Był to bez wątpienia wódz z wizją. Nie jest tak, że to on sam wywalczył czy wynegocjował niepodległość. Oczywiście, że była odpowiednia koniunktura. Ale on zwyciężył
— mówi Wojciech Tomczyk, scenarzysta spektaklu „Marszałek” dla Teatru Telewizji. Premiera sztuki Wojciecha Tomczyka pt. „Marszałek” 4 grudnia o 20.25 w TVP1. Wywiad ukazał się na łamach miesięcznika „wSieci Historii”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Piłsudski w Teatrze Telewizji. Opowieść Wojciecha Tomczyka o polskim realizmie
Przed nami premiera pańskiej nowej sztuki dla Teatru Telewizji. Co widzowie zobaczą w spektaklu „Marszałek”?
Wojciech Tomczyk: Bohaterem jest Józef Piłsudski i jest to bodaj pierwsza sztuka o tej postaci. Opowiada o momencie, w którym Marszałek podjął próbę wywołania wojny na kontynencie europejskim. Chodzi o wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom dla obalenia reżimu Adolfa Hitlera i jego współpracowników. Przeprowadzenie wspólnej operacji przeciwko III Rzeszy zostało zaproponowane Francji w latach 1933 i 1936. Autorem koncepcji tej wojny w 1933 roku był właśnie Józef Piłsudski. Marszałek nikogo nie pytał o to, czy może prowadzić aktywną politykę, po prostu czynił to do końca swoich dni. Ten niesłychany farciarz, który mógł wielokrotnie dać głowę za to co robił, doprowadził do tego, że jego projekty były realizowane. Najważniejszym projektem była niepodległa Polska. Dlatego będąc już starszym, schorowanym człowiekiem próbował ocalić Europę. Edward Rydz-Śmigły powiedział, że wszyscy mogliśmy, uniknąć II wojny światowej. Dokonać tego kosztem stosunkowo prostej operacji wojskowej. W 1933 roku Niemcy były słabe, miały stutysięczną armię. Blitzkrieg Piłsudskiego trwałby 5-6 tygodni . Sztuka pokazuje jaką stratę ponieśliśmy wraz ze śmiercią Józefa Piłsudskiego. A o planach wojny 1933 r. dowiedziałem się dopiero w latach 80. od holenderskiego historyka, który pisał doktorat na ten temat i przebywał właśnie w Warszawie. Było mi wstyd, bo nic o tym nie wiedziałem.
Widzę u Pana fascynację postacią Marszałka. Skąd ona się bierze?
Nie wiem czy można to nazwać fascynacją. Nie ulegam fascynacjom. Czym innym jest szacunek i uznanie dla roli, którą odegrał. To, że mówię o Marszałku trochę niefrasobliwie „farciarz” nie wyklucza szacunku dla niego. To jest polski bohater, któremu się udało. Sztukę zrobiłem o momencie, w którym mu się jednak nie udało. Nie znalazł zrozumienia u partnerów francuskich, a ci w końcu za niefrasobliwość też zapłacili w latach 30. swoją cenę. Nie udało się uczynić z Adolfa Hitlera epizodu w dziejach Niemiec i Europy. Wraz z takimi kreaturami jak Stalin czy Lenin, Hitler odcisnął swoje piętno na historii XX wieku na Starym Kontynencie i nie tylko.
Akcja sztuki dzieje się w Belwederze. Prawdziwy Belweder wziął w tym udział?
Tak jest. Belweder wystąpił w jednej z głównych ról w tym przedstawieniu, za co jestem ogromnie wdzięczny. Muszę się przyznać, że bardzo za tym optowałem. Tam jest genius loci. Widać to było już w „Nocy listopadowej” w reżyserii Andrzeja Wajdy, z Janem Nowickim w roli Wielkiego Księcia. Nie da się tego podrobić. Mury decydują. W takim miejscu wszyscy inaczej się czują. Mariusz Bonaszewski siada na krześle, na którym siadał Marszałek. Patrzy na ten sam widok, korzysta z tych samych urządzeń. To natychmiast dodaje wartości.
