Kłamliwe rzeczy, które ukazują się w niemieckich mediach na temat Polski, poprzedzane są politycznym sygnałem. I to płynącym od polityka najwyższej rangi. Z samego świecznika
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Hanna Karp, medioznawca.
wPolityce.pl: Niemiecki Związek Dziennikarzy kilka dni temu uchwalił szokującą rezolucję. Według nich Polska to kraj, w którym łamane jest prawo do wolności prasy i opinii. Szef związku Frank Uberall w wywiadzie porównał sytuację u nas do tego, co działo się w latach trzydziestych w III Rzeszy - cenzura, nazizm. O co tutaj chodzi? W co grają niemieccy dziennikarze?
Dr Hanna Karp: Niestety nasuwa się kilka niepokojących zagadnień. To dzieje się nie pierwszy raz. Mamy do czynienia z recydywą. Od dawna w debacie publicznej pojawia się głos, że z mediami niemieckimi dzieje się coś bardzo złego. To nawet nie chodzi o kłamliwy sposób, w jaki sposób opisują Polskę. Bo jeszcze jest coś nie mniej ważnego… Nasuwa się pytanie, jak Niemcy są traktowani przez swoje własne media? Społeczeństwo niemieckie to ponad osiemdziesiąt parę mln ludzi, którzy żyją w ustawicznym niedoinformowaniu i nie reagują. Co chwila mamy tego przykłady. Casus Nowego Roku w Kolonii jest już passe, to stara historia. Podam coś nowszego. Korespondent polskich mediów publicznych w Niemczech, był niedawno krótko w kraju i w jednej ze stacji radiowych mówił o życiu za Odrą. Zapytał prowadzącego rozmowę czy wie, ile incydentów, związanych z uchodźcami ma miejsce dziennie w Niemczech? I sam odpowiedział: „Około 115”. A o ilu dowiaduje się opinia publiczna dziennie? „O trzech, może czterech” (!)- informował zaskoczonych rozmówców. Ja też byłam zdumiona. Wiedziałam, że jest blokada tych informacji…., że można stracić pracę za mówienie o tym. Ale, nie sądziłam, że sprawy zaszły już tak niebezpiecznie daleko. Tak wielka ilość incydentów i blokowanie informacji o nich, zapewne powoduje duże społeczne napięcie. I nie wiadomo, co jest na końcu tej drogi…Niemcy jako państwo stosują bardzo szczelne filtry informacyjne. Podejrzewam, że wielu z nas, nawet profesjonalnie zajmujących się mediami, nie ma świadomości tego, jaka jest rzeczywista sytuacja.
U nich nie ma wolności słowa, jest embargo na informację, a wszystkie tak straszne rzeczy przypisują nam?
Biję więc na alarm, aby polscy dziennikarze zaczęli się w końcu interesować tym, dzieje się u naszych zachodnich sąsiadów. Trzeba o tym pisać, trzeba tam jeździć i zdawać relacje. Zaś historie i sposób, w jaki sposób opisywana jest Polska mrozi krew, to groteska i absurd. Mrożek! Można byłoby pomyśleć, że dziennikarze – specjaliści od polskich spraw nigdy nie byli Polsce. To jest efekt całkowitej ignorancji albo złej woli! Nie chcą wiedzieć, jaka jest u nas naprawdę sytuacja. Owszem skomplikowana, wymagająca wiedzy na temat naszej historii najnowszej i procesów społeczno-politycznych, jakie u nas zachodzą. Znam niektórych korespondentów, jeszcze z dawnych czasów, gdy jeździli na Żoliborz, słuchać kazań ks. Jerzego Popiełuszki, to byli wówczas inteligentni ludzie… Myślę, że istnieje jakiś wyraźny nakaz polityczny, polityczna poprawność, w niemieckich mediach, która nakazuje właśnie tak, mówić i pisać o tym, co dzieje się obecnie w Polsce.
Najpierw krytykowali nas niemieccy politycy, teraz dołączyli tamtejsi dziennikarze?
