No, to mamy autorytet:
„Polsko-niemieckie spotkania na wysokim szczeblu śledzę trzynasty rok. Jeszcze nie widziałem tak pozbawionych treści wypowiedzi szefów rządów”,
– pochwalił się Bartosz Wieliński w „Gazecie Wyborczej” po piątkowych konsultacjach międzyrządowych, pewnie żeby bardziej się uwiarygodnić. Trzynasty rok śledzi, czyli od zdobycia władzy przez PiS w 2005 roku, przez osiem lat rządów PO-PSL, po ten dzisiejszy, znów pisowski, ale już samodzielny gabinet Mateusza Morawieckiego. Cóż, ja, że też się „pochwalę”, śledzę „polsko-niemieckie spotkania na wysokim szczeblu” i nie tylko na wysokim już ponad 30 lat, w tym większość z bliska, jako komentator akredytowany przy rządzie i parlamencie Niemiec. I podsumuję krótko: „jeszcze nie widziałem tak pozbawionych treści” tekstów, jak dyżurnego publicysty „GW”.
Nie sądzę, żeby Kolega (poznaliśmy się kiedyś w Berlinie) Wieliński nie wiedział, co pisze, więc tym gorzej, bo wynika z tego, że powoduje nim polityczna aberracja, wyrachowanie i cynizm. A szkoda. Właściwie komentarz z „GW” można by wykpić, że skoro autor „nie widział wypowiedzi”, to nie ma co się dziwić, bo gdyby słyszał, może by coś usłyszał. Ale drwiny na bok, bo sprawa w gruncie rzeczy śmieszna nie jest.
Jako ten „wyborczy” specjalista od Niemiec Wieliński zapewne wie, ile lat upłynęło od pamiętnego spotkania premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmuta Kohla w Krzyżowej, zanim ten ponownie odwiedził Polskę. A może nie wie, bo wtedy miał jedenaście latek, można w każdym razie sięgnąć do materiałów źródłowych. Pewnie wie także, że tenże podczas negocjacji w sprawie zjednoczenia Niemiec usiłował podważyć granicę na Odrze i Nysie, którą ostatecznie zmuszony był uznać – do czego przyznał się publicznie – pod presją USA. Kolega Wieliński mógłby dużo powiedzieć o późniejszych latach polsko-niemieckiego kiczu pojednania, też jest o tym sporo w różnorakich archiwach, okazjonalnemu pustosłowiu oraz niemieckiej Gorbi-, Jelcyn- i karykaturalnej Putinmanii w wydaniu kanclerza Gerharda Schrödera. Ten ostatni stracił władzę, gdy Wieliński uzyskał akredytacje parlamentarno-rządową w Berlinie w 2005r., gdzie przepracował cztery lata.
To tak tytułem przypomnienia, w uogólnieniu, bo o szczegółach w traktowaniu, czytaj: lekceważenia Polski przez niemieckich polityków długo by mówić. Przyznawali to zresztą w przeprowadzanych przeze mnie rozmowach wszyscy czołowi, niemieccy politycy przed wyborami (też dostępne w archiwum), gdy byli w opozycji i zanim objęli władzę. Notabene z kanclerz Merkel włącznie, która umowę swego poprzednika i Putina w sprawie budowy Nord Stream1 uznała za „najwspanialszy dzień w stosunkach niemiecko-rosyjskich”.
Sam Wieliński zapewne nieświadomie przyznał w swym komentarzu odnośnie do piątkowych konsultacji to lekceważące podejście niemieckich polityków do naszego kraju, cytuję:
„Niemcy nieoficjalnie sygnalizowali, że konsultacje z polskim rządem po prostu jadą odbębnić i mieć je z głowy. Nic dziwnego. Wizyta przypadła w szczycie nagonki na należące do niemieckich koncernów polskie media, którym PiS zarzuca, że atakują rząd na zlecenie Berlina”,
Napisał w trzech zdaniach w „GW” z podwójnym dnem, potwierdził bowiem, że - po pierwsze, Merkel i jej ministrowie ważą sobie nasz kraj lekce, i po drugie, że polski rząd nie lekceważy wpływów polskojęzycznych mediów niemieckich koncernów na kształtowanie opinii publicznej u nas i poza granicami. Pewnie Kolega Wieliński wie, że w Niemczech taka sytuacja jest niewyobrażalna, dość wspomnieć gigantyczny opór ponad wszelkimi politycznymi podziałami i storpedowanie zamiaru kupienia „Berliner Zeitung” przez amerykańskiego nabywcę. W naszym kraju takie porozumienie ponad podziałami w naszym zbiorowym interesie nie jest widać możliwe. Ani w tej, ani w innej sprawie, która frapuje Wielińskiego, a mianowicie w kwestii odszkodowań za napaść i zrujnowanie Polski podczas drugiej wojny światowej, której skutki przecierpieliśmy przez prawie połwiecze narzuconego nam reżimu komunistycznego, i co de facto odbija się u nas przykrą czkawką do dziś.
