Krótki przegląd mediów, tych opozycyjnych i próbujących wytyczać strategię przeciwników PiS jasno dowodzi, że jej ważnym elementem ma być próba zorganizowania skutecznej kampanii bojkotu nowego, uszczelnionego przez procedowaną w Sejmie ustawę, abonamentu RTV. Powszechne stają się wezwania do wyrejestrowywania się z sieci kablowych, i w ogóle poszukiwania wszystkich możliwych kruczków i dróg zachowań, mogących umożliwić nie płacenie na znienawidzoną „reżimową telewizję” (skrótowo często zwaną przez autorów takich wezwań „reżimówką”).
Zarówno obserwatorowi, jak i – zapewne – twórcom tej kampanii przypominają się w tym kontekście czasy „pierwszego PiS”, kiedy to, zupełnie nieoczekiwanie dla rządzących, opozycji udało się zorkiestrować dość powszechny bojkot znowelizowanej wtedy ustawy lustracyjnej, nakładającej obowiązek składania oświadczeń o współpracy lub braku współpracy z SB na całe wielkie kategorie osób, do tej pory tym obowiązkiem nie objętych. Sprawę zakończył wtedy niekorzystny dla władz werdykt Trybunału Konstytucyjnego, ale uprzednia udana i nagłośniona akcja bojkotowa stała się jedną z przyczyn zmiany politycznego nastroju w kraju w niekorzystnym dla partii Jarosława Kaczyńskiego kierunku, i w efekcie przyczyniła do upadku rządu. Można sądzić, że dziś stratedzy z opozycyjnych mediów marzą o powtórce z tego scenariusza.
Nie wiem, czy jest to możliwe. I nastroje są dziś inne, i – przede wszystkim – inna jest skala operacji, dotyczącej teraz nie wyłącznie akademicko-urzędniczo-dziennikarskich elit (jak lustracja w 2006 roku), tylko milionów Polaków. Ich obawa przed państwem i urzędem skarbowym jest większa. Bardzo możliwe więc, że rządowi się w sensie finansowym powiedzie, skala rezygnowania z kablówek będzie niewielka (skądinąd sami kablarze nie zechcą przecież rezygnować z kar wobec klientów wymawiających ich usługi przed terminem upłynięcia umowy, a to skutecznie ograniczy powszechność bojkotu), i powtórki z fiaska lustracji sprzed dekady nie będzie.
Nie znaczy to jednak, że politycznego problemu nie ma. Bo po pierwsze taki obrót wydarzeń, jaki przedstawiłem wyżej, jest moim zdaniem prawdopodobny, ale nie oczywisty, i może być różnie. A po drugie, nawet jeśli mam rację i wezwania do bojkotu abonamentu nie przyniosą sukcesu, to i tak cała operacja może być dla władzy sukcesem zatrutym.
Dlaczego? Dlatego, że zdecydowana większość Polaków przyzwyczaiła się do niepłacenia abonamentu. I nawet jeśli teraz, przestraszona wizją komornika, zacznie go płacić, to łagodnie mówiąc nie będzie dla dotkniętych uszczelnieniem abonamentu miłe. Oczywiście stan dotychczasowy był chorobliwy, korzystanie z mediów publicznych bez partycypowania w ich kosztach było powszechną patologią i nie da się usprawiedliwić. Ale potęga uzusu, zwłaszcza trwającego dwadzieścia czy ponad dwadzieścia lat (spory odsetek niepłacących to już osoby, które nie płaciły abonamentu nigdy) – jest ogromna. Zmuszenie do płacenia zostanie przez wielu odebrane jako gwałt. Niesłusznie? Pewnie niesłusznie, ale zostanie. Nie ma się co obrażać na prawa psychologii społecznej.
Przy czym zauważmy – nie wiem dokładnie jaki wśród niepłacących jest odsetek wyborców PiS i Andrzeja Dudy. Ale w ciemno można założyć, że raczej nie mniejszy, niż wśród ogółu wyborców. Czy więc sprawa abonamentu może mieć skutki, jeśli idzie o popularność władzy i przyszłe zachowania wyborcze jakiejś ich części? Nie sposób uznać tego za nieprawdopodobne.
Otóż po stronie rządzących w ogóle nie dostrzegam refleksji nad tą stroną zagadnienia. Widzę tylko myślenie (skądinąd potrzebne i słuszne), jak szybko i efektywnie pomóc finansowo telewizji publicznej. I o tym, jakich środków trzeba będzie użyć, jeśliby jednak wzrost wpływów z abonamentu po wejściu w życie nowej ustawy nie był tak wielki, jak spodziewany. Nie widzę natomiast refleksji nad możliwymi długofalowymi politycznymi efektami reformy.
Należy żałować, że zajmującym się tą tematyką ludziom nowej władzy nie udało się doprowadzić do przyjęcia innej ustawy, tej wprowadzającej formę powszechnej opłaty za publiczne telewizję i radio, potrącanej automatycznie czy to wraz z opłatą za prąd, czy to z PIT-em. Taka opłata mogłaby być znacząco niższa niż abonament. I przede wszystkim nie niosłaby z sobą drażniącego elementu konieczności comiesięcznego własnoręcznego wpłacania pieniędzy, co czyniłoby to płacenie znacznie mniej odczuwalnym. Najpierw prace nad tym rozwiązaniem ślimaczyły się, a potem konieczność długo trwającej notyfikacji takich rozwiązań w Unii Europejskiej skutecznie skierowała myśli pisowskich strategów w stronę przepisów, procedowanych obecnie w Sejmie (bo wszak TVP trzeba ratować już dziś). A przecież gdyby powszechną opłatę za rtv przyjęto na początku 2016 roku (przy znanych PiS-owskich umiejętnościach zdecydowanego i szybkiego przepychania projektów przez parlament trudno uznać to za niewykonalne) to w tej chwili do upłynięcia najdłuższego z podawanych terminów zaakceptowania notyfikacji przez instytucje unijne byłoby już tylko pół roku…
To już oczywiście płacz nad rozlanym mlekiem. Ale bardzo zdecydowanie radziłbym rządzącym, aby ewentualny sukces obecnie procedowanej ustawy abonamentowej ich nie uśpił. Aby dostrzegli wynikające z niego długofalowe zagrożenie polityczne. I aby niezależnie od doraźnego uszczelnienia abonamentu jak najszybciej uchwalili nową ustawę o powszechnej opłacie audiowizualnej ściąganej z PIT-em. Jak najszybciej, by proces jej notyfikacji w UE mógł się zakończyć przed wyborami 2019 roku. By w dniu wyborów nikt nie musiał już co miesiąc płacić abonamentu.
Jeśli chce się na poważnie myśleć o drugiej kadencji, to warto o tym pamiętać. Na decyzje wyborców spoza żelaznego elektoratu wpływa bowiem naprawdę wiele czynników.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/343746-trzeba-zrobic-wszystko-by-przed-wyborami-2019-roku-nikt-nie-musial-juz-co-miesiac-placic-abonamentu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.