Bardzo to wszystko współgra z tym, co powiedziała niedawno minister obrony narodowej Niemiec Ursula von der Leyen w tamtejszej telewizji… Od tego się zaczęło. To był początek. Ja to odbieram jako sygnał ze strony minister, kierowany niemal wprost do niemieckich mediów. I został odebrany… Zaraz po jej wystąpieniu nastąpiła ta straszna kłamliwa, ohydna kanonada oskarżeń, że budujemy w Polsce Trzecią Rzeszę. Analizowałam te historie - ostatnio zwykle występuje ta prawidłowość. Kłamliwe rzeczy, które ukazują się w tamtejszych mediach, poprzedzane są politycznym sygnałem. I to płynącym od polityka najwyższej rangi. Z samego świecznika. W tym wypadku mieliśmy do czynienia z panią minister obrony narodowej.
Na szczęście nasi rodzimi politycy szybko zareagowali…
Reakcja ministra Antoniego Macierewicza była kapitalna, nie do przecenienia. Wykazał się zresztą nie po raz pierwszy świetnym refleksem. Wiem, że minister obrony ma doskonałe wyczucie mediów i dobrze sobie z nimi radzi. Lata redakcyjnej praktyki tu procentują. I chwała mu za to!
Skąd się biorą te ataki?
Niemcy mają wiele własnych problemów wewnętrznych. Choćby koalicja budowana po wyborach… Niemieckie media chcą przekierować uwagę europejskiej opinii publicznej na zewnątrz. Polska od dawna jest wyznaczona na dziecko do bicia. I dostaje regularne lanie od całej Unii. Ale niemieccy medialni spin doktorzy powinni uważać. Żeby nie przeszarżowali. Porównywanie naszej rzeczywistości do tego, co się działo w latach trzydziestych u nich? Miejsce kogoś , kto powtarza takie bzdury jest raczej w domu odosobnienia, a nie w redakcji. Mówimy przecież o profesji dziennikarza, którego głównym zadaniem jest zdobywanie informacji. A nie tak bezczelne fabrykowanie porażających kłamstw.
Co powinni w takiej sytuacji robić polscy dziennikarze? Jak dać odpór tym kłamstwom, jak je prostować?
Sytuacja jest tak niebezpieczna, że może warto w mediach publicznych stworzyć stały program, który by regularnie zajmował się tylko tym. Pokazywał, w jaki sposób Unia Europejska a zwłaszcza Niemcy nas postrzegają. Wyłapywać casusy, zapraszać ekspertów. Krótko, nowocześnie , przytaczając źródła , w ciągu 5 minut można pokazać, jak to wygląda. Podać cytat, kto jest jego autorem. Kim autor jest? Opinia publiczna powinna mieć świadomość tego, co się tam dzieje. Nie musimy nawet wszystkiego komentować, wystarczy pokazywać. Odbiorca też sam myśli i wiele rozumie. Wielu Polaków zna dobrze Niemcy. Gdyby program prowadzony był konsekwentnie, wróciłoby to wszystko jak bumerang do Niemiec. Przy okazji ujawniłoby się przedstawicieli polityki i mediów niemieckich, którzy goszcząc zawodowo w Polsce zajmują się wyłącznie dezinformacją. To samo dzieje się zresztą na naszym gruncie. Podobnie działają nasze niektóre media z niemieckim kapitałem, agencje PR. Takie zagrania nazywają się „uderzeniem od tyłu”. Tym rodzajem technik i taktyk informacyjnych zajmują się zawodowo agencje wywiadowcze i informacyjne. To stała technologia obrzucania błotem, tak by przykryć nim całą rzeczywistość; to rodzaj czarnej propagandy, negatywizmów informacyjnych, stosowanych już przez Goebbelsa. Przypominają się tu jego słowa zanotowane w pierwszym tomie Dzienników, gdy opisywał Pragę i Czechy we wrześniu 1938 roku, które dziś w kontekście polskim stają się niepokojąco aktualne: „Dawać im [Czechom] państwo to czysty absurd. (…) W Pradze prowokacje nie ustają. Im szaleńcze tym lepiej”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Antypolska rezolucja niemieckich dziennikarzy ośmiesza media i obywateli RFN
Rozmawiała Katarzyna Jabłonowska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/366482-nasz-wywiad-hanna-karp-niemieccy-dziennikarze-stosuja-czarna-propagande-taka-sama-jak-kiedys-goebbels