Nie mam pretensji do Tomasza Lisa o jego poglądy i sympatie polityczne, ma do nich prawo. Mam uzasadnione pretensje o jego postawę „na wizji”, o „włazidupstwo” właśnie, prezentowane wobec jednej politycznej opcji. Lis jest bez wątpienia utalentowanym dziennikarzem i profesjonalistą. Inteligencji mu nie brakuje. Musi zdawać sobie sprawę z tego, że wchodząc do studia telewizji publicznej powinien zapomnieć o własnych zapatrywaniach politycznych, gdyż występuje niejako w roli męża społecznego zaufania, a nie partii, z którą sympatyzuje, że jego zadaniem nie jest pudrowanie słabości i krętactw władzy, lecz ich obnażanie, bez względu na polityczne konotacje uczestników jego programu.
Muszę przyznać, że od dawna z ubolewaniem obserwuję upadek dziennikarskiej profesji, w którym najcięższym grzechem jest utrata społecznego zaufania. Do naszego zawodu trafili ludzie, którzy pomylili jego misyjność z rzecznictwem partii. Ujadanie na antenie pewnej rozgłośni, którego byłem mimowolnym słuchaczem, jadąc samochodem przez pewne województwo, dowodzi, że proces oczyszczania musi być przeprowadzony w dogłębny sposób.
Nie da się ukryć, media publiczne wymagają deratyzacji, jednak nadrzędnym zadaniem jest sformułowanie i wdrożenie zmian strukturalnych w Polski Radiu i TVP. Media publiczne nie mogą być spacyfikowane przez dziennikarskich rzeczników nowej władzy, jak uczy doświadczenie, pokusa dla każdej partii jest w tym względzie wielka. Główną bolączką polskich mediów publicznych jest to, że nie pełnią służebnej roli wobec społeczeństwa lecz wobec władzy. Przy absolutnie niezbędnej przebudowie TVP i PR można posłużyć się modelem zza Odry, który dobrze sprawdza się w praktyce. W Niemczech pieczę nad mediami publicznymi sprawują gremia, w których zasiadają reprezentanci najważniejszych partii, różnorakich instytucji, także pozarządowych, stowarzyszeń i związków zawodowych, kościołów, wydawców, organizacji dziennikarskich, przedstawicieli świata kultury i sztuki, sportu itd. - słowem: „reprezentanci szerokiego przekroju społecznego”. Dla przykładu, Rada telewizji ZDF liczy 77 osób. W naszym wydaniu można by ją pomniejszyć o liczbę reprezentowanych w niej szesnastu krajów związkowych.
Nie chodzi zatem o „skok na media”, ani o personalną czystkę w etycznie skundlonej Telewizji Polskiej i w Polskim Radiu, czego dowody widoczne są i słyszalne każdego dnia, lecz przede wszystkim o ustanowienie nowych zasad ich funkcjonowania. Takich, aby nie było w nich miejsca ani na „włazidupskie standardy” wobec PO, ani „pisolubne”, ani żadne inne. Proste i wykonalne, choć z pewnością nie obejdzie się bez zgrzytania zębami i lamentu tych, którzy w dotychczasowej formie monopartyjnej propagandy czuli się jak pączki w maśle…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie mam pretensji do Tomasza Lisa o jego poglądy i sympatie polityczne, ma do nich prawo. Mam uzasadnione pretensje o jego postawę „na wizji”, o „włazidupstwo” właśnie, prezentowane wobec jednej politycznej opcji. Lis jest bez wątpienia utalentowanym dziennikarzem i profesjonalistą. Inteligencji mu nie brakuje. Musi zdawać sobie sprawę z tego, że wchodząc do studia telewizji publicznej powinien zapomnieć o własnych zapatrywaniach politycznych, gdyż występuje niejako w roli męża społecznego zaufania, a nie partii, z którą sympatyzuje, że jego zadaniem nie jest pudrowanie słabości i krętactw władzy, lecz ich obnażanie, bez względu na polityczne konotacje uczestników jego programu.
Muszę przyznać, że od dawna z ubolewaniem obserwuję upadek dziennikarskiej profesji, w którym najcięższym grzechem jest utrata społecznego zaufania. Do naszego zawodu trafili ludzie, którzy pomylili jego misyjność z rzecznictwem partii. Ujadanie na antenie pewnej rozgłośni, którego byłem mimowolnym słuchaczem, jadąc samochodem przez pewne województwo, dowodzi, że proces oczyszczania musi być przeprowadzony w dogłębny sposób.
Nie da się ukryć, media publiczne wymagają deratyzacji, jednak nadrzędnym zadaniem jest sformułowanie i wdrożenie zmian strukturalnych w Polski Radiu i TVP. Media publiczne nie mogą być spacyfikowane przez dziennikarskich rzeczników nowej władzy, jak uczy doświadczenie, pokusa dla każdej partii jest w tym względzie wielka. Główną bolączką polskich mediów publicznych jest to, że nie pełnią służebnej roli wobec społeczeństwa lecz wobec władzy. Przy absolutnie niezbędnej przebudowie TVP i PR można posłużyć się modelem zza Odry, który dobrze sprawdza się w praktyce. W Niemczech pieczę nad mediami publicznymi sprawują gremia, w których zasiadają reprezentanci najważniejszych partii, różnorakich instytucji, także pozarządowych, stowarzyszeń i związków zawodowych, kościołów, wydawców, organizacji dziennikarskich, przedstawicieli świata kultury i sztuki, sportu itd. - słowem: „reprezentanci szerokiego przekroju społecznego”. Dla przykładu, Rada telewizji ZDF liczy 77 osób. W naszym wydaniu można by ją pomniejszyć o liczbę reprezentowanych w niej szesnastu krajów związkowych.
Nie chodzi zatem o „skok na media”, ani o personalną czystkę w etycznie skundlonej Telewizji Polskiej i w Polskim Radiu, czego dowody widoczne są i słyszalne każdego dnia, lecz przede wszystkim o ustanowienie nowych zasad ich funkcjonowania. Takich, aby nie było w nich miejsca ani na „włazidupskie standardy” wobec PO, ani „pisolubne”, ani żadne inne. Proste i wykonalne, choć z pewnością nie obejdzie się bez zgrzytania zębami i lamentu tych, którzy w dotychczasowej formie monopartyjnej propagandy czuli się jak pączki w maśle…
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/270289-paczki-w-masle-jesli-tomasz-lis-mowi-o-wlazidupskich-standardach-dziennikarzy-to-z-pewnoscia-wie-o-czym-mowi?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.