Charakterystyczna ciekawostka. Zdominowane przez prywatne telewizje izby gospodarcze wystąpiły do Komisji Europejskiej z wnioskiem o sprawdzenie, czy polski projekt nowej ustawy abonamentowej jest zgodny z prawem unijnym.
A to między innymi dlatego, że ich zdaniem prowadzący sprawę ustawy resort kultury nie dopełnił europejskich obowiązków. Nie notyfikował nowej regulacji instytucjom unijnym. A według izb powinien – bo wprowadza ona ich zdaniem nową pomoc publiczną dla TVP. Zaś na to powinna wyrazić zgodę Bruksela.
Epizod ten zasługuje na odnotowanie nie ze względu na samo działanie izb – prywatne telewizje nie mają przecież żadnego interesu w umocnieniu się telewizji publicznej. Odwrotnie. Więc przeciwdziałają temu umocnieniu, co zresztą robiły od lat. Ciekawy jednak jest podnoszony przez izby argument.
Ciekawy przez zapierającą dech w piersi bezczelność. Bo jest wszak oczywiste, że w projekcie nie ma mowy o żadnej nowej pomocy publicznej, tylko o uszczelnieniu systemu realizowania pomocy od zawsze istniejącej. I trzeba wyjątkowego tupetu, żeby twierdzić inaczej.
Wpisuje się to, oczywiście, w trwającą od niemal 20 lat skuteczną obstrukcję wszelkich pomysłów na urealnienie ściągania abonamentu. Od niemal 20 lat padały one – w Sejmie i poza Sejmem – ofiarą konsekwentnie uprawianego sabotażu. Zawsze wygląda to podobnie. Na papierze wszyscy boleją nad mediami publicznymi i chcą umożliwić odfikcyjnienie ściągania opłat abonamentowych. Tylko jakoś tak jest, że zawsze kiedy pada pomysł wprowadzenia jakiejś konkretnej, zmierzającej do tego celu procedury okazuje się, że ogólnie to świetnie, ale akurat ten pomysł – no nie, niestety jest niemożliwy do realizacji. Bardzo nam przykro. Ale pracujmy dalej.
Potem, po dłuższej nieśpiesznej „pracy”, pojawia się nowy pomysł. I sytuacja powtarza się. Oczywiście wszyscy chcemy wyprowadzić media publiczne z finansowej zapaści, ale akurat ta droga jest błędna. Bardzo nam przykro. Ale pracujmy dalej. Potem… itd., itp.
Wielkie jest bogactwo i wielka jest w związku z tym moc sprawcza telewizji prywatnych.
To pierwsza refleksja. Ale jest i druga: bezczelna, jako się rzekło, argumentacja (jakoby uszczelnienie abonamentu było nową pomocą publiczną) wpisuje się również, jak mi się wydaje, w pewną sytuację psychologiczno-polityczną. Otóż twórcy tej hucpiarskiej koncepcji przypuszczają, sądzę, iż istnieje dobra szansa że Komisja Europejska „kupi ją”, mimo jej jawnej niedorzeczności. Kupi, bo nie lubi obecnej polskiej władzy. I dlatego uzna, że białe jest czarne, a dwa razy dwa to może być pierwiastek z liczby pi. Po prostu tak.
Ciekawe, czy okaże się, że to realistyczne założenie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/336817-nowa-pomoc-publiczna-czyli-granice-hucpy-nie-istnieja