Dziennikarz nie powinien przepisywać kryminałów, ale to nie zapożyczenia stanowią clou książki Wojciecha Sumlińskiego

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. YouTube
Fot. YouTube

”Sumliński plagiator”, „Sumliński dopuścił się plagiatu” - takie komentarze posypały się w sieci po publikacji „Newsweeka” wytykającej autorowi bestsellerowej książki „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” kopiowanie fragmentów znanych powieści kryminalnych.

Rzeczywiście, fragmenty przytoczone przez „Newsweek”, jak i cytaty podrzucone przez blogerów budzą duży niesmak. Osoby, które podziwiają pokaźny dorobek Wojciecha Sumlińskiego mogą poczuć zażenowanie. Momentami można odnieść wrażenie, że dziennikarz jedynie podstawiał odpowiednie słowa do zapożyczonych fragmentów.

Sam zainteresowany przeprosił na antenie Radia Wnet osoby, które mogły poczuć się dotknięte, ale przypomniał jednocześnie, że na spotkaniach autorskich podkreślał, że inspirował się literaturą kryminalną. Niestety w książce zabrakło choćby krótkiego komunikatu wyjaśniającego, że Sumliński zastosował zapożyczenia, które stanowią stosunkowo mały fragment, jeśli weźmiemy pod uwagą całokształt.

Autor „Niebezpiecznych związków Bronisława Komorowskiego” lubi bowiem takie odniesienia. Pamiętam, że nawet w wielogodzinnej rozmowie ze mną często stosował nawiązania do filmów, seriali, książek. Najwyraźniej własne przeżycia kojarzą mu się ze scenami, jakie zna z kultury popularnej. Podobny mechanizm mógł zadziałać również w tym przypadku.

W całej sytuacji najbardziej groteskowe jest jednak to, że za lustrowanie Sumlińskiego wzięli się ludzie, którzy sami mają na sumieniu niejeden grzech i to bynajmniej nie pisarski, lecz dziennikarski.

Czytaj więcej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych