Pan Krzysztof Czabański to urodzony polemista. Brak argumentów zastępuje gładko wycieczkami osobistymi. No cóż, wiadomo podróże kształcą.
W wywiadzie udzielonym naszemu portalowi przewodniczący Rady Mediów Narodowych był uprzejmy poświęcić uwagę mojej skromnej osobie. Potraktowano mnie w pakiecie z redaktorem Stefanem Truszczyńskim. Tak się złożyło, że ośmieliliśmy się skrytykować także na łamach wPolityce.pl działalność pana Czabańskiego. Jak się okazało nasze głosy były całkiem merytorycznie nieuprawnione ponieważ:
„Pan Truszczyński kandydował do Rady Programowej TVP - nie został przez RMN wybrany. Po tym, gdy okazało się, że nie został wybrany, w swoich publikacjach zaczął atakować wszelkie rady, które istnieją w obrębie mediów publicznych. Z kolei pan Makowski, który pochyla się z troską nad stanem mediów publicznych zaprezentował nam swoje możliwości, tworząc w TVP Studio Yayo.”
Przypomniało mi to metody z mediów PRL – u, w których pan Czabański jak sam przyznaje zaczynał przygodę dziennikarską. To jest klasyczne „A u was Murzynów biją!”.
W jednym ma pan stuprocentową rację, nad losem mediów państwowych pochylam się ze szczególną troską, bo w tych czasach, kiedy informacja jest orężem, ich jakość to nasze być albo nie być. I tak za długo milczałem. Ta katastrofa, która przy pana wydatnym udziale ma miejsce w Polskim Radiu, jest także i moją katastrofą, bo związałem się z dobrą zmianą i dlatego nie mogę patrzeć dłużej bezczynnie na chochole tańce w naszych, ponoć mediach.
Krytykując Studio Yayo, nie wiem czy pan sobie zdaje sprawę, że krytykuje pan samego siebie. Ten program wyglądał tak jak wyglądał, bo nie było za co go zrobić. Do dyspozycji, wraz z kolegą, dostaliśmy studio ośrodka warszawskiego przystosowane do emitowania programów informacyjnych. Staliśmy na tle dawnego wystroju WOT (zarys Warszawy) i dorobionej planszy Studio Yayo. Znalazły się jeszcze jakieś dwie zdezelowane mównice i to było wszystko. Wychodziliśmy na korytarz, wstawialiśmy jakieś fotele, czy dla potrzeb nagrania piosenek włączaliśmy, co ciekawe nieużywane przed tym światła studyjne. Program został okrzyknięty paździerzowym właśnie z tego powodu, że wyglądał jak wyglądał z powodu mizerii scenograficznej i realizacyjnej. Mimo tego, już po pierwszym odcinku stał się kultowy. Gdyby znał się pan cokolwiek na mediach, to przyznałby, że to jest sztuka niebywała, żeby po jednym dziesięciominutowym odcinku, nadanym w czasie wakacji w niedzielę w stacji regionalnej, mówiła o nim cała Polska. Gdyby to był zupełnie byle jaki program, wszyscy by machnęli ręką. Ot, jakiś facet robi z siebie głupka, co mnie to obchodzi. W pewnym momencie co druga odsłona w Googlach to było Studio Yayo. W tym programie oprócz yaycowania były też treści. W pierwszym odcinku „Marsz KOD – u”, parodia Adama Michnika i żarty (dosyć dosadne) z Bronisława Komorowskiego i „Bydła na pastwisku”. Takie były założenia, żeby „Gazeta Wyborcza” i jej hejterzy zrobili nam reklamę. I to się udało.
Telewizja marzy o tym, żeby wzbudzać emocje, a ten program te kryteria spełniał. Gdy przestał być emitowany z braku funduszy (anteny robią bokami finansowymi), odnotowały to prawie wszystkie znaczące portale internetowe. Niektóre nawet dały wyraz swojemu zadowoleniu, że nie będzie więcej ataków na KOD.
Ten program był sukcesem i gdyby nie rozgrywki wewnątrz telewizji, można było go zrobić w trochę innej formule i na innej antenie i z pewnością znalazłby widzów. Ku zaskoczeniu samych autorów miał wielu fanów wśród młodych ludzi. Nawet harcerz zgłosił się, żeby wstąpić i dzięki temu zdobył nową sprawność
Co do pana działań, to pomimo obfitych tłumaczeń nie wzbudzają one najmniejszego zaufania. Przecież pan nie ma zielonego pojęcia skąd wziąć prezesa Polskiego Radia i na jakiej drodze go wyłonić. Konkurs niepotrzebny, bo już był, kandydaci z tamtego konkursu się nadają, ale się nie nadają. Poszukamy kogoś spoza nich. „Będzie taki minikonkurs wewnętrzny”. Kompletny kociokwik.
W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedział pan: „Konkurs to była tylko moja fanaberia.”
Chyba jednak dobrze by było, żeby nad mediami czuwał ktoś, kto kieruje się trochę innymi przesłankami niż fanaberie własne.
Na razie to wygląda to tak, jakby Rada Mediów Narodowych pod pana przewodnictwem chciała przebić Studio Yayo.
Zapewniam pana, że o sprawach Polski można myśleć poważnie, nawet będąc autorem „paździerzowego” programu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/328703-nareszcie-sie-wyjasnilo-skad-sie-biora-niepowodzenia-pana-krzysztofa-czabanskiego-to-przez-studio-yayo