Kto zagra w „Marszałku”?
Jak już wspomniałem w roli Marszałka wystąpi Mariusz Bonaszewski - jeden z najlepszych aktorów w Polsce, podpora Teatru Narodowego. W sztuce pojawia się aż czterech byłych premierów II RP. Aleksandra Prystora zagra Andrzej Grabowski, Kazimierza Bartla - Adam Woronowicz, Kazimierza Świtalskiego - Grzegorz Mielczarek. W Walerego Sławka wcieli się Mirosław Baka. Co zapewne wszystkich najbardziej interesuje, w roli Wieniawy zobaczymy Rafała Królikowskiego. Wojciech Zieliński będzie ministrem Beckiem. Żonę Marszałka zagra Dorota Landowska, prywatnie żona Mariusza Bonaszewskiego.
A Stacha Brzomińskiego? Pytam o niego specjalnie, bo z dramatu wynika, że będzie to ważna postać.
W roli Stacha - ogrodnika belwederskiego - wystąpi Stefan Pawłowski. Poza wszystkimi ważnymi postaciami, o których uczymy się w szkole, a które zasłużenie mają swoje ulice w naszych miastach, warto pokazać tzw. zwykłych ludzi. Paradoksalnie jest w sztuce pewien element, który świadczy o niezwykłości tej postaci, ale nie będę tego zdradzał, bo to tajemnica. Jest też fryzjer o nazwisku Brodzki, którego gra Artur Barciś oraz adiutant Marszałka Lepecki - pisarz, autor znakomitych wspomnień o Piłsudskim. Zagra go Maciej Zakościelny. Ci ludzie są w różnym stopniu obojętni na zawirowania wielkiej polityki, choć ona też ich dotyczy. Konfrontacja z nimi, z tym co myślą, jest bardzo istotna dla procesu decyzyjnego Marszałka. Cechą wielkich przywódców takich jak Józef Piłsudski było to, że zawsze potrafili spojrzeć na świat oczami kogoś zupełnie prywatnego.
Nie wydaje się Panu, że stworzony przez Pana Marszałek jest trochę infantylny? Taki śmieszny dziadek, który rzuca swoimi bonmotami … Czy on taki był naprawdę, czy jest taki tylko w legendach?
Zapoznałem się ze wszystkim, co było do przeczytania i nie nazwałbym tego infantylizmem. Oczywiście miał swoje słabości. Chyba największą były jego dwie córki. Z żonami bywało różnie. Córki pojawiły się w jego życiu dość późno, Prywatność Marszałka jest tutaj niezwykle istotna. Był on człowiekiem rodzinnym. Był mocno związany ze swoją starszą siostrą, a więzami niemalże familijnymi także z niektórymi swoimi współpracownikami. Wieniawę traktował jak syna, a Walerego Sławka prawie jak brata. Minęło osiemdziesiąt lat, kilka pokoleń i polityka uległa kompletnej demoralizacji. Tamci ludzie byli zupełnie inni. Mogą dziś wydawać się naiwni czy sentymentalni. Ale jeżeli nie jesteśmy przywiązani do rodziny, do tego mazowieckiego, podlaskiego czy podhalańskiego krajobrazu, jeżeli nie jesteśmy przywiązani do naszej mowy, sztuki, literatury, to po co mielibyśmy prowadzić wojnę? Gdyby Marszałek nie był takim człowiekiem, dzieckiem swojej ziemi, ojcem rodziny i przywódcą odpowiedzialnym za Polskę, to nie mielibyśmy o czym opowiadać. W Polsce nie ma rodziny, w której nie rozmawia się o Piłsudskim. Tak było też za komuny, gdy nie wolno było o nim pisać, wydawać książek, a jego pojawienie się w filmach czy sztukach teatralnych można było policzyć na palcach jednej ręki.
