Europejski establishment w euforii. Po sukcesie Partii Ludowej w Holandii, która zablokowała kontestatorów z Partii Wolności, wybory prezydenckie we Francji wygrał Emmanuel Macron, krew z krwi i kość z kości elit francuskich. Jeszcze tylko kolejny sukces odniesie Angela Merkel albo jej konkurent Martin Schultz, co na jedno wychodzi, a spokój zapanuje w Europie i wszystko będzie jak wcześniej, a może i bardziej
— pisze Bronisław Wildstein w swoim felietonie na łamach „wSieci”.
We Francji udała się operacja, którą polski establishment bez skutku usiłował przeprowadzić z Ryszardem Petru. Nieco bardziej ogładzony i wypolerowany Macron nie różni się specjalnie od swojego polskiego odpowiednika, a pomysł na niego był dokładnym powtórzeniem tego, czym miał być lider Nowoczesnej. Wyzbądźmy się kompleksów! Polska to nie żadna prowincja, ale laboratorium nowych rozwiązań i procesów, które później ujawnią się na Zachodzie. Nie w tym samym kształcie i nie w identyczny sposób, ale w zasadzie okazują się tożsame. Dlaczego Francuzi łyknęli Macrona, a Polacy Petru zwrócili? Bądźmy sprawiedliwi, lider En Marche! miał dużo łatwiejsze zadanie. Wspomagany przez wszystkie możliwe ośrodki uwodził Francuzów i występował jako ich jedyny obrońca przed straszną strzygą, Marine Le Pen. Nie musiał w opozycji zmagać się z konkurentem na totalność, a uwiedziony faworami mediów i ośrodków opiniotwórczych pilnować się, aby nie wykorzystać nadarzających się okazji. Ale głębia polityczna i intelektualna obu celofanowych młodzieńców jest zbliżona. Były bankier, urzędnik prezydenta i minister socjalistycznego rządu, rok przed wyborami, gdy notowania Hollande’a nie pozostawiały złudzeń co do jego szans na reelekcję, uniezależnia (?) się i zakłada ugrupowanie, którego nazwę, a także program można by wymienić z Nowoczesną
— czytamy.
Nazwa tej ostatniej jest równie treściwa, co Naprzód! jej francuskiego odpowiednika, a ich programy są identyczne: silna Francja (Polska) w silnej Europie. A poza tym? No chodzi o to, żeby się łączyć, a nie dzielić, żeby razem, a nie osobno, żeby do przodu, a nie do tyłu. Dzielą ci, którzy widzą problemy i nie chcą maszerować, choćby nieco chwiejnie, pod wodzą Junckera i oświeconych przywódców, żeby było tak, jak było. To, kim naprawdę jest Macron, oddaje jego oświadczenie, że nie ma francuskiej kultury, są natomiast zróżnicowane kultury we Francji. To, że ktoś taki mógł wygrać wybory prezydenckie, świadczy o głębokim kryzysie narodu francuskiego. Jeśli bowiem nie ma narodowej kultury, nie ma narodu, a więc i potrzeby państwa, które jest jego emanacją. Pytanie o cywilizacyjną tożsamość jest podstawowe dla współczesnej Europy i całego Zachodu. Dominująca ideologia, która ma kontrkulturowy charakter, robi wszystko, aby tę tożsamość unicestwić. W sposób charakterystyczny, odwracając znaczenia, używa pojęcia tożsamości dla tworzonych ad hoc mniejszości: feministycznej wersji kobiet, homoseksualistów czy dowolnych seksualnych orientacji oraz imigrantów, aby uderzyć nimi w tradycyjną, a więc istniejącą, wspólnotę. Ma ona przestać istnieć rozsadzana tzw. prawami mniejszości, co oznacza koniec demokracji i władzę obecnej oligarchii. Wbrew obowiązującym interpretacjom wybory w USA Trump wygrał nie z powodu ekonomicznej frustracji Amerykanów, ale narastającego u nich poczucia utraty swojego kraju. To były powody sukcesu Fideszu i PiS. Front Narodowy we Francji również odwołuje się do problemu tożsamości. Partia ta nie musi budzić sympatii, gdyż w zwyrodniałym systemie wyrodnieje także opozycja
— pisze Wildstein.
Polacy i Węgrzy są pod tym względem dużo szczęśliwsi. Natomiast radość ze zwycięstwa Macrona winna być miarkowana. Wybrało go 43 proc. uprawnionych do głosowania. To 19 proc. mniej niż w 2002 r. otrzymał Jacques Chirac, rywal ówczesnego kandydata FN, ojca Marine. I to mimo jej fatalnego występu w dyskusji z Macronem. Nawet Francuzi mają już dość status quo. A ponieważ reakcja na ostatnie wybory jeszcze raz dowodzi, że elity kontynentalne nie są w stanie niczego się nauczyć i wierzą, iż wymieniając nazwy i przesuwając figury z drugiego do pierwszego rzędu, mogą wygrywać w nieskończoność, na ścianie nowo otwartego pałacu Komisji Europejskiej w Brukseli coraz wyraźniej widać: „mane, tekel, fares”
— czytamy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/341614-zwazone-policzonewildstein-we-wsieci-we-francji-udala-sie-operacja-ktora-polski-establishment-bez-skutku-usilowal-przeprowadzic-z-petru
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.