Dziennikarskie standardy „Wyborczej”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Będzie pro domo sua, ale wyłącznie w celu zademonstrowania standardów jakie obowiązują w „Wyborczej”. Niby wszyscy wiemy więc przeczytajmy.

Okazuje się, że klub radnych PiS w Warszawie chce zaproponować mi tytuł honorowego obywatela Warszawy. Czy zgodzi się większość potrzebna w samorządzie? Jeszcze nie wiadomo. Sprawie „Wyborcza” poświęciła artykulik, wzbogacony o mój specyficzny życiorys, który pozwolę sobie w paru miejscach skomentować:

„63-letni Wildstein był w czasach PRL opozycjonistą: współpracował z KOR, był jednym z założycieli NZS w Krakowie. Był przyjacielem Stanisława Pyjasa, studenta i działacza opozycyjnego, który w latach 70. zginął najprawdopodobniej w wyniku pobicia przez SB. Po 1989 r. został dziennikarzem, współpracował przez jakiś czas z „Gazetą Wyborczą”, a potem m.in. z „Rzeczpospolitą” i „Wprost”.”

Nie ma o wielu rzeczach m.in. o tym, że byłem współzałożycielem Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie w 1977 roku, który zapoczątkował tego typu inicjatywy w innych miastach akademickich, ani, że działałem przy tworzeniu Solidarności.

W latach 70. byłem współtwórcą, redaktorem i autorem pierwszego ogólnopolskiego pisma podziemnego „Indeks”, krakowskiego pisma „Sygnał”, a także biuletynu NZS. Zatrzymany przez stan wojenny na emigracji byłem współtwórcą i redaktorem naczelnym miesięcznika „Kontakt”, korespondentem RWE z Paryża, a moje teksty publikowane w prasie emigracyjnej przedrukowywane były przez pisma podziemne. „Wyborcza”, pisze że „został(em) dziennikarzem w 1989 roku”. Ciekawe.

„Głośno o nim zrobiło się w 2005 r., kiedy upublicznił tzw. listę Wildsteina: wyniesiony z Instytutu Pamięci Narodowej katalog nazwisk będących obiektem zainteresowania PRL-owskich służb bezpieczeństwa. Wrzucił listę do internetu, a ponieważ nie weryfikował informacji - zestawienie było powodem wielu nieporozumień: osoby śledzone przez bezpiekę bywały przedstawiane jako współpracownicy służb.”

Łgarstwo, które prostowałem wielokrotnie. Nie tylko nie wrzuciłem do Internetu osobowego katalogu IPN, który przekazałem innym dziennikarzom, ale tłumaczyłem w mediach dlaczego tak nie robię zanim dokument się tam ukazał. Kłamstwem jest również stwierdzenie, że w katalogu znalazły się zwykłe osoby śledzone przez SB.

„W 2006 r. zdominowana przez PiS rada nadzorcza TVP wybrała Wildsteina na prezesa. Rządził państwową telewizją przez rok. W ostatnich latach znowu zajął się telewizją: pod koniec 2012 r. był redaktorem prawicowej telewizji TV Republika. Ze stanowiska zrezygnował w 2014 r. Obecnie jest współpracownikiem prawicowych tytułów: tygodników „wSieci” i „Do Rzeczy”, pojawia się także często w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. Przed laty Wildstein był masonem, m.in. wielkim mistrzem krakowskiej loży „Przesąd Zwyciężony”. Z działalności wolnomularskiej się wycofał.”

W Radiu Maryja i Telewizji Trwam pojawiłem się raz (jeden raz!). Nie dystansuję się. Demonstruję wiarygodność „Wyborczej”. Nie będę już zawracał czytelnikom głowy innymi przekłamaniami. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że jestem autorem kilkunastu książek (niektóre są tłumaczone na obce języki), za które dostałem kilka prestiżowych nagród literackich. O tym „Wyborcza” nie wspomina, natomiast odnotowuje dla mnie niespecjalnie ważny epizod mojej masońskiej przeszłości. Jak myślą czytelnicy – dlaczego? I dlaczego tak właśnie skonstruowała ten mój biogram?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych