Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem, że można mówić takim językiem. I to tylko dlatego, że ma się inne sympatie polityczne. Używać prostackich, obraźliwych słów w stosunku do ludzi, którzy uprawiają ten sam zawód, co rzucający inwektywami.
Być może starają się wykonywać swoje obowiązki dziennikarskie najlepiej jak potrafią. Piszą teksty, nagrywają programy radiowe, biegają z kamerami telewizyjnymi, chcąc pokazać innym obraz świata, jaki widzą. Robią to w dobrej wierze. Oczywiście, mają jakieś obciążenia, jakieś wymogi stawiane im przez szefów, muszą spełnić jakieś oczekiwania.
Słowa, które sam piszę, niby wylewają się spontanicznie, ale też jestem zanurzony w określonym środowisku dziennikarskim, wyznającym określony system wartości, mającym w miarę skrystalizowane poglądy polityczne. Więc ten tekst inny być nie może, bo musiałbym się odżegnać od swoich korzeni.
Niemniej, powtarzam jeszcze raz. Nie rozumiem jak można o innych dziennikarzach, tym razem chodzi niby tylko o kolegów naszego zawodu z telewizji publicznej powiedzieć „brudne, śmierdzące gnidy, firmujące rynsztok, jedzące odchody.” A takimi mało wyszukanymi określeniami wystawili cenzurki swoim kolegom z drugiej strony wykopanego rowu między Polakami, Jakub Wątły i Tomasz Jastrun, autorzy programu „Krzywe Zwierciadło” w telewizji Superstacja.
W oficjalnym oświadczeniu, kierownictwo telewizji publicznej potępiło tę wypowiedź nazywając ją „typowym przykładem mowy nienawiści”. Telewizja też gotowa jest sądzić się Superstacją, uważając, że cudne zwroty te godzą w dobre imię jej dziennikarzy.
Mam nieco odmienne zdanie. Dla mnie nie jest mowa nienawiści. Bo nikogo rozsądnego i robiącego poprawnie, co do niego należy, nie można tymi słowami obrazić. To tylko język skrajnej głupoty autorów. Objawem całkowitego braku szacunku do samych siebie. Tylko człowiek, który sam siebie nie szanuje może wobec innych publicznie wygłaszać takie opinie. Choć nie widzę specjalnie dużej różnicy między wypowiedzią publiczną a prywatną w języku tego rodzaju.
Nie znam pana Jakuba Wątłego, ani jego dziennikarskich dokonań. Jego postawę i zachowanie złożyłbym na karb jego niedoświadczenia dziennikarskiego i życiowego. Wyobrażam sobie, że należy do tej grupy młodych dziennikarzy, który znaleźli się niespodziewanie w studio telewizyjnym i ulegają złudzeniu, iż mogą być sędziami w każdej sprawie. Że zyskali do tego prawo od momentu, kiedy reflektor oświetla ich postać. Nie zauważył, że to światło nad jego głową to nie aureola. On jednak jest przekonany, że sama obecność w studiu, uprawnia go do kierowania, no może nie całym jeszcze, ale całkiem sporą częścią świata. Inaczej mówiąc, w jego postawie widzę raczej skłonność do nieuprawnionej uzurpacji do rozdzielania na około razów przeciwnikom ideologicznym. W sumie jest to raczej biedny człowiek. Ubogi w znaczeniu wyobraźni i umiejętności właściwego określenia swojego miejsca w świecie mediów.
Mógłbym całą tę sprawę wydrwić, jak to robię ostatnio. I to w o wiele bardziej drastycznych i bulwersujących przypadkach niż ten. W gruncie rzeczy to raczej zgrzyt, niż jakiś wielki skandal. Nie mogę jednak tego wyśmiać ze względu na Tomasza Jastruna. Znamy się już kopę lat. Swego czasu pracowaliśmy na jednej uczelni. Znam też dramatyczne przejścia Tomka Jastruna.
Przykry przypadek, który miał miejsce w programie „Krzywe zwierciadło” nie może przekreślić dorobku Tomasza Jastruna jako pisarza i dziennikarza. Nie może być też wystarczającą podstawą do wystawiania mu pomnika głupoty. Po prostu przykro mi, że takiej klasy intelektualista dał się tak łatwo zbałamucić, by autoryzować własnym nazwiskiem takie słowa. Jeśli nawet ich nie wypowiadał sam, to i tak w części wina spada na niego. Bo powinien na taki język zaprotestować. Zwrócić uwagę prowadzącemu z nim program, że posunął się nie o jeden krok za daleko, ale że naruszył granice przyzwoitości. Co więcej, powinien Tomek Jastrun dodać, że nie życzy sobie, aby w jego obecności takie słowa kierować do kogokolwiek, nie tylko do dziennikarzy publicznej telewizji.
I na koniec. Gdyby panów, prowadzących ten program naszły prawdziwe skrupuły i jednocześnie mieli w sobie tyle odwagi, żeby w następnym programie przeprosić za niefortunne, bo wypowiedziane w ferworze nagłych uniesień politycznych słowa, uważałbym sprawę za zamkniętą.
W zestawie taniej! Polecamy „wSklepiku.pl” pakiet 2 książek: „Media. Stan dziś i droga naprawy”. W kolekcji: „Pilnowanie strażników. Etyka dziennikarska w praktyce” oraz „Resortowe dzieci. Media (tom 1)”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/327907-krotka-historia-dziennikarza-superstacji-bogaty-w-najgorsze-slowa-ubogi-w-wyobraznie-nie-zauwazyl-ze-swiatlo-reflektora-nad-jego-glowa-to-nie-aureola