Wszystko, co piszemy na wirtualnych łamach „wPolityce”, „Niezależnej”, a pewnie i we „Frondzie” piszemy do siebie. Docieramy tylko do siebie, czytamy samych siebie.
Czytam Mazurka, czasem Zybertowicza (bywa niejasny), Wenzla, Świetlika, sporadycznie Reszczyńskiego, niemal zawsze Karnowskich. Piszemy dla siebie. Bo „wSieci” to nasz wewnętrzny biuletyn konserwatywny. Przekonujemy przekonanych, tych, którzy mogliby takie same teksty napisać. Przecież od lat wołamy, że Wołyń to zbrodnia Ukraińców, że Auschwitz to nie naziści ale Niemcy (przy wybitnym udziale chociażby Litwinów i Łotyszy). Wszak próbujemy wskazać na swoje „smoleńskie wątpliwości” i katyńskie pewności. Dla kogo to wszystko? Dla nas! Piszemy do siebie i sami siebie czytamy! Jeśli w ogóle czytamy. Inni się tym nie przejmują. Rosjanie i Niemcy mają to w nosie. Jakkolwiek to wygląda w sferze dyplomatycznej.
Na drugą stronę nasze argumenty i chociażby najbardziej wysublimowane teksty docierają z rzadka. Najczęściej jako komentarze - pomyje Michnika, który w końcu nareszcie umrze; limit zła wypełnił po brzegi – zadania skończone, można się Lucyferowi meldować. Uważnym czytelnikiem jest Ogórek Michał, ale tylko dlatego aby kontynuować błazeńską funkcję, którą przyjął. Ogórek nie potrafi pisać, potrafi jedynie szydzić. I pewnie tak mu to zostanie. To nie nasz czytelnik. To szerzeń.
W sposób koncertowy mija się z KAŻDĄ prawdą żydowska dziennikarka z amerykańskim obywatelstwem Annie Appelbaum. Jej ostatni tekst dla Washington Post jest napisany dla tych, którzy go przeczytają. To Michnik & Gross w amerykańskim wydaniu, to ich środowiska zachwycą się tym wybitnym pisarstwem.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wszystko, co piszemy na wirtualnych łamach „wPolityce”, „Niezależnej”, a pewnie i we „Frondzie” piszemy do siebie. Docieramy tylko do siebie, czytamy samych siebie.
Czytam Mazurka, czasem Zybertowicza (bywa niejasny), Wenzla, Świetlika, sporadycznie Reszczyńskiego, niemal zawsze Karnowskich. Piszemy dla siebie. Bo „wSieci” to nasz wewnętrzny biuletyn konserwatywny. Przekonujemy przekonanych, tych, którzy mogliby takie same teksty napisać. Przecież od lat wołamy, że Wołyń to zbrodnia Ukraińców, że Auschwitz to nie naziści ale Niemcy (przy wybitnym udziale chociażby Litwinów i Łotyszy). Wszak próbujemy wskazać na swoje „smoleńskie wątpliwości” i katyńskie pewności. Dla kogo to wszystko? Dla nas! Piszemy do siebie i sami siebie czytamy! Jeśli w ogóle czytamy. Inni się tym nie przejmują. Rosjanie i Niemcy mają to w nosie. Jakkolwiek to wygląda w sferze dyplomatycznej.
Na drugą stronę nasze argumenty i chociażby najbardziej wysublimowane teksty docierają z rzadka. Najczęściej jako komentarze - pomyje Michnika, który w końcu nareszcie umrze; limit zła wypełnił po brzegi – zadania skończone, można się Lucyferowi meldować. Uważnym czytelnikiem jest Ogórek Michał, ale tylko dlatego aby kontynuować błazeńską funkcję, którą przyjął. Ogórek nie potrafi pisać, potrafi jedynie szydzić. I pewnie tak mu to zostanie. To nie nasz czytelnik. To szerzeń.
W sposób koncertowy mija się z KAŻDĄ prawdą żydowska dziennikarka z amerykańskim obywatelstwem Annie Appelbaum. Jej ostatni tekst dla Washington Post jest napisany dla tych, którzy go przeczytają. To Michnik & Gross w amerykańskim wydaniu, to ich środowiska zachwycą się tym wybitnym pisarstwem.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/309041-dla-kogo-piszemy-dla-siebie-do-siebie-i-niewielki-procent-spoza-naszej-druzyny-nas-czyta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.