„Oni są przejazdem, wy jesteście u siebie” - to hasło z dzisiejszej pikiety pod radiową Trójką dobrze oddaje istotę sporu o media publiczne. Oto dziennikarze jednego z programów nadawcy publicznego, choć operują na majątku publicznym, są „u siebie”, a cała reszta ludności i wszystkie te mechanizmy wpływu społecznego, wszystkie te wybory, zarządy i poglądy większości Polaków, są nieważne. To tylko chwilowe przerwy w stanie normalności, którym jest akceptacja uwłaszczenia na majątku wspólnym. I - jak uważają - jeszcze kiedyś będzie tak, jak było zawsze, od roku 1982, kiedy ta wspaniała historia niezależności zaczynała się w noc stanu wojennego. Teza ta nie wydaje się budzić niczyjej wątpliwości i nawet dzielny Wojciech Mann wpadł na chwilę na pikietę słuchaczy. Zmęczony nieco, bo prosto z planu zdjęciowego reklam sieci handlowej, co zwykli czynić poświęceni misji publicznej i przywiązani do niezależności dziennikarze III RP, ale szczęśliwy. Nie miał jednak w rękach honorarium za reklamę, ale tylko ciastka upieczone przez redaktorów.
Daleki jestem od wyśmiewania niepokojów dziennikarzy, którzy podnoszą kwestię własnej niezależności. Trudno jednak dostrzec jakikolwiek konkret w tych zarzutach i trudno nie zauważyć, że nikt nie jest w stanie ich nawet wyartykułować. Przesunięcie dwóch serwisantek do innej pracy wydaje się cokolwiek śmiesznym pretekstem w świecie mediów, gdzie codziennie dokonuje się setki takich ruchów. Wydaje się, że lewicowa ekipa ma duży kłopot: oto nikogo nie szykanują, nikogo nie zwalniają z powodów politycznych, nikomu nie blokują prawa obecności na antenie. Jest odwrotnie: wciąż funkcjonuje nieformalna lista osób z prawicy, których nigdy, pod żadnym pozorem na antenę Trójki zaprosić nie można. Można za to de facto szykanować Pawła Lisickiego, który prowadzi na antenie jeden wywiad raz na kilka dni.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Oni są przejazdem, wy jesteście u siebie” - to hasło z dzisiejszej pikiety pod radiową Trójką dobrze oddaje istotę sporu o media publiczne. Oto dziennikarze jednego z programów nadawcy publicznego, choć operują na majątku publicznym, są „u siebie”, a cała reszta ludności i wszystkie te mechanizmy wpływu społecznego, wszystkie te wybory, zarządy i poglądy większości Polaków, są nieważne. To tylko chwilowe przerwy w stanie normalności, którym jest akceptacja uwłaszczenia na majątku wspólnym. I - jak uważają - jeszcze kiedyś będzie tak, jak było zawsze, od roku 1982, kiedy ta wspaniała historia niezależności zaczynała się w noc stanu wojennego. Teza ta nie wydaje się budzić niczyjej wątpliwości i nawet dzielny Wojciech Mann wpadł na chwilę na pikietę słuchaczy. Zmęczony nieco, bo prosto z planu zdjęciowego reklam sieci handlowej, co zwykli czynić poświęceni misji publicznej i przywiązani do niezależności dziennikarze III RP, ale szczęśliwy. Nie miał jednak w rękach honorarium za reklamę, ale tylko ciastka upieczone przez redaktorów.
Daleki jestem od wyśmiewania niepokojów dziennikarzy, którzy podnoszą kwestię własnej niezależności. Trudno jednak dostrzec jakikolwiek konkret w tych zarzutach i trudno nie zauważyć, że nikt nie jest w stanie ich nawet wyartykułować. Przesunięcie dwóch serwisantek do innej pracy wydaje się cokolwiek śmiesznym pretekstem w świecie mediów, gdzie codziennie dokonuje się setki takich ruchów. Wydaje się, że lewicowa ekipa ma duży kłopot: oto nikogo nie szykanują, nikogo nie zwalniają z powodów politycznych, nikomu nie blokują prawa obecności na antenie. Jest odwrotnie: wciąż funkcjonuje nieformalna lista osób z prawicy, których nigdy, pod żadnym pozorem na antenę Trójki zaprosić nie można. Można za to de facto szykanować Pawła Lisickiego, który prowadzi na antenie jeden wywiad raz na kilka dni.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/316210-kto-jest-u-siebie-a-kto-sie-uwlaszczyl-czyli-kilka-zdan-o-radiowej-trojce