Różnie można oceniać krytykowanie przez Łukasza Warzechę różnych aspektów działalności TVP - firmy, w której współprowadził (czy współprowadzi nadal, bo formalnie mamy do czynienia z zawieszeniem, a nie zwolnieniem) program. Niezależnie jednak od tego jego zniknięcie z anteny (zwłaszcza, jeśli miałoby stać się stanem permanentnym) jest sygnałem alarmującym.
Choć niestety nie zaskakującym. Bo już od dawna w TVP trwają procesy, których wspólnym mianownikiem jest całkowita uniformizacja przekazu. Uniformizacja już nie tylko w sensie krytycznego podejścia do IIIRP i jej elit. Nie tylko nie brania udziału w nagonce na obecny rząd. I nawet nie tylko jego ogólnego wspierania. To już nie wystarczy, jakiekolwiek podejście krytyczne wobec jakiegokolwiek aspektu władzy PiS oznacza grubą krechę. Zaś powtarzanie się tych krech (jak w wypadku Warzechy, publicysty wyrazistego i niepokornego) oznacza rosnące podenerwowanie decydentów, przechodzące w sytuację pt.czekanie na pretekst.
Oznacza to, oczywiście, odpychanie od obozu rządzącego wszystkich tych, którzy choć zgadzają się z nim w większości spraw, to nie zgadzają się z nim w pełni. Tacy „nasi, ale nie we właściwy sposób nasi” drażnią. Niech idą na śmietnik historii, albo do KODu.
Trudno takie postawy określić inaczej niż mianem sekciarskich. A sekciarstwo najczęściej kończy się źle. Nie zawsze od razu, często dopiero po dłuższym czasie. Ale nie znam wyjątku od tej reguły.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/361861-przypadek-warzechy-czyli-mile-zlego-poczatki