Jeszcze w lipcu 2018 roku było tak:
A wczoraj, 12 września 2018 roku, tak:
Oficjalnie: bo projekt się zmienił. Ale to słabe wytłumaczenie. Istota unijnej dyrektywy pozostaje taka sama: obrót teraz powszechnie dostępnymi treściami w internecie (linkami z choćby jednym zdaniem opisu) będzie reglamentowany, pod groźbą kar związany z opłatami i cenzurą - dla niepoznaki zwaną „filtrami”. Wprowadzone mechanizmy prawne otworzą ścieżki kolejnych ograniczeń. Uderzy to w swobodę osób indywidualnych, zyskają wielkie koncerny medialne, głównie niemieckie, które od wielu miesięcy prowadziły w tej sprawie ogromną kampanię.
Ryzyka związane z nowym, brutalnie forsowanym prawem, opisywaliśmy wielokrotnie, ostatnio, kilka dni temu, tutaj: No i co, polski rządzie, posłowie do PE - pójdziecie z niemieckimi wydawcami, z marzącymi o cenzurze, czy obronicie wolny internet?
Jedno tylko zastrzeżenie, bo wszyscy tutaj się mylą: to nie jest walka o prawa autorskie, które dziś w pełni obowiązują, to jest walka o prawa pokrewne. A to zasadnicza różnica. Dziś prawa pokrewne mają do swoich dzieł artyści, teraz mają je dostać wytwórcy wszystkich innych treści, w tym koncerny medialne. Oznacza to objęcie restrykcyjnymi ograniczeniami wszelkie odwołania, cytaty, nawiązania, przeróbki, także do artykułów, nagrań, programów, audycji. A więc i komentarze na facebooku i twitterze, memy, utwory yotubowe, treści w wyszukiwarkach. To będzie potężna zmiana, której skali zwykli użytkownicy internetu nawet nie przeczuwają, a która sprawi, że internet jaki znamy, wolny, rozdyskutowany, bezkompromisowy, właśnie przechodzi do historii.
I ludzie Platformy Obywatelskiej doskonale to rozumieją, przecież w lipcu sami wołali: nie dla ACTA 2. Ale widać niemieckie potęgi medialne i europejski establishment, zainteresowane cofnięciem czasu, powrotem kontroli nad tym, co ludzie czytają i myślą, wyprostował ich myślenie. Przycisnęli więc guziki, pocieszając swoich oszukanych wyborców, jak to zrobił pan Michał Boni, że jak komuś coś zablokują wskutek tego prawa, to będzie się mógł odwołać. Nie sądzę, by sam w skuteczność takiego pocieszenia wierzył.
Wniosek z tego smutny: jak Niemiec każe, to niektórzy ludzie z Platformy zdradzą każdego. Teraz sprzedali wolny internet.
PS. OTO SKRÓT KONSEKWENCJI PRZYJĘCIA DYREKTYWY:
— Linkowanie faktycznie nie będzie zabronione, ale istotnie się zmieni. Linki już nie będą zawierać tzw. snippetów, czyli nagłówka z tytułem linkowego tekstu, czasem jednym/dwoma zdaniami leadu lub zdjęciem,i będą tylko zbiorem bezsensownych znaków. Ponieważ czytelnicy muszą wiedzieć, do czego prowadzi link przed kliknięciem, witryny prawie zawsze zawierają fragment linków do stron w ramach linku. Wszelkie ograniczenia dotyczące fragmentów są zatem ograniczeniem linkowania.
— Nowe prawo wpłynie na wolność słowa i dostęp do informacji. Platformy internetowe będą zmuszone do zawarcia umowy z wydawcami i uzyskania licencji do linkowania do ich publikacji. Konieczność płacenia za linki doprowadzi do tego, że część stron nie będzie stać, aby płacić za dostęp do wiadomości - szczególnie małe i innowacyjne witryny mogą po prostu przestać działać, lub linkować tylko do treści niechronionych.
— Zostanie youtuberem nie będzie już proste. Jeśli będziesz chciał zostać youtuberem, to będziesz musiał wykupić licencję umożliwiającą tworzenie materiałów do sieci i licencji umożliwiającej linkowanie.
— Będziesz mógł się podzielić linkiem tylko ze swoimi znajomymi. Nastąpi ograniczenie udostępniania materiałów (będzie można wysłać linka tylko prywatnie do swoich znajomych w ramach tzw. dozwolonego użytku), ale już nie publicznie. Ograniczy to możliwość wzrostów niezależnych kanałów informacyjnych, blogów, platform. Dużo trudniejszy będzie wzrost popularności kanałów na youtubie.