Czy dzisiaj Józef Piłsudski nie jest zbyt często przedstawiany właśnie infantylnie i w aureoli, jako wódz z wąsem na Kasztance, dobry wujek?
Był to bez wątpienia wódz z wizją. Nie jest tak, że to on sam wywalczył czy wynegocjował niepodległość. Oczywiście, że była odpowiednia koniunktura. Ale on zwyciężył. Można toczyć spory o to, kto wygrał Bitwę Warszawską, bo wiadomo, że to nie jeden człowiek poszedł na front i wystrzelał bolszewicką nawałę. Marszałek miał zdolność rozumienia realiów, analizy i planowania. Dzisiaj politycy są znacznie bardziej infantylni. Część z nich porzuciła politykę jako troskę o dobro wspólne, dba tylko o własne dobra, a to właśnie jest typowe dla dzieci.
Wspomniał Pan o roku 1920. Warto też cofnąć się do roku 1918. W pańskiej sztuce znalazło się miejsce na wzmiankę o Romanie Dmowskim, ale Marszałek nie może sobie przypomnieć jego nazwiska.
Dmowski to bardzo ważna postać, ale nie zapominajmy, że robię sztukę teatralną, nie podręcznik do historii. Jak dobrze wiemy, między Dmowskim a Piłsudskim istniał spór nie tylko ideologiczny, nie tylko polityczny. Obaj panowie byli też poróżnieni prywatnie i to na bardzo romantyczny, dziewiętnastowieczny sposób. Nie zajmuję się jednak życiem romansowym Piłsudskiego, bo to byłby zupełnie inny temat. Bazując jednak na zapisach rozmów Marszałka z najbliższymi współpracownikami, możemy powiedzieć jasno, że nie zachowywał się kurtuazyjnie w stosunku do przeciwników i nie dbał o zachowanie pozorów. A język Józefa Piłsudskiego był bardzo barwny i trudny do podrobienia.
Nie ma Pan wrażenia, że swoją sztuką kreśli Pan smutny scenariusz dla Polski; pokazuje, że nic dobrego nas nie czeka?
Nie uważam, że nic dobrego nas nie czeka. Jestem optymistą. Nawet za mojego życia Polska była w gorszych opresjach. Jesteśmy w takim miejscu świata, że zawsze mamy obowiązek coś z tym robić. Jednego zrobić nam nie wolno - nie wolno zamknąć oczu na to, gdzie jesteśmy i powtarzać bredni o końcu historii.
Tak Marszałek mówi w jednym z fragmentów sztuki…
Okazuje się, że wtedy też było modne mówienie o końcu historii i zwycięstwie powszechnej szczęśliwości. A mówiono to w czasach, gdy w Rosji rządził Stalin, na Ukrainie był Wielki Głód. W Szwajcarii intelektualiści klepali formułki i organizowali konferencje, by napawać się końcem dziejów. Ludzie, gdy chcą, to są ślepi i głusi. Natomiast wszystkie pokolenia Polaków mają obowiązek pamiętać o naszym położeniu i o wynikających z tego obowiązkach - dbania o dobro wspólne, o nasze państwo.
Na koniec zadam obowiązkowe pytanie. Dla kogo napisał Pan tę sztukę?
Teatr ma szansę dotrzeć do wszystkich. O Józefie Piłsudskim wie zdecydowana większość społeczeństwa. Oczywiście nie wszyscy, tak jak nie wszyscy wiedzą o istnieniu Jana Pawła II. Jest to sztuka, która przybliża istotny fragment polskiej i europejskiej historii - ważny i niepamiętany fragment polskich dziejów. To sztuka dla wszystkich, bo wszyscy powinniśmy być tym zainteresowani. Wspominanie dziejów narodu jest też nauką przez doświadczenie. Czy to nam się podoba czy nie - zbiorowość bez historii nie ma przyszłości.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/370074-nasz-wywiad-wojciech-tomczyk-o-spektaklu-marszalek-to-sztuka-ktora-przybliza-wazny-i-niepamietany-fragment-polskich-dziejow