„Widzicie? Dziś mam na sobie białe majtki! – wołał rozpinając się w biegu były celebryta do ekipy telewizyjnej, która w filmie Woody Allena straciła nagle dla niego zainteresowanie na rzecz nowej „znanej” osoby. Celebryta, jak wiadomo, to ktoś znany z tego, że jest znany. No, przynajmniej BYŁ znany.
A co ma zrobić circa 40 proc. a może i połowa populacji, które nie były znane i nigdy znane być nie miały? Których nie tylko telewizje nie pokazywały, potrzeby ich lekceważyły, ale zatrzymywały nawet zwykłe informacje o świecie, o możliwościach rozwiązań i o błędach władzy, nawet tak grubych jak zaniedbania, nasuwające myśl o fałszowaniu wyborów? Ośmieszając i odczłowieczając tych, co widzieli inne niż posłuszny władzy mainstream problemy i inne, lepsze w ich mniemaniu pomysły na ich rozwiązanie? Współpracując z zamierzeniami polityków, pragnących „przeorać świadomość”, ba, stworzyć nowe społeczeństwo i całkiem nowego człowieka, bez liczenia się z ludźmi?
Co robić? Posłusznie siedzieć w niszy, naturalnie, i godzić się na wszystko, bo prawo do istnienia w świadomości publicznej mają tylko inni. Siedzieć w niszy razem z dziennikarzami i mediami, które chciałyby uczciwie informować i działać na rzecz społecznych potrzeb, sięgając do otwarcie zamilczanych tematów, pokazania zamazywanej rzeczywistości i kontrolowania władzy. O to zawsze trudno, ale można, ale tego nie można się spodziewać od trwale zblatowanych z władzą i zależnych od niej.
Pisałam już, podobnie jak moi koledzy, że istnienie „drugiego obiegu” prasy i telewizji, to wielki sukces ludzi zdeterminowanych, gotowych do darmowego wysiłku, bez większej nadziei na zmianę. I wielkie, niespotykane właściwie w krajach europejskich, a na pewno Unii Europejskiej, oskarżenie poprzednich rządów.
Popatrzcie, jakie te dawne władze, władzuchny z nadzieją na rządzenie zawsze, jakie jednak wrażliwe są na wszelkie niedoskonałości. Dwa tygodnie ledwie minęły od zmian w telewizji i radiu, by już „rady programowe” zasiadły do liczenia informacji, wytykania każdego potknięcia itd. i wzniosły okrzyki, że przekłamanie, bo nowe tematy się pojawiły, że manipulacja, bo o czymś mówiło się za długo, że dworskość, bo prezydenta Dudę wyprowadzono z cienia! Belki w swoim oku nie widziały, trawkę w oku cudzym widzą bardzo dokładnie. Dodać należy, że „rada”,komenderowana przez posłankę szczęśliwie nie-rządzącej już partii, podjęła monitoringi i stosowne uchwały krytyczne nie informując o tych projektach kilku swoich członków, doproszonych tam łaskawie z „niszy”. Bo gdyby dać im głos, upadła by jednomyślność uchwał, wszystko nie wyglądałoby już aż tak pięknie i jednoznacznie.
Tak, ludzie, którzy nie reagowali na nagłą, poza kadencją, podmiankę składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wkrótce po katastrofie smoleńskiej, na kilkakrotne wyrzucanie całych grup dziennikarzy z pracy w mediach publicznych, na inwigilację mediów i najścia na redakcje, na aresztowania osób, relacjonujących skandaliczne wydarzenia w Państwowej Komisji Wyborczej po wyborach samorządowych, łącznie z fotoreporterem PAP – nagle ci ludzie przejrzeli na oczy i uszy, i razi ich niezmiernie podanie tej czy innej informacji w „Wiadomościach”! Nie reagowali także na wszelkie posunięcia władz PO-PSL, dążących jawnie do upadku mediów publicznych.
Nie będę usprawiedliwiać potknięć, tylko dlatego, że robią je ludzie, powołani za nowej władzy. Niech pracują jak najlepiej, sama jestem zwolenniczką i działam w kierunku powołania instytucji monitorującej media publiczne. Znaj jednak proporcję, mocium panie. Dzisiejsze krzyki o jakąś wiadomość, kto wie zresztą, w jakim trybie podaną, bo szczerze mówiąc, nie sami przyjaciele prawdy i bezstronności pozostali w radiu i telewizji ze starych ekip, otóż te dzisiejsze krzyki byłyby znacznie bardziej przekonywające, gdyby nie to, że wydają je ci, co milczeli w poprzednim czasie jak zaklęci w sprawach wielkiej wagi.
Jak wielkiej, zrozumieli dopiero ostatnio w zarządach europejskich organizacjach dziennikarskich podczas wizyt szefostwa polskich mediów publicznych. Nie dowierzali, zrozumieć ani pojąć tego nie mogli. To dobrze, że wreszcie to do nich dotarło, może przestaną wydawać ex ante uchwały o „zaniepokojeniu” sytuacją mediów w Polsce, brakiem demokracji, ograniczeniami itd.
Mam nadzieję, że przemyślą sprawę do końca. Idą być może ciężkie czasy; dla niektórych, np. w Niemczech, już nadeszły. Dziennikarze niemieccy nie informowali o skandalicznym postępowaniu policji w Kolonii podczas Sylwestra, dla dobra władz państwowych plątali się potem w wytłumaczeniach, dlaczego kryli nieudolność władz i opresję swoich obywateli. Kto z dziennikarzy i polityków nie zrozumie, że prasa musi być maksymalnie wolna i niezależna od władzy (wiadomo, nie będzie całkiem wolna, ideałów nie ma), ten będzie miał drugie obiegi, podziemie wydawnicze i w perspektywie wielki obciach, jakiego doczekała się Platforma z przystawkami.
I potem będzie płakał, jak w Polsce, że wraz ze zmiana władzy znikły lukratywne kontrakty i jedynie słuszna wersja rzeczywistości.
Tak, należy uważać, „tej strony” też to może dotyczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/279993-prawo-wyjscia-z-niszy-ida-byc-moze-ciezkie-czasy-dla-niektorych
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.