Jerzy Sosnowski i porucznik Smith. To nie zwolnienia za poglądy – to po prostu oczyszczanie sytuacji w tej czy innej redakcji

fot. YouTube
fot. YouTube

Proszę sobie wyobrazić, że potężny okręt wojenny obejmuje nowy kapitan, który przyprowadza ze sobą nową kadrę najbliższych współpracowników. Załoga nie jest może szczęśliwa – za poprzedniego kapitana wielu oficerom i podoficerom było całkiem wygodnie – albo jakoś powoli godziłaby się z sytuacją, gdyby nie porucznik Smith. Smith jest specjalistą od operacji desantowych, a z poprzednim kapitanem był w stosunkach bardzo zażyłych. Nowego kontestuje od początku.

Nowy kapitan nie miał nic przeciwko temu, że Smith ma swoje zdanie podczas planowania operacji. Na naradzie jest właśnie czas na to, żeby przedyskutować różne warianty. Smith zawsze przedstawia propozycje inne niż kapitana, ale wolno mu – przecież i tak ostatnie słowo ma dowódca.

Tylko że Smith na tym nie poprzestaje. Kiedy zapadają decyzje niezgodne z jego propozycjami – a nawet gdy zapadają w dużej mierze zgodne – on zaczyna akcję dywersyjną. Polecenia kapitana przekazuje swoim podwładnym z opóźnieniem albo nie przekazuje w ogóle, przekonuje marynarzy, że kapitan w ogóle o nich nie dba i że powinni to zgłosić do organów kontrolnych, namawia ich, aby z powodów etycznych odmawiali wykonywania rozkazów – jednym słowem jest rozsadnikiem problemów i regularnym sabotażystą. Ilu kapitanów trzymałoby takiego Smitha na pokładzie, nawet gdyby był niezwykle zdolnym oficerem? Otóż – żaden. Bo żaden kapitan nie może sobie pozwolić na tolerowanie w załodze człowieka, który tę załogę rozkłada od środka, paraliżuje jej działanie i w kluczowym momencie może doprowadzić do tego, że okręt stanie się bezbronny. Wszystko w imię walki ze znienawidzonym kapitanem.

Ta opowiastka przyszła mi do głowy, gdy dwoje moich bardzo przeze mnie lubianych i szanowanych kolegów – Igor Janke oraz Agnieszka Romaszewska – skrytykowało zwolnienie z pracy w Trójce Jerzego Sosnowskiego. A odnosić się może także do wcześniejszego zwolnienia z TVP Info dwóch wydawczyń. W mediach zmiany od momentu uchwalenia „małej” ustawy medialnej były różne – w większości oceniam je dobrze. Żeby jednak pokazać, na czym polega różnica pomiędzy przypadkiem Sosnowskiego (zasadnym) a przypadkiem moim zdaniem bezzasadnym, wspomnę Marcina Zaborskiego, który przez byłą już szefową Trójki został odsunięty od prowadzenia porannych rozmów z politykami. Zaborski zawsze był profesjonalny, rozmówców traktował jednakowo i jednakowo stanowczo domagał się odpowiedzi na zadawane pytania, a na dodatek był zwykle dobrze przygotowany do wywiadów. Co ważne, nie robił z siebie za kulisami męczennika ani nie chciał uchodzić za gniazdo oporu wobec nowej władzy.

Tłumaczenie, że jest zbyt mało doświadczony, aby prowadzić poranne rozmowy, było kiepskie. Szczególnie że w tym samym dokładnie czasie w Jedynce najważniejszą poranną rozmowę polityczną dostał dziennikarz znacznie mniej doświadczony, słabszy warsztatowo i zdecydowanie mniej przezroczysty gdy idzie o poglądy niż Zaborski.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych