. Po tych słowach Kurskiego Jarosława już całkiem zalałem się łzami, które kapiąc na klawiaturę uniemożliwiły mi dalsze pisanie. Chlip, chlip, chlip, chlip, chlip…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/424102-zalalem-sie-rzewnymi-lzami-widzac-jak-jaroslaw-broni-prawdy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.