Jeszcze nie dojrzałem do skomentowania tego co zdarzyło się w ostatnią niedzielę, zwłaszcza że paru rzeczy – piszę to przed konferencją PKW – jeszcze nie wiemy. Więc zamiast bombastycznej analizy, drobna uwaga.
Tylko zerkam na program Tomasza Lisa, głównie sprawdzam listę obecności. Ma konkurencję w postaci wybitnych seriali na innych kanałach, a sam dawno stracił choć pozory opiniotwórczości. To znaczy jest tak opiniotwórczy jak programy Wandy Odolskiej latach 50. – starsze pokolenie będzie wiedziało o co mi chodzi, młodsze sprawdzi w wikipedii.
Jeśli pierwszy powyborczy program mnie cokolwiek intryguje, to nie z powodu tego, co w nim powiedziano. Z dwóch innych przyczyn.
Po pierwsze, pomysł aby w dzień po wyborach, w których ponad 50 procent Polaków odrzuciła medialną przemoc liberalno-lewicowych elit, dyskutować najpierw z Aleksandrem Kwaśniewskim, a potem z Aleksandrem Smolarem, Agatą Bielik-Robson i Sławomirem Sierakowskim jest oczywistą prowokacją. Lis pokazuje tej ponad połowie, że media publiczne nie należą do nich wcale, po to by za chwilę prezentować się jako ofiara prawicowej „czystki” i „zawłaszczania mediów” przez nową władzę.
Temu szantażowi nie można ulec nawet przez chwilę. Czym prędzej Lis zostanie z telewizji publicznej wykurzony, tym szybciej będziemy mieli do czynienia z początkiem normalności. Inna sprawa, kto ma go zastąpić. Jak mają media publiczne wyglądać. O tym być może już wkrótce będę z PiS dyskutować, spierać się. Ale to stać się musi. To minimum.
To jednak truizm. Ważniejszy jest dla mnie punkt drugi.
W piątek przed wyborami dyskutowałem w RVP Info ze Sławomirem Sierakowskim. Ciągle mam resztki złudzeń, że przynamniej miewa on przebłyski autentyczności, że serio mówi o społecznej wrażliwości, że prezentuje coś czy kogoś więcej niż zblazowany, przekonany o własnej wyższości establishment.
Czy jednak jest przejawem jakiejkolwiek wrażliwości udział w spektaklu, kiedy to w ukradzionej części Polaków publicznej telewizji o wyborach, poglądach i aspiracjach ponad połowy społeczeństwa debatuje się w taki sposób, jakby się nachylało nad odruchami jakichś insektów – odpychających, obcych. Jakby się tę zbiorowość obserwowało pod jakimś słojem.
Czy nie należałoby choćby spytać, dlaczego choć dla pozoru nie zaproszono jakiekolwiek reprezentanta tek zbiorowości? Choćby takiego nie całkiem uprawomocnionego, trochę lewego.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeszcze nie dojrzałem do skomentowania tego co zdarzyło się w ostatnią niedzielę, zwłaszcza że paru rzeczy – piszę to przed konferencją PKW – jeszcze nie wiemy. Więc zamiast bombastycznej analizy, drobna uwaga.
Tylko zerkam na program Tomasza Lisa, głównie sprawdzam listę obecności. Ma konkurencję w postaci wybitnych seriali na innych kanałach, a sam dawno stracił choć pozory opiniotwórczości. To znaczy jest tak opiniotwórczy jak programy Wandy Odolskiej latach 50. – starsze pokolenie będzie wiedziało o co mi chodzi, młodsze sprawdzi w wikipedii.
Jeśli pierwszy powyborczy program mnie cokolwiek intryguje, to nie z powodu tego, co w nim powiedziano. Z dwóch innych przyczyn.
Po pierwsze, pomysł aby w dzień po wyborach, w których ponad 50 procent Polaków odrzuciła medialną przemoc liberalno-lewicowych elit, dyskutować najpierw z Aleksandrem Kwaśniewskim, a potem z Aleksandrem Smolarem, Agatą Bielik-Robson i Sławomirem Sierakowskim jest oczywistą prowokacją. Lis pokazuje tej ponad połowie, że media publiczne nie należą do nich wcale, po to by za chwilę prezentować się jako ofiara prawicowej „czystki” i „zawłaszczania mediów” przez nową władzę.
Temu szantażowi nie można ulec nawet przez chwilę. Czym prędzej Lis zostanie z telewizji publicznej wykurzony, tym szybciej będziemy mieli do czynienia z początkiem normalności. Inna sprawa, kto ma go zastąpić. Jak mają media publiczne wyglądać. O tym być może już wkrótce będę z PiS dyskutować, spierać się. Ale to stać się musi. To minimum.
To jednak truizm. Ważniejszy jest dla mnie punkt drugi.
W piątek przed wyborami dyskutowałem w RVP Info ze Sławomirem Sierakowskim. Ciągle mam resztki złudzeń, że przynamniej miewa on przebłyski autentyczności, że serio mówi o społecznej wrażliwości, że prezentuje coś czy kogoś więcej niż zblazowany, przekonany o własnej wyższości establishment.
Czy jednak jest przejawem jakiejkolwiek wrażliwości udział w spektaklu, kiedy to w ukradzionej części Polaków publicznej telewizji o wyborach, poglądach i aspiracjach ponad połowy społeczeństwa debatuje się w taki sposób, jakby się nachylało nad odruchami jakichś insektów – odpychających, obcych. Jakby się tę zbiorowość obserwowało pod jakimś słojem.
Czy nie należałoby choćby spytać, dlaczego choć dla pozoru nie zaproszono jakiekolwiek reprezentanta tek zbiorowości? Choćby takiego nie całkiem uprawomocnionego, trochę lewego.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/269786-tomasz-lis-prowokuje-ulegnij-prawico-tej-akurat-prowokacji?strona=1