— Nigdy nie będziesz miał pewności, czy nie naruszasz prawa. Niejasność pojęć i objęcie ochroną tzw. prostych komunikatów prasowych doprowadzi do tego, że zakazane będzie publikowanie informacji np. “Jutro w Warszawie będzie +30 stopni”, czy “Legia przegrała 0-2”, bo już przecież kiedyś, ktoś o tym napisał i gdzieś taki news się pojawił.
— Koniec z filmami z wakacji, czy recenzjami online. Nadmierna ochrona praw autorskich może doprowadzić do tego, że nasze filmiki z wakacji zostaną zablokowane, bo w tle słuchać chronioną prawnie muzykę, lub widać jakiś prawnie chroniony obraz. 90% youtuberów będzie musiało przestać nagrywać – testerzy gier komputerowych, blogerzy prezentujący i oceniający produkty (np. smartfony) etc. z uwagi na brak praw autorskich.
— Wszystko co publikujesz będzie skanowane. Każdy serwis pozwalający swoim użytkownikom na publikację treści będzie zmuszony do stworzenia narzędzi filtrujących. Za każdym razem, gdy będziesz chciał coś opublikować w internecie, to ta treść będzie musiała zostać zeskanowana pod kątem potencjalnego naruszenia. Czy w świecie realnym zgodziliśmy się na to, aby przed tym, kiedy cokolwiek powiemy, czy napiszemy musielibyśmy uzyskać zgodę jakiegoś zautomatyzowanego filtru? Dotyczy to blogów (np. wordpress) ale też i zwykłych, krótkich komentarzy pod artykułami.
— Serwisy nie będą mogły wyświetlić listy rekomendowanych treści (np. lista proponowanych na Youtube lub wyróżnione najlepsze komentarze na Twitterze).
W praktyce każde indeksowanie tych treści, czy chociażby wyświetlenie jej innym użytkownikom jako „polecane odnośniki” będzie powodowało, że dostawcy usług internetowych staną się odpowiedzialni za treści swoich konsumentów. Obowiązek taki nie obejmie tylko serwisów takich jak np. megaupload.
— Koszty!Którego właściciela portalu stać na instalację oraz utrzymanie tak potężnego narzędzia jakim jest filtr? Który właściciel zgodzi się na wzięcie odpowiedzialności za publikowane przez użytkowników na jego stronach treści? W internecie zostaną tylko duże serwisy, które stać na takie urządzenia.
— Wyłączenie komentarzy w internecie. Jeśli właściciela nie będzie stać na filtr, to najbardziej oczywistą konsekwencją będzie zabronienie możliwości komentowania pod artykułami w sieci oraz zamknięcie popularnych forów.
— O możliwości publikowania treści na platformach będzie decydować nie system prawa (np. sądy), lecz systemy technologiczne. Nie ma mowy choćby o przejrzystości algorytmów filtrujących treści. Zaproponowany mechanizm odwołań, który rzekomo będzie nas chronił, skonstruowany jest tak, by zablokowanie treści (przez algorytm lub poprzez zgłoszenie naruszenia) było proste – a odwołanie się i dochodzenie swoich praw już niekoniecznie. Nie wiemy w tym momencie, jak będą wyglądać mechanizmy odwoływania się, i czy będą skutecznie chronić prawa użytkowników. Teraz wiemy jedynie, że skuteczne mają z zasady być filtry treści.
— Filtry nie są skuteczne. Mimo najnowocześniejszych technologii, nawet najlepsze urządzenia zawodzą. Magazyn Wired ma „analizę”, pokazującą jakie problemy stworzą filtry treści i dlaczego będą nieskuteczne.
— Ograniczenie memów! Tylko część państw w UE pozwala na ograniczenie prawa autorskiego na potrzeby parodii. Filtry treści, jeśli zostaną wprowadzone, będą więc musiały rozstrzygać, czy dane użycie jest parodią i podlega pod wyjątek od prawa autorskiego, czy nie. Jest duża szansa, że nie poradzą sobie z tym zadaniem, i memy publikowane jako zgodne z prawem będą filtrowane jako naruszające prawa autorskie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/411992-za-sprawa-po-ten-internet-jaki-znamy-odchodzi-do-historii