Cytaty albo Michtrix

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Niedobrym nawykiem naszego życia publicznego jest nierozróżnianie kłamania od mówienia nieprawdy. Często zarzuca się innym osobom, zwłaszcza zaś przeciwnikom politycznym, kłamstwo. Robi się to od ręki, choć często dowód mamy tylko na mówienie nieprawdy lub na niedbałe obchodzenie się z informacjami.

Gdy ktoś publicznie woła: „Jesteś złodziej!” i jest całym sercem przekonany, że zawołany złodziejem jest — kłamstwa nie ma. Kłamie tylko wtedy, gdy tak woła, chociaż jest przekonany, że druga osoba nic nie ukradła.

Dwie panie po imieniu

To, że panie są po imieniu, jest ważne — ale o tym na końcu. W poniedziałek 14 września 2015 r. red. Dominika Wielowieyska do programu w Radiu TOK FM zaprosiła Joannę Lichocką, dziennikarkę „Gazety Polskiej” i TV Republika, która w wyborach do Sejmu kandyduje z listy PiS (od razu dodam, że — mimo starań — na pełną bezstronność mojej relacji nie ma co liczyć, gdyż jedną z pań lubię bardziej). Rozmowa była dynamiczna, choć z przerwami na szukanie (bez efektów) cytatów. Cytaty miały udokumentować tezy Wielowieyskiej, które Lichocka kwestionowała. Iskrzyło tak, że Lichocka zagroziła nawet opuszczeniem studia, ale nie wyszła, gdy Wielowieyska powiedziała: „Proszę cię, żebyś jednak została…”.

Piętnujący wpis

Niebawem na portalu wPolityce.pl ukazał się wpis zatytułowany: „Bardzo charakterystyczna awantura. Jak Wielowieyska manipulacją próbowała zniszczyć Lichocką”. Czytamy, że rozmowa ukazała „metody propagandowe stosowane na Czerskiej: przekłamania, manipulacje cytatami, redukcję każdej krytyki ad hitlerum’”. Wpis — na szczęście obszernie cytujący rozmowę — kończą słowa: „Przyznajmy jednak, że fakt, iż możliwy jest proponowany przez nią [red. Wielowieyską] żenujący standard rozmowy, oparty na kłamstwach i mamanipulacji, bardzo dużo mówi o polskich mediach”.

Sądzę, że to komentarz niesprawiedliwy. Jego autor wykluczył, że Wielowieyska zarzucająca Lichockiej, iż popiera krytykowanie przeciwników politycznych ze względu na ich semickie pochodzenie, działała w dobrej wierze. Myślę, że jest inaczej.

W mojej ocenie w pewien sposób i Wielowieyska, i autor wpisu na portalu wPolityce.pl (podpisany jako „Media Watch”) padli ofiarą podobnego mechanizmu psychologicznego.

Dużo by o tym pisać, ale wystarczy powiedzieć, że nasze umysły podlegają mechanizmowi tzw. skąpca poznawczego. Gdy tylko możemy, w naszym myśleniu staramy się iść na skróty, by jak najszybciej poradzić sobie z problemem i przeskoczyć do (często błędnego) rozwiązania.

Wielowieyska najwyraźniej uważa, że Lichocka (i część jej środowiska ideowego) to w gruncie rzeczy antysemici. Z kolei autor wpisu na portalu jest przekonany, że środowisko „Gazety Wyborczej” to zawodowi manipulatorzy. Sądzę, że, istotnie, po obu stronach istnieją osoby, które są — to antysemitami, to manipulatorami. Ale w tym konkretnym sporze żadna ze stron nie udowodniła swoich zarzutów.

Problem jest ogólniejszy, a jego sedno polega na tym, że dzisiaj my, Polacy interesujący się sprawami publicznymi, bardzo często jesteśmy więźniami dwóch stereotypów.

Nasz stereotyp mówi: oni (mainstream etc.) kłamią i manipulują; w dodatku niektórzy to zdrajcy. Ich stereotyp mówi: oni (tj. my) to co najmniej oszołomy i fanatycy; w dodatku niektórzy to antysemici.

Wiedza bez wiedzy

Jak stereotyp ten działa, pokazała Wielowieyska na Twitterze z 16 września:

Promowanie przez J. Lichocką książki »Resortowe dzieci« to promowanie antysemickich klisz i zwykłego ścieku”.

Od razu wpisałem:

Pani red. @DWielowieyska dołączam się do prośby @lkwarzecha o wskazanie konkretnych cytatów »Resortowych dzieci« z antysemickimi kliszami”.

Jedyna względnie rzeczowa odpowiedź, jaką czytelnicy TT otrzymali, to:

Przytoczę ocenę Mazurka »I tylko przypadkiem jaramy się, gdy znajdziemy komuś papę w MO czy żydowskie nazwisko dziadka?«”.

Cytaty z „Resortowych”, które dokumentowałyby tak poważny zarzut, nie pojawiły się do dziś…

Doświadczonej dziennikarce wystarczyła rzucona mimochodem ocena publicysty. Wielowieyska „zbrodniczej” książki najwyraźniej nie czytała. Jest jednak święcie przekonana, że „Resortowe” zawierają antysemickie klisze. Jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż się to wydaje. Dlatego bardzo dobrze, że obie panie, ostro spierając się, nadal są po imieniu.

Felieton opublikowany w tygodniku „wSieci” (38/2015)

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych