Wojciechowi Orlińskiemu z „GW” poświęcam parę słów, gdyż nieświadomie wyartykułował on coś istotnego na temat siebie samego i wielu swoich kolegów.
Otóż w ostatnim numerze magazynu „Wielki Format” Wyborczej napisał on tekst, na temat… to w zasadzie obojętne, bo chodzi o pewien jego fragment, z treścią zasadniczą nie związany. W tym fragmencie Orliński wyłuszcza powody swojej zasadniczej kulturowej wyższości nad wyborcami PiS, którego to tekstu kluczowa część brzmi:
„Ani wyborca PiS nie przekona mnie do istnienia Układu przez wielkie „U”, ani ja jego, że PiS jest tak samo umoczony jak reszta. Jedno i drugie odwołuje się raczej do psychicznych predyspozycji – skłonności do wiary w paranoiczne spiski (u nich) oraz niewiary w autorytety (u mnie)”.
Tylko że… przecież to strona Orlińskiego przez dekady (zwłaszcza w latach 90., konstytutywnych wciąż dla naszej rzeczywistości) budowała swoją pozycję na Autorytetach (tym razem przez wielkie „A”). To strona, dla której sam pan Orliński marnował megadżule swojej energii opierała się – i póki mogła, lansowała – myślenie, oparte na wierze w owe Autorytety. Skądinąd przez samą siebie stworzone.
A przede wszystkim, i chęć wyartykułowania tego jest powodem, dla której skreślam te parę zdań - to zaakceptowanie tezy o istnieniu Układu wymagało – właśnie – odrzucenia wiary w Autorytety. Albo posiadania mniejszej niż u innych wrodzonej predyspozycji do uznawania takowych.
Nikt, kto nie urodził się wczoraj, nie może tego nie wiedzieć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/323614-i-kto-tu-wierzy-w-autorytety-no-chyba-nie-my