W jednym wszakże muszę przyznać publicyście „GW” i różnych niemieckich mediów, które z jego pióra skwapliwie korzystają, że nowych treści w konsultacjach międzyrządowych nie było. Jeszcze przed przybyciem delegacji kanclerz Merkel do Warszawy przewidywałem:
„Co będziemy konsultować? To samo, co zawsze. Na przykład postęp robót na budowie rosyjsko-niemieckiej rury przyjaźni na dnie Bałtyku, Nord Stream2, bo pierwszą Nord Strem1 już skonsultowaliśmy, już jest gotowa. Może pogadamy też o głębszym położeniu tej pierwszej, która blokuje dostęp statkom o większej wyporności do świnoujskiego portu? Nie, to już przecież załatwione, pani kanclerz powiedziała panu premierowi Tuskowi parę lat temu, że wróci do tematu jak będzie potrzeba, ale potrzeby chyba nie ma. Co jeszcze możemy skonsultować… - aaa, sankcje wobec Rosji za okupowanie wschodniej Ukrainy, bo o takim np. Naddniestrzu, części Mołdawii, czy gruzińskiej Abchazji i Osetii Południowej, też pod kontrolą rosyjskiego wojska, nikt już nie pamięta… O Syrii można by jeszcze pogadać, chociaż… - i w tej kwestii sprawa jest właściwie załatwiona przez panią kanclerz, która parę dni temu pozowała do zdjęcia trzymając się za ręce z prezydentem Putinem, oraz francuskim prezydentem Macronem i tureckim Erdoganem…” itd.
Było? Było. I o Unii Europejskiej, która zaczęła trzeszczeć w posadach z powodu narzucania woli przez Niemcy nie tylko w ich absurdalnej polityce imigracyjnej też było, i przy okazji kwestie reformy sądownictwa wyjaśnić można było trochę wyjaśnić…
Nie widział wcześniej Wieliński tak pozbawionych treści wypowiedzi szefów rządów, to je teraz „zobaczył”. To i tak postęp, bo nie pisze już o izolowaniu polskiego rządu… - głupio by było, skoro niemal cały gabinet Merkel przyleciał „odbębnić” w Warszawie, a wcześniej do inicjatywy trójmorza postanowił dołączyć, i skłonny był nawet przyklasnąć postulatom polskiego rządu w sprawie polityki imigracyjnej… Martwi się jednak Wieliński, czy aby - jak tak dalej pójdzie - cierpliwość i wyrozumiałość Niemiec dla Polski nie zostanie nadwyrężona.
„Wielu Niemców chce nam pomóc, bo szczerze wierzy, że w Polsce dzieje się coś bardzo złego”,
napisał wczoraj na naszym portalu Konrad Kołodziejski, (zachęcam do przeczytania), który niedawno był w Niemczech i też widział, ale i słyszał.
„Niemiecki protekcjonalizm, z którym mamy niekiedy do czynienia, nie zawsze wynika ze złej woli. Bywa, że jest spowodowany zwykłą niewiedzą, a nawet dość specyficzną sympatią do Polaków uciskanych jakoby przez „nacjonalistyczny reżim”, wnioskuje, i dalej:
„To pokazuje, jak wielka przepaść informacyjna została wykopana między sąsiadującymi ze sobą Polską i Niemcami”.
Fakt, przepaść istnieje, a pogłębiają ją jeszcze tacy właśnie „Wielińscy”, którzy w imię własnych, partykularnych interesów gotowi są zamalować orła białego na czarno. Niemców można zrozumieć, także w kontekście działalności ich mediów w naszym kraju (sami na to pozwalamy…), ale polskich dziennikarzy gotowych śpiewać: „jeszcze Niemcy nie zginęły, kiedy my żyjemy” nie rozumiem i nie rozgrzeszę nigdy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/419514-malowanie-orla-bialego-na-czarno